— Wytłumacz mi tylko dwie rzeczy: jakiż to dług i czemu wypaplałaś wszystko Tategamiemu? — zapytała ze spokojem Rey, lecz można było odnieść wrażenie, że z jej rąk zaraz buchnie ogień piekielny i spali trzymaną przez nią gazetę.
Odłożyłam na bok kolejną kartkę do czarnej teczki od Hagane i zastanowiłam się nad odpowiedzią.
— Zaczynając od końca, to wcale nie powiedziałam wszystkiego, tylko najpotrzebniejsze fakty. Kyoya zna Rock City na wylot. Jest też pewnie obcykany w znajomościach; w końcu, jak sam zaznaczył, wyzwań ma od pyty. Zawsze może się rozejrzeć za wybranymi. — Wzruszyłam ramionami i wbiłam wzrok w kolejną kartkę naćkaną kreskami, które powoli zlewały się w jedną masę.
Odkąd wróciliśmy do hotelu i zabukowaliśmy się w moim i Rey pokoju, ślęczeliśmy nad papierami o Wojnie — ja nad dokumentami z WBBA, Rey przeglądała tutejszą prasę w poszukiwaniu jakichś ciekawostek, które mogłyby być z nami związane, a Ren garbił się nad laptopem i zaklinał go na wszystko, co słodkie, próbując uzyskać dostęp do kolejnych ścisłych danych, czyli po prostu hakować stronę WBBA, norma.
— A co do rzekomego długu... — Odłożyłam na bok wszystkie papiery i oparłam brodę na dłoniach. — Kyoya od pięciu lat ma mi się odwdzięczyć za to, że nie sprasowałam go na kwaśne jabłko.
— Nie kumam — odezwał się Ren, nie odrywając palcy od klawiszy.
— Nie mogę się nie zgodzić — Rey poparła Hisamę, zgniatając gazetę i wrzucając ją do na wpół pełnego kosza. — Kyoya ma ci dziękować, że okazałaś mu litość...
— Nooo, może nie w tym sensie — chodzi o to, że gdybym nie rzuciła nim o ścianę, strumień mrocznej mocy przeciąłby go na pół.
Rey drgnęła, jakby wyczuła swoje ulubione ciastka miodowe.
— Znowu schodzimy na temat mrocznego gówna? — spytała, pochylając się do przodu. — Co tym razem?
— Chyba pamiętasz, jak przy rozmowie z Simbą ten palnął, że byłam w Nebuli, no nie? No to trafiłam tak akurat, gdy Doji miał okres, więc się mocno wnerwił na wszystko, co się rusza, i chciał wszystkich powybijać... Yoyo stanął na drodze rażenia jego bey'a, a ja — nie wiedzieć czemu — go odepchnęłam, dzięki czemu nie stracił żadnej części ciała, jedynie stłukł sobie nos, ot, cała historia! — Klasnęłam w dłonie i uśmiechnęłam się szeroko, łudząc się, że Rey nie będzie wnikać.
Odpuściła. — Czyli innymi słowy: uratowałaś mu dupę — podsumował Ren, zamykając laptop. Wyciągnął się na moim łóżku. — Tylko nie wydaje się jakoś wielce wdzięczny.
— Bo to Simba, tego nie ogarniesz nawet jakbyś był Platonem i Arystotelesem w jednym. Znalazłeś coś, prócz tego, co już wiemy? — zeszłam szybko z tematu Tategamiego, by nie drażnić ciśnienia.
— Tylko to. — Podszedł do drukarki, z którą wcześniej się połączył, a z której wystrzeliła zarysowana kartka. Wraz z Rey przybliżyłam się do niego i zerknęłyśmy ponad ramieniem.
— Mapa? — zmarszczyłam brwi.
— Nie taka zwykła. — Postukał palcem w rój kwadracików. — To jest zarys zabudowy Rock City. — Przesunął opuszkiem dalej, po liniach, które zbiegały się w jednym miejscu, potem znowu rozchodziły, schodziło, robiły spiralki... — A to mocno prawdopodobne położenie kolejnego fragmentu.
Wetknęłam niemal nos w mapę.
— Środek pustyni? No piknie, usmażę się do reszty.
— Nie taka do końca sama pustynia; są tam zgliszcza jakiegoś starego miasteczka.
— Ile kilometrów stąd? — spytałam konkretniej.
Ren przekrzywił głowę i zmrużył oczy.
— Pi razy drzwi... Piętnaście kilometrów?
Tlen chciał mnie zabić, wdzierając się gwałtowną ilością do płuc.
— Ale to tylko przypuszczenia — ostudziła Rey, odchylając się na krześle i ściskając za brzuch. — Wszystko może się jeszcze zmienić.
— Ale wiecie, co mnie zastanawia? — przeciągnęłam się, ziewając. Słońce bardzo ospale chyliło się ku zachodowi, ale ja i tak już padałam na twarz, pewnie przez zmianę czasową. — Skąd WBBA ma takiego wróżbitę, że im chociaż takie rzeczy rozkminia?
Ren złożył mapę i odłożył obok mojej teczki.
— Myślę, że może te fragmenty wydają jakieś pole... Coś, dzięki czemu jakiś radar może je wykryć...
— Z serii domysły i przypuszczenia, ciąg dalszy — mruknęłam, wywracając oczami. — Coś jeszcze, Sherlock'u?
Hisama zamierzał coś dodać po chwili namysłu, ale ubiegła go Rey:
— Meg, masz podpaski?
Zerknęłam na nią, zdziwiona gwałtowną zmianą tematu.
— Nope, okres skończył mi się nie dawno, więc nie brałam, a co?
Makimoto skrzywiła się lekko, nadal trzymając za brzuch.
— No, bo chyba mam error 000.
Ren zmarszczył brwi.
— Czyli...?
— Kobiece sprawy! Lecę do sklepu! — zawołałam, zrywając się na nogi.
— Cz-czekaj, pójdę z tobą!
♧~♧~♧
— Theank you, goodbye!
Dzwoneczek nad drzwiami towarzyszył nam, gdy wyszliśmy z marketu. Odetchnęłam popułudniowym powietrzem, ocierając czoło.
— Ło matko, udało się — westchnęłam i uniosłam zwycięsko torebkę.
— Dogadanie się z rodowitą Egipcjanką nie jest proste — potaknął Ren.
— Zwłaszcza gdy zero mówi po japońsku, a angielski kuleje, albo w ogóle leży w rowie. — Ruszyliśmy żwawym krokiem do naszego hotelu, który znajdował się dobre kilka przecznic dalej. — Rey wytrzymaj, pomoc nadchodziiii!
— Wy kobiety to macie przewalone — zarechotał Hisama, za co dostał torebką podpasek w łeb.
— Też se uświadomił — prychnęłam.
Kilkanaście metrów przeszliśmy w milczeniu. Widząc jak bardzo Afryka różni się od Japonii ścisnęłam mocniej ramiączko od torebki, i złapałam Rena pod ramię; nie protestował, przyzwyczajony do takowych zachowań. Najwyżej jego pobiją, a ja ucieknę. Po pomoc, rzecz jasna.
— Całkowite przeciwieństwa, co? — szepnął Hisama, a ja bez słowa potaknęłam.
Grupa dzieciaków przecięła nam drogę; byli mizerni, wychudzeni, ubrani w podarte i za małe łachmany. Powiodłam za nimi wzrokiem, dopóki nie zniknęli mi w tłumie, gdzie z kolei wypatrzyłam nastolatka w moim wieku, który zaiwanił właśnie jakiejś kobiecie portfel z kieszeni. W zaułku dwa chude psy siłowały się o starą kość.
W którymś momencie inna rzecz po naszej prawicy przykuła moją uwagę, podczas gdy inni ją ignorowali. Stanęłam przy wejściu do jednego z zaułków, równie śmierdzących, jak w Tokio. Ren spojrzał ponad moim ramieniem i syknął pod nosem "chodź". Stałam dalej, przypatrując się jak grupa chłystków znęca się nad małym chłopczykiem.
— Zostaw, to nie nasza sprawa — warknął i odciągnął mnie na dwa metry. — Dzieciak podpadł i ma za swoje.
— Mówi to osoba, której było trzeba zawsze tyłek przed starszymi ratować — prychnęłam i szturchnęłam go w tors.
— Nie musiałaś; sam sobie świetnie dawałem radę — uniósł się dumą.
— Taa, zwłaszcza z Matulskimi. — Sama się zdziwiłam, że pamiętam takich buraków jak bliźniacy, którzy za szczególną ofiarę obrali sobie mojego kumpla. Teraz nie żyli, pożarci przez płomienie.
— Ej, ostatnim razem przywaliłem starszemu w nos!
— Fakt, ale później ja musiałam po tobie poprawić — młodszego walnąć w klejnoty, a potem obu poszczuć Valcirią. — Ruszyłam do przodu, ale Ren złapał mnie za ramię.
— Nie moja wina, że nie odziedziczyłaś po matce talentu kulinarnego, lecz skłonność i dryg do bójek po ojcu!
Spojrzałam na niego zamglonym wzrokiem. Na samo słowo "matka" i "ojciec" zrobiło mi się ciężko na sercu. Czemu pamiętam takie bzdety jak Matulscy, a nie potrafię przywołać wyrazistych twarzy rodziców?
Kopnęłam Rena w kostkę i nim znów mnie złapał, wpadłam do zaułka, wyciągając wyrzutnię, ale nie nakładając bey'a.
Napastnicy — czterech chłopaków, jeden max dwa lata ode mnie młodszy — w dalszym ciągu wyśmiewali się z młodszego dzieciaka, zwiniętego w kłębek na ziemi, którego dwóch okładało po brzuchu, i nawet nie zauważyli małej dziewczyny, przycupniętej na zamkniętym kontenerze.
Pora odreagować.
— Mogę się dołączyć? — zapytałam spokojnie, lekką angielszczyzną, kątem oka widząc jak Ren przyglądający mi się z ukrycia, strzela sobie facepalma.
Dzieciaki momentalnie zamarły, przerażone i zdziwione jednocześnie, lecz gdy zobaczyli niezbyt groźna nastolatkę, szybko odzyskali rezon. Ofiara otworzyła lekko załzawione bursztynowe oczy.
Najstarszy, który chyba, jako jedyny zrozumiał, co powiedziałam, postąpił krok w moją stronę, podczas gdy ja wesoło przerzucałam wyrzutnię z ręki do ręki.
— Spadówa — warknął tylko. — Nie twój interes.
— Ano mój, może też bym chciała się zabawić, hm?
Chłopiec skulił się jeszcze bardziej.
Rudzielec, "dowódca", zachowaniem bardzo przypominający mi jednego z Matulskich, otaksował mnie wzrokiem i prychnął rozbawiony.
— Ta, bo co, bledyereczką se jesteś?
Wzruszyłam ramionami i zeskoczyłam na ziemię.
— Dla takich jak wy szkoda marnować bey'a.
Ściągnął brwi rozjuszony.
— Ah taak? — W półmroku błysnął mi krótki scyzoryk.
— Okładanie pięściami i kopanie to tandeta. Lepiej jak zrobisz coś... niespodziewanego. — Gwałtownym ruchem obróciłam się i kopnęłam rudego w tors. Poleciał do tyłu i uderzył w kontener. Stanęłam akurat twarzą do przerażonego Rena. Uśmiechnęłam się szeroko i zasalutowała, wystawiając koniuszek języka. Odwróciłam się, akurat by sparować wyrzutnią scyzoryk.
— O, już lepiej! Ale to słaba broń. — Uchyliłam się w bok, by następnie uderzyć rudego w nadgarstek. Wrzasnął z bólu i upuścił broń, którą kopnęłam pod śmietnik.
— Zasrana turystka; co ty sobie myślisz?! — warknął.
Jego koledzy ruszyli do przodu.
— To, że jesteś nudny — skwitowałam i pstryknęłam palcami. Gęsta mgła oplotła się wokół nóg podlotków, a ci omal się nie posikali. — Egh, tak jak myślałam, mocni tylko w starciu ze słabszymi — westchnęłam.
— W-wiedźma! — zawołał jeden z nich.
— Ej, to, że rano się nie uczesałam nie znaczy, że możesz mnie wyzywać od czarownic! — fuknęłam i kopnęłam go w zad, gdy już uciekał w popłochu. Po kilku sekundach ślad i mgła po nich zanikły. — Boże, debili nie sieją, sami wschodzą — wymamrotałam.
Odwróciłam się w stronę dzieciaka, który o własnych siłach zdołał podciągnąć się do pozycji siedzącej i teraz wpatrywał się we mnie jeszcze bardziej przerażony.
— Cały jesteś?
Mógł mieć z sześć lat i bieda aż od niego biła, więc nie wiedziałam, czy zrozumiał nawet tak proste zdanie po angielsku.
Wystawiłam kciuk w górę i uniosłam pytająco brwi.
Uniósł swój kciuk.
— I piknie, zmykaj.
Gdy młodzik czmychnął w popłochu, rozmasowałam ramię.
— Łał, nie wiedziałam, że jeszcze potrafię się bić!
Idiotka — burknęła Valciria swoim najbardziej karcącym, rodzicielskim tonem. — Od lat nie ćwiczyłaś; mogło ci się coś stać!
— To jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina.
Wyszłam z zaułka, odebrałam torebkę od Rena i od razu dostałam dziesięcino minutowe kazanie. Pierniczył o tym samym, co Valca, że jestem nierozważna, lekko myślna i tak dalej, a ja wolałam napawać się tym, że chociaż na chwilę mogłam odreagować. Szkoda tylko, że mocniej ich nie skopałam...
— Opowiedz mi o moich rodzicach — zarządziłam w którymś momencie, przerywając Hisamie monolog.
Ren stanął jak wryty i spojrzał na mnie, mrugając kilkakrotnie. Zatrzymaliśmy się akurat przy przejściu dla pieszych.
— Ja mam ci o nich opowiadać?
Potaknęłam.
— Dlaczego? Teraz?
Przekrzywiłam lekko głowę, aby na niego spojrzeć, uśmiechając się lekko. Zapaliło się zielone, ludzie ruszyli, a my nadal staliśmy.
— Bo ich nie pamiętam.
Bujakaszaaaaa!
Meg: Oklaski i wiwaty na stojąco ci się należą!
A poproszę ^^ chociaż mogło pójść lepiej xd W zasadzie... to mam w zapasie jeszcze pięć rozdziałów, ale są one w całkowitej rozsypce — raz jakiś jeden wątek, później strzałka i leci coś innego, więc jawięcej czasu mi się schodzi z tym, żeby to ogarnąć... Dlatego nie wiem czy prędko pojawi się szybko druga część tegoż rozdziału
Na razie się żegnam
Bajooo
PS. TO TEŻ NIE JEST OFICJALNY POWRÓT DO REGULARNEGO WSTAWIANIA ROZDZIALOW! Chociay one tutaj nigdy nie byly regularne xp
Hanako*przykucnęła przy trupach kolesi z którymi biła się Meg mają odcięte ręce i nogi* no cóż wnerwili mnie i tyle *wstaje * denerwujące typy
OdpowiedzUsuńMiju: 0.0 z tobą ok?
Hanako: Nie! Asha nie pisze rozdziału a w nim mam w końcu rozładować prezent z okazji szesnastych urodzin! A prezebt dał mi Iro!
Miju: Czyli ty w urodziny zabiłaś ojca i zdradziłaś rodzinę brawo
Beta: Zaczyna się
Akana: jest ekipa! *tuli całą ekipe* w końcu Hanako przestanie deprechować
Hanako: mówiłaś coś *daje ostrze kosy przed siebie*
Akana: a nic *usmiecha się*
Ja: *stara się nie udusić kaszlem* czekamy na kolejne rozdziały
Meg: *przygląda się trupom*
UsuńRen: *blisko omdleniu*
Meg: Dzięki, Hana, odwaliłaś za mnie robotę! ;D
Ren:.... nie zrozumiem kobiet... nigdy...
Meg&Rey: Poległbyś!
*zawzięcie stara się doczytać książkę* hm, czyżby nie tylko ja męczyła się z kaszlem?
Meg: *kręci się na krześle* taki okreeees
*na myśl że jutro poniedziałek robi jej się zimno*
Meg: Ale przynajmniej udało nam się odpowiedzieć na jeden kom!
Teraz jeszcze by się przydalo u Kel xd
Meg: Kelly zostaw *unika kuli wiatru* i weź u mnie wstaw drugą czesc 28 rozdziału i poogarniaj resztę!
..... idę oglądać *zagrzebuje się pod kocem z telefonem i słuchawkami*
Meg: >.>
Eszter: Jak nie zrozumiesz kobiet to tym bardziej nie zrozumiesz tych z rodu Khoury. Chwila on jest z Japonii?
UsuńHanako: Zostaw go ten Japończyk jest spoko!
Ja: Nom mam. Wszystko przez sztandar na mieście. Nie dość, że na cmentarzu cień, to w śniegu każą stać
Hanako: Nie ma za co Meg. Przecież wiesz, że jak coś się tobie stanie to oprawcy będą ginąć w męczarniach.
Ja: Jutro....jedyny dzień bez wychowawczyni normalnie święto :)
Przeczytane!
OdpowiedzUsuńLilka:Rock Sity to miasto jest toksyczne.
Też mam w planach podobną scenę z bójką XD
Jack: Ty w życiu nie skończysz pierwszej części.
Lilka: Do rzeczy. Ren powinno ci być teraz wstyd, a miesiączka na pustyni to klątwa szatana. Dzięki Bogu to nie są moje dni. Jak będziecie prowadzeni do tych ruin to uważajcie na Buca. Jeszcze was lwami poszczuje albo wrzuci pod tornado.
Fajnie, że dodałaś kolejny rozdział. Muszę nadrobić rozdziały na ninjago u Kelly bo jestem chyba cztery rozdziału w plecy U-U"
No to czekam na next!
XOXOXO
Meg: *z niesmakiem wygląda przez okno na miasto* tia, zwłaszcza jak jest tu wataha Króla lwa
UsuńKyoya: słyszę to
Meg: Brawo, nie jesteś głuchy
O, może już wchodzmi na wyższy poziom znajomości, Kruk xD
Meg: ciebie i twojej kumpeli to nic nie pobije; wy powinnyście byc jednością
Też tak uważamy *poważnie kiwa głową* ze wszystkich klasowek by piateczki byly! XD
Kel: *macha ręką* spoko, u mnie Nessa tylko nagłówek męczy a rozdział leży i już nawet nie skomla
Meg: przyjmujesz ten fakt nad wyraz spokojnie
Kel: *obraca miedzy palcami długopis* bo ja jestem bardzo spokojnym człowiekiem. Dopóki mnie ktoś porzadnie nie wnerwi *łapie długopis jedną ręką*
Okeeey, zrozumiałam aluzję! *idzie kończyć anime*
Kel: *grzmoty i pioruny a w tle latające łyżeczki*
Bo poszczuję się Eliasem!
Kel: Już się boję zmutowanej wróżki!
O, zapomniałam!
UsuńXOXOXOXOXOXOXOOXOXOXOXOXOXOX
^^