— Twoją matkę zapamiętałem, jako osobę... stonowaną. Nie okazywała nadmiaru emocji, gdy nie było takiej potrzeby, nie uśmiechała się niepotrzebnie. Zajmowała się całym domem, rzadko chciała przyjmować czyjąś pomoc; czasem trzeba ją było niemal zmuszać do przyjęcia pomocnej dłoni, zwłaszcza po porodach, gdy twój ojciec nie mógł za długo jej pomagać. Tak, była mocno uparta i chyba odziedziczyłaś tę cechę właśnie po niej, tak samo jak włosy — czarne i lśniące jak skrzydła kruka. Ponadto... Gdy się ją wkurzyło wychodził z niej istny demon; brakowało tylko mrocznej aury i jarzących się czerwonych oczu. Pamiętam, jak raz nam się oberwało, gdy bawiliśmy się w błocie, nie śmiej się, tak było! Wróciliśmy cali umazani, a twoja mamuśka czekała na nas w progu z mydłem i szorstką gąbką. Nie wypuściła z łazienki, dopóki nie błyszczeliśmy jak porcelana. Potem jeszcze ja od swojej dostałem opiernicz, że nabrudziłem u ciebie, eh, cudne czasy...
Wracając, bardzo lubiłem twoją mamę i, wstydź się przyznać, żałowałem czasem, że to nie ja jestem jej synem. Była troskliwa, ale bez przesady — wyrzucała cię czasem na głęboką wodę i radź se sam. Wcześniej już napomniałem, że była świetną kucharką. Jej popisowe danie: niby zwykły omlet, ale z cudownym nadzieniem. Ugh, aż się głodny zrobiłem. Robiła go, co tydzień w niedzielę, a ty zawsze coć podkradałaś i przynosiłaś mi, gdy spotykaliśmy się przy jeziorze.
Miała też swoje humory jak każda kobieta. Bywały tygodnie, kiedy nie pozwalała ci wychodzić z domu, bo zawiniłaś jakąś małą głupotą, a czasem dawała ci wolną rękę na wszystko. Cóż, zaliczała się do osób nader stanowczych i nieustępliwych w swoich postanowieniach. Jak ją zapamiętałem z wyglądu? Hm, przeciętnie wysoka, bardziej chuda niż szczupła o długich aż za pas czarnych włosach, które w wiosce stanowiły jej znak rozpoznawczy. Oczy miała tak ciemne, że zdawało się, że prawie czarne; zresztą Aki je po niej odziedziczył. Nawet z upływem lat zawsze gościł w nich ten nastoletni, chytry błysk; gdy miała tyle lat, co ty chyba nie zaliczała się do grzecznych dziewczynek. I to w sumie tyle z tego, co zapamiętałem.
— Teraz o ojcu — szepnęłam, wpatrując się w chodnik przed nami. Przeszliśmy dopiero połowę drogi, z tego powodu, że szłam wolniej od ślimaka, starając się zapamiętać wszystko, co mówił Ren.
Hisama westchnął głośno i podrapał się po karku.
— Wiesz, tutaj informacje będą szczuplejsze, bo twojego ojca znałem słabo, bardzo słabo, a to, dlatego że ciągle podróżował. Zresztą — uśmiechnął się krzywo — chyba za mną nie przepadał. Nie rób takiej zdziwionej miny, mówię serio. Po tym jak nasze mamy pierwszy raz nas ze sobą "spiknęły" i bawiliśmy się pod tym dużym dębem, kiedy mnie zobaczył, prawie spalił mnie wzrokiem. Nie wiem, może nie byłem według niego odpowiednim kandydatem na twojego męża... Ał, czemu znowu w kostkę!
Były okresy, gdy znikał nawet na trzy miesiące. Straaasznie mi wtedy narzekałaś, oj, ledwo szło z tobą wytrzymać. A gdy już wracał, wnioskując po twojej radości, stanowił przykład dobrego ojca. Nigdy nie słyszałem, aby na was krzyczał, ani tym bardziej bił. Promieniował, czasem nawet i przerażającym, spokojem. Biła od niego aura opanowania i taktu jak od dyplomaty. Ze swojego okna w pokoju widziałem go jak stoi u was na ganku wieczorami i wpatruje się w horyzont z miną wytrwałego filozofa, obracając między palcami papierosa. W ogóle ciekawe, jaka toż praca kosztowała go tyle nerwów, że wypalał lekko paczkę dziennie... Kiedyś twoja matka zrobiła mu awanturę, że niszczy sobie zdrowie, a on w ramach odpowiedzi uśmiechnął się do niej przemile, odpowiedział coś szeptem, i na jej oczach zapalił kolejnego papierosa, za co dostał brudną szmatą po głowie, ale chyba szybko im przechodziło, co nie?
Wzruszyłam niedbale ramionami, wgapiając się w swoje dłonie. Musiałam się powstrzymywać, aby nie zaciskać ich w pięści.
— Jednak pamiętam jak mocno się pożarli, po tym jak kiedyś wrócił zdołowany z roboty... Przybiegłaś wtedy do mnie z płaczem i nie chciałaś wracać do domu. Moja matka pozwoliła ci zostać na noc, a potem cię odprowadziła, aby upewnić się, że atmosfera już ostygła.
— Pamiętam — wymamrotałam, ściągają brwi, a Ren zamilkł. — Miałam chyba wtedy sześć lat; ojciec wrócił zdołowany, nigdy go jeszcze takiego nie widziałam. Bawiłam się pod dębem i gdy go zobaczyłam, chciałam go przytulić, bo nie widziałam go bite trzy miesiące. Odtrącił mnie. Odepchnął jak brudnego kundla. Zdarłam sobie wtedy skórę na dłoniach i przez tydzień nie mogłam utrzymać wyrzutni. Gdy wtedy spojrzałam w jego oczy nie zobaczyłam wściekłości czy odrazy. Tylko bezdenną rozpacz, w której szło się utopić. Bez słowa mnie wyminął, nawet nie pomagając wstać. Wieczorem zasiadł w salonie i pogrążył się w swoim letargu, pomijając papierosy tanim piwem. Parę godzin później pokłócił się z matką, a ja nawiałam do ciebie. — Przystanęłam, zdawszy sobie sprawę z tego jak szczegółowo pamiętałam tamto zdarzenie. Ren bez słowa zatrzymał się obok. — Nie wiem do końca, o co się kłócili, ale na pewno było to związane ze mną i Akim. O naszą przyszłość.
Zamilkłam na dobre dwie minuty i szybko ruszyłam dalej. Ren dogonił mnie i nie odzywał się przez dłuższa chwilę.
— Możesz już mówić — wysiliłam się na krzywy i sztuczny uśmiech.
Skinął głową, zbierając myśli.
— Masz po nim oczy — odezwał się w końcu, a mnie zdziwiła lekko nagła zmiana tematu. Miałam wrażenie, że chciał dalej ciągnąć stare wspomnienie, lecz się zawahał i zszedł na inny tor. — Tak samo intensywne, tak samo fioletowe. Nikt w Kagutsu takich nie posiadał. Jesteś mieszanką ich obojga — włosy po matce, oczy po ojcu, charakter coś z jednego i coś z drugiego. Wybuchowe połączenie — zaśmiał się cicho, i nerwowo.
— Coś działo się po tym, jak moi rodzice tak mocno się pożarli?
Machnął lekceważąco ręką, ale nie podobała mi się jego mina. Zbyt długo go znałam, aby dać się nabrać.
Musiałam odłożyć pytania na później, gdy dostałam wiadomość od Rey. Moje myśli szybko zbiegły na inny tor.
— Pośpieszmy się, jeśli, cytuję, nie chcemy mieć Morza Czerwonego w pokoju — oznajmiłam i ruszyłam truchtem przed siebie. Renowi wystarczyły dwa kroki, aby się ze mną zrównać.
Do hotelu na szczęście mieliśmy niedaleko i po niespełna dziesięciu minutach byliśmy już w środku. Zatrzymałam się w progu, gdy Hisama otworzył mi drzwi. Czułam, że oczy mam wilgotne i chwila moment, a mogłabym się rozpłakać, nie wiedzieć nawet z czego konkretnie.
— Ren?
— Tak. — Spojrzał na mnie przelotnie.
— Nie powiedziałeś mi najważniejszego.
Zmarszczył brwi.
— Jak nazywali się moi rodzice?
Uśmiechnął się słabo, zażenowany własną głupotą, jak i przerażony tym, że można nie pamiętać imiona własnych rodziców.
Nachylił się i wyszeptał mi do ucha dwa magiczne słowa, an których brzmienie oczy mi się zaszkliły:
— Kathrina, Ihiro.
W zasadzie to mogłam to wstawić od razu, bo rozdział wyszedł krótki , zresztą, mogę tu jeszcze coś dodawać, gdy mnie najdzie wena, więc no... Powiedzmy, że zajmowałam się nagłówkiem xD a i tak wyszedł... średni :/ eh, jak zwykle mam pełno wątpliwości ^^" ale i tak wstawię go dopiero po 30 rozdziale, bo tak xp
Okiii, spadamy, bajo
~ Nessssa~
Akurat miałam dla cb zrobić nowy nagłówek bo ten schrzaniony, a zdolności mi się poprawiły. Fajnie, że nieco poznajemy przeszłość Meg
OdpowiedzUsuńBeta: Ciekawe. Fajnie tak powspominać dawne czasy.
Miju: Weź na wspomnienia mi się zebrało.
Akana: Nie tylko tobie.
Kai: Bez wspomnień mi tu.
Hanako: A dlaczego? Bo Miju zacznie wypominać w jakie sposoby dziewczyny dawały ci kosza?
Miju:*zaczyna się śmiać* Gdy byś ty widziała co on momentami wyprawiał. Jednej śpiewał serenady pod oknem. Potem musiał uciekać przed jej ojcem i bratem. Byli uzbrojeni w maczety
Hanako: Ciekawie
Ja: Czekam na kolejny rozdział
Ja bym cię chętnie zatrudniła do zrobienia nagłówka do dugiej części u Meg, bo chcę żeby to właśnie było takie "woooow", a więc może dp tegp czasu dobrniesz do doskonałości ;D
UsuńMeg: Wspomnienia, wspomnienia, na mój łeb to za dużo wspomnien!
Rey: raz marudzisz że je straciłaś, teraz marudzisz że ci wracają!
Meg: Bo to za duuużo! Wojna, wspomnienia, litości!
*zaciera rączki* hehe, a ja mam jezzcze dużo komplikacji w planach... *dostaje książka*
Meg: Zakopmy ją gdzies