W
piątek rano, około 9, wybyłam z mieszkania. Zarzuciłam kaptur od szarej bluzy
na głowę i udałam się w stronę sklepu/warsztatu Madoki. Po drodze mijałam
nieznane mi twarze, w uszach dźwięczały mi słowa piosenki. Zastanowiłam się,
czego to może ode mnie chcieć Amano. Może chodzi jej o wyniki Valcirii? Albo
Bóg wie, o co...
Po
co tam idziemy? odezwała się sennie Valciria.
Już miałam jej odpowiedzieć na głos na szczęście w porę ugryzłam się w język,
przypominając sobie, że nie jesteśmy same.
Madoka chce
pewnie pogadać albo sprawdzić twoje wyniki.
Smoczyca ciężko westchnęła, ale nic nie dodała. Resztę drogi przeszłyśmy w
milczeniu, które ostatnimi czasy coraz częściej między nami zapadało. Też
westchnęłam w duchu. Coś niedobrego się z nami działo. Kryzys w związku.
Po kilkunastu minutach niespiesznego spacerku doczłapałam się do warsztatu
Amano. Na drzwiach wisiała karteczka OTWARTE, a za szklaną witryną prezentowały
się różnego rodzaju i typu bey'e. Popchnęłam drzwi i wraz z odgłosem dzwonka
weszłam do środka. Wnętrze nic się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty.
-
Madoka? - zawołała.
Po dwóch sekundach na metalowych schodach rozległy się kroki, a po
kolejnych dwóch z pomieszczenia na dole wyszła mała dziewczyna... nie
Madoka.
-
Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - spytała uprzejmie różowowłosa, na oko, 14-latka.
Wyszłam z chwilowego szoku.
-
Przyszłam do Madoki.
-
Była pani umówiona?
-
Ta, jest u siebie?
Różowowłosa potaknęła przypatrując mi się z lekką ciekawością, zwłaszcza
wyrzutni.
-
Zawołasz ją? - podsunęłam unosząc brwi.
Szybko kiwnęła głową i zniknęła na spiralnych schodach schodzących w dół.
Czyżby Madoka zatrudniła kogoś do pomocy?
Po kilkunastu sekundach znowu rozległ się odgłos lekkich kroków, lecz tym razem
pojawiła się Madoka z wiecznym uśmiechem na ustach.
-
Hej Megi, dobrze, że jesteś. - Rzuciła mi się na szyję.
-
Jakaś pilna sprawa? - zapytałam, gdy mnie oswobodziła z uścisku.
-
Chodź na dół, tam pogadamy.
Rozległ się odgłos dzwonka, gdy drzwi się otworzyły wpuszczając do środka
dwójkę dzieciaków.
-
Stephanie, zajmij się klientami - zawołała Madoka przez ramię.
-
Hai! - Różowowłosa z promiennym uśmiechem zajęła się początkującymi bleyderami.
Wraz z Amano zeszłam do jej pracowni.
-
Zatrudniłaś kogoś? - zagadnęłam siadając na kanapie pod prawą ścianą. Madoka
zasiadła na kręconym krześle przy zagraconym biurku.
Skinęła głową.
-
Już jakiś czas temu, przed twoi wyjazdem. Stwierdziłam, że przyda mi się pomoc.
- I
od tak ją znalazłaś?
Wzruszyła ramionami lekko się uśmiechając.
-
Chyba miałam farta. Uwierzysz, że ledwo, co wstawiłam ogłoszenie a Stephanie
pojawiła się już następnego dnia i od razu przypadła mi do gustu!
- A
zna się przypadkiem na tym, co robi? - Uniosłam brwi. - Trzymała kiedykolwiek
wyrzutnię?
-
Oj Megi, nie bądź taka surowa. Ale tak mówiła mi, że coś tam trenuje... Ale nie
po to cię tu ściągnęłam!
Stephanie zjawiła się jak na pstryknięcie palcami. Fascynujące.
-
Chodzi o wyniki Valcirii? - spytałam prosto z mostu.
Amano potaknęła.
-
Taka rutynowa kontrola, no wiesz żeby upewnić się, że...
-
Poziom mocy Valcirii nie jest zbyt wysoki, co mogłoby doprowadzić do
uszkodzenia, w najgorszym przypadku zniszczenia bey'a - wyrecytowałam i nałożyłam
Valcirię na kuczer. Co miesiąc Madoka robiła jej taki test, więc w sumie mogłam
się domyślić, po co mnie ściągała. Ostatnimi czasy myślę o tym, co nie trzeba.
Valciria zawirowała na małej arenie, do której były podłączane kable pnące się
ku laptopikowi asystentki Tsubasy.
Madoka założyła gogle na nos biegając palcami po klawiaturze. Podeszłam
do biurka i zapuściłam żurawia przez jej ramię. Chwilę trwałyśmy w milczeniu.
Jak zwykle na ekranie pojawiły się masy wykresów, liter, cyfr i jak zwykle nic
mi to nie mówiło. Starałam się odczytać z twarzy Amano czy jest dobrze, czy
źle, ale już chyba lepiej szło mi z Bestiami.
-
Iiiiii? - spytałam przerywając ciszę.
-
Nie jest źle - odpowiedziała po dwóch sekundach.
-
Ale bardziej dobrze czy bardziej źle?
-
Nie, nie, jest w porządku! - zapewniła ściągając okulary.
- A
ten czerwony wykres? - wskazałam na jedną z poziomych linii. Była
intensywniejsza od pozostałych. Inne graniczyły między błękitem a czerwienią.
-
To wskaźnik mocy Valcirii. Jest ciut poza normę... ale w waszym przypadku to
raczej normalne. U Pegasus'a czy Leone'a jest podobnie - uśmiechnęła się
starając dodać mi otuchy. Sama nie wiedziałam czy mnie uspokoiła. Zazwyczaj
byłyśmy w okolicach normy.
Przywołałam Valcirię.
-
Tyle? - Nie czekając na odpowiedź schowałam bey'a do pudełeczka.
Madoka przejechała po ekranie wskaźnikiem myszki. Wykresy zniknęły
i pojawił się przekrój mojego bey'a rozłożonego na części. Skoro ja od razu
spostrzegłam rysę na energy ringu to Madoka tym bardziej. Posłała mi pytające
spojrzenie.
-
Nie ważne. - Machnęłam na to ręką błądząc wzrokiem po ścianach.
-
Coś się wydarzyło w Komie? Jakaś mocniejsza sprzeczka z Hyomą?
-
Nic się nie stało - ucięłam.
-
Rysy nie pojawiają się od tak...
-
Madokaaaaa. To nic takiego, serio. Mały wypadek.
-
Jaki wypadek?
Westchnęłam ciężko żałując swoich słów.
-
Nic groźnego. To wszystko?
-
Jak chcesz to mogę to wyszlifować...
Nie życzę sobie, aby ktoś przy mnie majstrowałam - warknęła
Valciria. Uśmiechnęłam się w duchu. Nie przepadała za takimi sprawami zupełnie
jak ja za lekarzami.
Przekazałam jej słowa Madoce.
-
Jasne, jasne, jak nie to nie. - Wyłączyła laptop i założyła okulary na głowę
robiąc z nich opaskę.
Zerknęłam na zegarek. W sumie nigdzie mi się nie spieszyło, ale Madoka
mogła stwierdzić, że będzie drążyć temat.
-
To wszystko na dziś pani doktor?
Zaśmiała się cicho.
-
Tak, nie będę cię dłużej zatrzymywać. Sama zresztą mam masę roboty - wskazała
na biurko zawalone częściami beyi. - Niektóre dzieciaki porywają się na
silniejszych od siebie bleyderów i oto skutki. Zupełnie jakbym ciebie widziała
- puściła do mnie oczko, a ja nie mogłam się nie uśmiechnąć. Denerwowanie
starszaków było moim ulubionym zajęciem.
Pożegnałam się z koleżanką i wyszłam do sklepu, pozostawiając Madoką w
swoim świecie. Stephanie obsłużyła już dwójkę młodych bleyderów i rzuciła mi
ciekawskie spojrzenie zza lady.
-
Jesteś koleżanką pani Madoki? - odezwała się nagle, gdy położyłam już dłoń na
klamce. Zerknęłam na nią przez ramię. - Megan, prawda? Pani Madoka wiele mi o
tobie mówiła. Podobno jesteś jedną z najlepszych bleyderek w promieniu wielu
kilometrów.
-
Nigdy nie wiesz do końca w to, co inni mówią i sama się przekonaj - zacytowałam
słowa mojego trenera.
Stephanie lekko się speszyła.
-
Przepraszam za tak bezpośrednie stwierdzenie.
-
Nie ma, za co. Ty podobno też grasz? - zmieniłam temat.
Różowowłosa machnęła lekko ręką.
-
Ledwie początki. Ale mam nadzieję, że kiedyś będę miała zaszczyt z tobą
walczyć.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Przed tobą jeszcze daleka droga.
Wyszłam
bez słowa.
♧~♧~♧
Prosto od warsztatu Madoki skierowałam się za miasto w stronę ruin starego
stadionu. Doszłam do wniosku, że jest jeszcze wczesna pora a z Rey na
buszowanie po mieście umówiłam się dopiero na 12 a była ledwie 10. Zwinnym
krokiem wspięłam się na wzgórze. Już z daleka widziałam kamienne kolumny
przytrzymujące kiedyś sklepienie.
Stare ruiny były pierwszym miejscem, jakie odnalazłam podczas drugiego
tygodnia pobytu w Tokio. Tego samego dnia poznałem też pierwszą osobę -
bleyderkę Hikaru. Dziewczyna uparta, za wszelką cenę dążąca do celu. Chciała
wygrać w Bitwie Bleyderów dla swojej matki. Można powiedzieć, że się
zaprzyjaźniłyśmy. Szybko nawiązałyśmy kontakt gdyż miałyśmy podobne charaktery
jednak pewne zdarzenie zburzyły mur przyjaźni. Wszystko za sprawą zawszonej
organizacji.
Na szczęście prócz niej poznałam jeszcze kogoś. Można zgadywać że była to
Rey. I to chyba dzięki niej udawało mi sie wychodzić z częstych dołków jakie pod sobą kopałam... Poznałyśmy się przed rozpoczęciem Bitwy Bleyderów i potem jakoś się potoczyło że jesteśmy bf do dziś.
Stanęłam na środku areny gdzie kiedyś trenowałam. Nałożyłam Valcirię na
wyrzutnie stwierdzając, że drobny trening nie zaszkodzi.
- Le-tit-rip! - przesylabowałam standardową formułkę.
Valciria zaczęła
wirować w tumanach kurzu. Westchnęłam i przysiadłam na powalonej kolumnie
przełamanej na pół. Skrzyżowałam nogi, położyłam dłonie na kolanach. Przede mną
z trybun poodpadało kilka większych kamieni - dokładnie 4. Zamknęłam oczy
skupiając myśli.
Po paru sekundach szum wiatru na wzgórzu, dalekie odgłosy miasta ucichły.
W uszach brzmiał mi jedynie miarowy szum wirującego dysku. W czarnej nicości
przebijała się szara poświata mojego bey'a. Skupiłam się jeszcze bardziej
marszcząc lekko brwi. W umyśle ukształtowały się zarysy kamieni i ich dokładne
położenie. Wysłałam rozkaz, który Valciria natychmiast wykonała. Pierwszy głaz
rozpadł się w pył, zaraz za nim kolejny.
Nie powiem, że treningi Ryo nic nie dały. Bo dały. Dzięki paru jego
wskazówką mogłam postrzegać świat tak jakby z perspektywy Valcirii. Niestety
nie trwało to zbyt długo. Czując perlące się na czole kropelki potu
postanowiłam ostatnie przeszkody zniszczyć za jednym zamachem. Zmarszczyłam
jeszcze bardziej brwi.
-
Zniszcz! - rozkazałam. Szara poświata przybrała na sile i niczym taran
wystrzeliła z bey'a w dwa kierunki, na dwóch "przeciwników". Rozległo
się głośne: TRZASK!
Uchyliłam powieki. Valciria wirowała pomiędzy odłamkami wzniecając kurz.
Uśmiechnęłam się lekko. Bey rozbłysnął jasnym światłem uwalniając bestię.
Smoczyca wygięła grzbiet.
-
Nie ma to jak rozwalić cos z rana, co? - spytałam opierając brodę na
dłoni.
Potrząsnęła łbem. Myślałam, że przewróci jedną z trzech trzymających się
jeszcze kolumn. Ułożyła łeb na przednich łapach wbijając we mnie spojrzenie
lśniących oczu. Pogłaskałam ją po pysku, na co zamruczała zadowolona. Mogłam godzinami wpatrywać się w Valcirię i głaskać jej
sierść. Czułam z nią szczególną więź - mimo że to mogło wydawać się dziwne,
albo i nie, traktowałam Valcirię, jak rodzinę. W końcu tylko ona mi została.
Przed oczami stanęła mi szkarłatne płomienie pożerające wszystko co
spotkały na swojej drodze. Drgnęłam i zacisnęłam powieki. Poczułam ciepły
oddech na twarzy. Smoczyca wpatrywała się we mnie, lecz błysk z oczu
zniknął.
-
Przeszłość jest historią i historią pozostanie - odezwała się cicho.
Przygryzłam dolną wargę na ten cytat. Spojrzałam w niebo.
-
Wiesz, że niedługo 13 - mruknęłam. - I że będzie trzeba odwiedzić Akana.
-
Idziesz tam i tylko się katujesz.
Wstałam z kolumny i otrzepałam tył czarnych spodni z kurzu.
-
Ale chcę i nic tego nie zmieni. W końcu to mój brat no nie? Wypadałoby odwiedzić.
♧~♧~♧~♧~♧~♧
Szczerze, to nie miałam kompletnie pojęcia na zakończenie, więc wyszło jak wyszło, nie bijcie xP
Meg: Jak dla mnie rozdział nijaki...
Co ty byś chciała? Aby non stop coś się działo!? Przecież wiesz że nie lubię jak akcja idzie za szybko
Kel: Dlatego u mnie się tak dłuży? >.>
Ej, jeszcze tylko 10 rozdziałów, i to chyba nie całe 10! Dobra, w takim razie lecę kończyć serię u Kelly a tutaj się zegnam
Papa
~Vanessa~
Jenn: Valca już tak nie marudź z tymi testami, zawsze mogło być gorzej xD Ooj, Megi *łapie dziewczynę w przytulas i zmienia głos na łagodniejszy* Wiem, co czujesz, idąc na grób...
OdpowiedzUsuńIzumi: Ale smętami zaleciało
Izu, kocham cię xD
Izumi: ^^
Jenn: O kurde skończyłaś depresję?
Nie, utopienie pod prysznicem mi nie wyszło
Jenn: Jaką trzeba być ciotą, by się nie umieć zabić?
Trza być mną xD
Jenn: Idiotka, no a wracając do tych poniszczonych beyi, to widzę, że Tategami dalej sobie szaleje
Kyoya: Oczywiście -.-
Jenn: Weź sobie roboty poszukaj
Kyoya; I kto to mówi?
Jenn: Ej ja mam robotę! *obrywa poduszką i patrzy zirytowana na Autorkę* No co?
Zero gadania o 2 akcie!
Jenn: Jebnąć ci?
Wal się
Izumi: *przechodzi pomiędzy wiązkami demonicznej energii i tasakami* Także my się żegnamy i czekamy na next ^^