Połysk falujących czarnych włosów, jak skrzydeł kruka przeciął białą przestrzeń. Z mgły uformowała się kobieta. Widziałam jedynie że jest wysoka i szczupła; po prostu idealna, jak na pierwszy rzut oka. Ja stałam jak sparaliżowana pośrodku białych ścian a ona patrzyła na mnie niewzruszonym spojrzeniem czarnych oczu.
Silny wiatr rozwiał wpierw jej długie włosy, potem całą postać.
Przywiał ze sobą ciemność jaka pożarła wszystko dookoła.
Spadłam w otchłań.
Mrok rozświetlił biały puch opadający na tego samego koloru włosy, w całkowitym nieładzie. Okalał postać dobrze zbudowaną - mężczyznę o szerokich barkach, wysokiego; wyglądał na groźnego a jednocześnie - bezpiecznego. Twarz roświetlał niewyraźny szczery uśmiech gdy na mnie patrzył, a ja znów stałam, jak słup soli. Wpatrywałam się we fiołkowe oczy pałające radością...
- Mamo.... tato....? – Nie wiedziałam czy te słowa należą do mnie czy do przerażonego dziecka. Lecz gdy rozbrzmiały echem po pustej przestrzeni wszystko rozpadło się jak stłuczona porcelana.
Mrok rozświetlił biały puch opadający na tego samego koloru włosy, w całkowitym nieładzie. Okalał postać dobrze zbudowaną - mężczyznę o szerokich barkach, wysokiego; wyglądał na groźnego a jednocześnie - bezpiecznego. Twarz roświetlał niewyraźny szczery uśmiech gdy na mnie patrzył, a ja znów stałam, jak słup soli. Wpatrywałam się we fiołkowe oczy pałające radością...
- Mamo.... tato....? – Nie wiedziałam czy te słowa należą do mnie czy do przerażonego dziecka. Lecz gdy rozbrzmiały echem po pustej przestrzeni wszystko rozpadło się jak stłuczona porcelana.
Otworzyłam powieki gwałtownie siadając i łapiąc tlen, który uciekł z płuc. Kropelki
zimnego potu spływały po karku i kręgosłupie. Przymknęłam oczy, gdy na moment
oślepiły mnie promienie słońca, wpadające przez lukę w zasłonie.
Odetchnęłam głęboko i z powrotem opadłam na miękkie poduszki. Przekręciłam się
plecami do okna i nakryłam kołdrą po samą głowę. Zwinęłam się pod
pościelą w kłębek zaciskając zęby.
Czy to możliwe żebym ich widziała? Czy to
możliwe żeby to byli…oni? Wszystko było „dobrze” więc czemu to wspomnienie
wróciło i to ze zdwojoną mocą?
Przeszył mnie dreszcz. Widząc znów ich twarze wcale nie poczułam się lepiej. Wręcz odwrotnie. Wolałam już nie pamiętać rodziców.
Zrzuciłam z siebie kołdrę i podeszłam na okna. Odsłoniłam do końca zasłonkę. Wyjrzałem na zewnątrz opierając się o parapet. Słońce na mój widok jakby uciekło i schowało się za czarnymi chmurami zwisającymi nisko nad miastem. Będzie padać. Nawet pogoda doskonale odwzorowuje mój nastrój.
Podeszłam do szafy ospałym krokiem. I tak nie będę w stanie już zasnąć, nie po tym co zobaczyłam. Wyrzuciłam wszystkie jasne ciuchy (mimo że i tak było ich niewiele) by po kilku chwilach przebrać się w czarne legginsy i czarną bluzkę z ¾ rękawem. Eksplozja kolorów. Oparłam czoło o drzwi szafy przymykając powieki.
Nigdy nie czułam się tak fatalnie jak dzisiaj. A nawet nie wiem czemu. Po prostu widok ich twarzy... eh, mniejsza! Może znów zapomnę.
Wyszłam z pokoju i skierowałam swoje kroki od razu do kuchni. Mimo wczesnej pory Rey była już na nogach ubrana w sukienkę na ramiączka. Wyglądała jak zwykle nieskazitelnie czego raczej nie można było powiedzieć o mnie. Gdy na mnie spojrzała o mal nie udławiła się kanapką.
- Wyglądasz jak trup! - zawołała.
- Dzięki - mruknęła zasiadają przy stole. Głowa sama opadła mi na blat.
- Źle spałaś?
W ramach odpowiedzi mruknęła coś niezrozumiałego. Usłyszałam jak Rey wstaje od stołu i wkłada talerz do zlewu.
- Zjesz coś?
- Nope...
Odgarnęłam włosy z twarzy wbijając niewidzący wzrok przed siebie.
- Dobrze się czujesz? - spytała z lekką troską.
- Wspaniale.
- Meeeg, z sarkazmem ci nie do twarzy.
Na powrót zasiadła na krześle naprzeciwko mnie.
- Miałam dziwny sen - wyznałam bez emocji wpatrując się w jakiś punkt za Makimoto.
- Co konkretnie? - Rey ujęła w dłonie pusty kubek po kawie. Ble, nie wiem jak można to pić.
Po kilku sekundach ciszy spojrzałam na nią.
- Widziałam twarze rodziców.
Dostrzegłam jak ciężko przełyka ślinę. Kawa utknęła jej w gardle.
- Myślałam... że wcale ich nie pamiętasz. Mówiłaś że przez pobyt w Ośrodku...
- Bo też tak myślałam - przerwałam jej przenosząc spojrzenie na okno wychodzące na alejkę. Szybko jednak odwróciłam wzrok gdy dostrzegłam swoje odbicie. - Lecz jakoś sobie przypomniałam.
- Tak nagle? - spytała cicho Rey pochylając się nad kubkiem z napisem "Español".
Wzruszyłam minimalnie ramionami przyciskając brodę do mostka.
- Nie wiem... Może to jednak nie byli oni? W końcu widziałam ich niezbyt wyraźnie, jak przez mgłę, w sensie dosłownym. Może wyobraziłam sobie całkiem obce osoby...- Nagle przed oczami błysnęła mi biała fryzura i radosne fioletowe oczy. A może jednak nie...
Rey musiała dostrzec moje nagłe spięcie.
- Może powinnaś się położyć? Nie najlepiej wyglądasz a to wszystko to może być tylko wyobraźnia; zbliża się pierwsza rocznica śmierci Akana...
Jej słowa wcale mi nie pomogły. Odwrotnie - poczułam się jakby walnęła mnie w brzuch i tylko dobijała leżącego.
Odsunęłam ze zgrzytem krzesło.
- Idę się przejść - oznajmiłam przerywając jej. Poszłam szybko do pokoju po bluzę; zgarnęłam Valcirię, lecz nie zabrałm wyrzutni.
- Zwariowałaś? - zawołała z kuchni Rey gdy zakładałam buty w przedpokoju. - W każdej chwili może zacząć padać!
- Wezmę parasolkę - rzuciłam przez ramię i wyszłam z mieszkania. Bez parasolki.
Przeszył mnie dreszcz. Widząc znów ich twarze wcale nie poczułam się lepiej. Wręcz odwrotnie. Wolałam już nie pamiętać rodziców.
Zrzuciłam z siebie kołdrę i podeszłam na okna. Odsłoniłam do końca zasłonkę. Wyjrzałem na zewnątrz opierając się o parapet. Słońce na mój widok jakby uciekło i schowało się za czarnymi chmurami zwisającymi nisko nad miastem. Będzie padać. Nawet pogoda doskonale odwzorowuje mój nastrój.
Podeszłam do szafy ospałym krokiem. I tak nie będę w stanie już zasnąć, nie po tym co zobaczyłam. Wyrzuciłam wszystkie jasne ciuchy (mimo że i tak było ich niewiele) by po kilku chwilach przebrać się w czarne legginsy i czarną bluzkę z ¾ rękawem. Eksplozja kolorów. Oparłam czoło o drzwi szafy przymykając powieki.
Nigdy nie czułam się tak fatalnie jak dzisiaj. A nawet nie wiem czemu. Po prostu widok ich twarzy... eh, mniejsza! Może znów zapomnę.
Wyszłam z pokoju i skierowałam swoje kroki od razu do kuchni. Mimo wczesnej pory Rey była już na nogach ubrana w sukienkę na ramiączka. Wyglądała jak zwykle nieskazitelnie czego raczej nie można było powiedzieć o mnie. Gdy na mnie spojrzała o mal nie udławiła się kanapką.
- Wyglądasz jak trup! - zawołała.
- Dzięki - mruknęła zasiadają przy stole. Głowa sama opadła mi na blat.
- Źle spałaś?
W ramach odpowiedzi mruknęła coś niezrozumiałego. Usłyszałam jak Rey wstaje od stołu i wkłada talerz do zlewu.
- Zjesz coś?
- Nope...
Odgarnęłam włosy z twarzy wbijając niewidzący wzrok przed siebie.
- Dobrze się czujesz? - spytała z lekką troską.
- Wspaniale.
- Meeeg, z sarkazmem ci nie do twarzy.
Na powrót zasiadła na krześle naprzeciwko mnie.
- Miałam dziwny sen - wyznałam bez emocji wpatrując się w jakiś punkt za Makimoto.
- Co konkretnie? - Rey ujęła w dłonie pusty kubek po kawie. Ble, nie wiem jak można to pić.
Po kilku sekundach ciszy spojrzałam na nią.
- Widziałam twarze rodziców.
Dostrzegłam jak ciężko przełyka ślinę. Kawa utknęła jej w gardle.
- Myślałam... że wcale ich nie pamiętasz. Mówiłaś że przez pobyt w Ośrodku...
- Bo też tak myślałam - przerwałam jej przenosząc spojrzenie na okno wychodzące na alejkę. Szybko jednak odwróciłam wzrok gdy dostrzegłam swoje odbicie. - Lecz jakoś sobie przypomniałam.
- Tak nagle? - spytała cicho Rey pochylając się nad kubkiem z napisem "Español".
Wzruszyłam minimalnie ramionami przyciskając brodę do mostka.
- Nie wiem... Może to jednak nie byli oni? W końcu widziałam ich niezbyt wyraźnie, jak przez mgłę, w sensie dosłownym. Może wyobraziłam sobie całkiem obce osoby...- Nagle przed oczami błysnęła mi biała fryzura i radosne fioletowe oczy. A może jednak nie...
Rey musiała dostrzec moje nagłe spięcie.
- Może powinnaś się położyć? Nie najlepiej wyglądasz a to wszystko to może być tylko wyobraźnia; zbliża się pierwsza rocznica śmierci Akana...
Jej słowa wcale mi nie pomogły. Odwrotnie - poczułam się jakby walnęła mnie w brzuch i tylko dobijała leżącego.
Odsunęłam ze zgrzytem krzesło.
- Idę się przejść - oznajmiłam przerywając jej. Poszłam szybko do pokoju po bluzę; zgarnęłam Valcirię, lecz nie zabrałm wyrzutni.
- Zwariowałaś? - zawołała z kuchni Rey gdy zakładałam buty w przedpokoju. - W każdej chwili może zacząć padać!
- Wezmę parasolkę - rzuciłam przez ramię i wyszłam z mieszkania. Bez parasolki.
♧~♧~♧
W zasadzie nie wiedziałam gdzie chcę pójść. Wyszłam z bloku i stanęłam przed
pierwszym dylematem. W prawo, w lewo czy na wprost? Przejście na drugą stronę
ulicy wydawało się bardzo kuszące. Może coś mnie przejedzie...
Zadzwoniło mi w uszach kiedy Valciria na mnie ryknęła.
- Dobra, dobra, odpędzam myśli samobójcze, pasi? - mruknęłam ruszając w lewo. Nie odpowiedziała. Chyba już się przyzwyczaiła że czasami wpadam w doła.
Powolnym krokiem, szurając butami po chodniku, szłam wzdłuż rządu 7-piętrowych bloków. Wcisnęłam dłonie w kiszenie bluzy wcześniej naciągając na głowę kaptur i zasuwając się pod samą brodę. Jak na lato to było dość zimno. Żałowałam że nie wzięłam telefonu i słuchawek; mogłabym zatopić się w jakiejś rockowej piosence i mieć na wszystko wywalone. Niestety pozostałam sama, za jedyny dźwięk mając odgłosy budzącego się powoli miasta.
Zatrzymałam się przed pasami dla pieszych. Rozejrzałam się a jakoże nic nie jechało przeszłam na czerwonym. Nie chce mi się zapuszczać teraz korzeni. Chociaż miło by było zaszyć się gdzieś i wszystko sobie poukładać w łepku...
Zadarłam lekko głowę spoglądając w ciemno-szare niebo. Przymrużyłam oczy. Dlaczego ich widziałam? Dlaczego po tylu latach, dlaczego po 10 długich rokach, tak nagle jak na pstryknięcie palcami przypomniałam sobie twarze rodziców? Myślałam że mój mózg już dawno zamazał ich twarze. W końcu wedle maksymy Ośrodka miałam "narodzić się na nowo". Nowe nazwisko, nowe życie, nowa historia...
Stój! - krzyknęła nagle Valciria.
Drgnęłam i zatrzymałam się gwałtownie. Zamrugałam parę razy i przekrzywiłam lekko głowę.
- Kto stawia słupy na środku chodnika? - warknęłam i wyminęłam latarnię.
Nie ma za co - mruknęła smoczyca.
Westchnęłam przejeżdżając dłonią po twarzy.
- Sorki, zamyśliłam się.
Jeden mężczyzna przechodzący akurat obok rzucił mi zdziwione spojrzenie. Odparłam mu tym samym.
- Na co się gapisz? - syknęłam.
Przyspieszył, aby, jak najszybciej się ode mnie oddalić.
Na psycholkę gadającą do siebie i wpadającą na słupy? - podsunęła Valciria.
Prychnęłam rozluźniając dłoń, którą zaciskałam na bey'u.
To co ci tak głowę zakrząta? - zapytała poważniejszym tonem.
Tym razem, aby nie zabrali mnie panowie w białych strojach, odparłam telepatycznie, z lekkim zawahaniem. Nie wiedziałam czy wyciągać na światło dnia demony przeszłości.
Przygryzłam dolną wargę, wymijając drugi słup.
Wiesz, że nagle przypomniałam sobie twarze rodziców... I że do tego raczej nie powinno dojść; tak przynajmniej mi mówiono. - Nic nie odpowiedziała, więc kontynuowałam monolog: - Myślisz że po prostu eksperymenty im nie pykły?
A nie uważasz, że może po prostu masz tak silną wolę, że wreszcie przełamałaś blokadę w pamięci i sobie przypomniałaś? - odparła pytaniem na pytanie.
Ściągnęłam brwi. O tym nie pomyślałam.
No, ale czemu akurat teraz? Czemu nie wcześniej, czemu nie później? Czemu w ogóle?
Na to ci niestety nie odpowiem. Ale...
Mów.
Za cztery dni pierwsza rocznica odejścia Akana. Może dlatego... - powiedziała niepewnie.
Zatrzymałam się tym samym nie wpadając na śmietnik. Zacisnęłam dłonie w pięści.
W takim razie czemu teraz a nie na przykład, gdy odkryłam, że żyje albo...
- Nakane-sensei!
Lekko piskliwy głosik nie pozwolił mi dokończyć zdania. Powoli odwróciłam się na pięcie. W moją stronę biegła Stephanie. Uniosłam brwi. Co ona chce?
Zatrzymała się przede mną lekko zzipana.
- Biegłam za panią już kilkanaście metrów, ale pani mnie nie słyszała - wysapała poprawiając spódniczkę.
Serio?
- Wybacz, zamyśliłam się - mruknęłam.
Zadzwoniło mi w uszach kiedy Valciria na mnie ryknęła.
- Dobra, dobra, odpędzam myśli samobójcze, pasi? - mruknęłam ruszając w lewo. Nie odpowiedziała. Chyba już się przyzwyczaiła że czasami wpadam w doła.
Powolnym krokiem, szurając butami po chodniku, szłam wzdłuż rządu 7-piętrowych bloków. Wcisnęłam dłonie w kiszenie bluzy wcześniej naciągając na głowę kaptur i zasuwając się pod samą brodę. Jak na lato to było dość zimno. Żałowałam że nie wzięłam telefonu i słuchawek; mogłabym zatopić się w jakiejś rockowej piosence i mieć na wszystko wywalone. Niestety pozostałam sama, za jedyny dźwięk mając odgłosy budzącego się powoli miasta.
Zatrzymałam się przed pasami dla pieszych. Rozejrzałam się a jakoże nic nie jechało przeszłam na czerwonym. Nie chce mi się zapuszczać teraz korzeni. Chociaż miło by było zaszyć się gdzieś i wszystko sobie poukładać w łepku...
Zadarłam lekko głowę spoglądając w ciemno-szare niebo. Przymrużyłam oczy. Dlaczego ich widziałam? Dlaczego po tylu latach, dlaczego po 10 długich rokach, tak nagle jak na pstryknięcie palcami przypomniałam sobie twarze rodziców? Myślałam że mój mózg już dawno zamazał ich twarze. W końcu wedle maksymy Ośrodka miałam "narodzić się na nowo". Nowe nazwisko, nowe życie, nowa historia...
Stój! - krzyknęła nagle Valciria.
Drgnęłam i zatrzymałam się gwałtownie. Zamrugałam parę razy i przekrzywiłam lekko głowę.
- Kto stawia słupy na środku chodnika? - warknęłam i wyminęłam latarnię.
Nie ma za co - mruknęła smoczyca.
Westchnęłam przejeżdżając dłonią po twarzy.
- Sorki, zamyśliłam się.
Jeden mężczyzna przechodzący akurat obok rzucił mi zdziwione spojrzenie. Odparłam mu tym samym.
- Na co się gapisz? - syknęłam.
Przyspieszył, aby, jak najszybciej się ode mnie oddalić.
Na psycholkę gadającą do siebie i wpadającą na słupy? - podsunęła Valciria.
Prychnęłam rozluźniając dłoń, którą zaciskałam na bey'u.
To co ci tak głowę zakrząta? - zapytała poważniejszym tonem.
Tym razem, aby nie zabrali mnie panowie w białych strojach, odparłam telepatycznie, z lekkim zawahaniem. Nie wiedziałam czy wyciągać na światło dnia demony przeszłości.
Przygryzłam dolną wargę, wymijając drugi słup.
Wiesz, że nagle przypomniałam sobie twarze rodziców... I że do tego raczej nie powinno dojść; tak przynajmniej mi mówiono. - Nic nie odpowiedziała, więc kontynuowałam monolog: - Myślisz że po prostu eksperymenty im nie pykły?
A nie uważasz, że może po prostu masz tak silną wolę, że wreszcie przełamałaś blokadę w pamięci i sobie przypomniałaś? - odparła pytaniem na pytanie.
Ściągnęłam brwi. O tym nie pomyślałam.
No, ale czemu akurat teraz? Czemu nie wcześniej, czemu nie później? Czemu w ogóle?
Na to ci niestety nie odpowiem. Ale...
Mów.
Za cztery dni pierwsza rocznica odejścia Akana. Może dlatego... - powiedziała niepewnie.
Zatrzymałam się tym samym nie wpadając na śmietnik. Zacisnęłam dłonie w pięści.
W takim razie czemu teraz a nie na przykład, gdy odkryłam, że żyje albo...
- Nakane-sensei!
Lekko piskliwy głosik nie pozwolił mi dokończyć zdania. Powoli odwróciłam się na pięcie. W moją stronę biegła Stephanie. Uniosłam brwi. Co ona chce?
Zatrzymała się przede mną lekko zzipana.
- Biegłam za panią już kilkanaście metrów, ale pani mnie nie słyszała - wysapała poprawiając spódniczkę.
Serio?
- Wybacz, zamyśliłam się - mruknęłam.
Poprawiła włosy związane w dwa kucyki przy karku.
-
Gdzie pani idzie o tak wczesnej porze?
-
Chyba już dawno jest po 8 – odparłam, co rusz zaciskając i rozluźniając palce na
bey’u schowanym w kieszeni bluzy.
Stephanie przekrzywiła lekko głowę.
-
Myślałam, że bleyderzy nie rozstępują się z wyrzutniami – stwierdziła nagle zbijając mnie z tropu.
Spojrzałam w dół na swoje biodra. Nie były
przepasane jak zwykle skórzanym pasem z przypiętym pudełkiem i wyrzutnią.
-
Niektórzy nie potrzebują wyrzutni by się obronić – odparłam wreszcie. – Za to z
bey’em się nie rozstaję. – Wyciągnęłam Valcirię. Szary energy ring zabłyszczał
jak na zawołanie.
Stephanie pochyliła się do przodu
rozdziawiając usta.
- Pani
bey jest świetny! – zawołała podniecona. – Uwolniłby się z dysku nawet bez
wystrzału?
-
Nawet teraz mogłaby pojawić się w pełnej postaci i cię zjeść za tą „pani”. – Moje usta wykrzywił lekki uśmiech a’la psychopatka.
Różowowłosa
speszyła się lekko. Zgarnęła kosmyk za ucho przebite długim kolczykiem w
kształcie węża. Dopiero teraz go zauważyłam.
- Gomen, ale myślałam, że tak wypada; w końcu jestem
młodsza…
- Mam 17 lat, nie 70 – wtrąciłam. – Możesz mówić do
mnie po imieniu.
Rozpromieniła
się odrywając wzrok od swoich czarnych pantofli.
- Hai! Mam mówić Megan, czy…
Drgnęłam a
przed oczami znów zamajaczyła mi twarz ojca. Potrząsnęłam lekko głową.
- Wystarczy Meg.
- W takim razie do kiedyś Meg, bo spieszę się do
pracy! – Wyminęła mnie i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. – Mam nadzieję,
że kiedyś będzie mi dane z tobą zawalczyć! – zawołała przez ramię.
Stałam jeszcze
w bezruchu przez kilkanaście sekund dopóki pierwsza kropla nie spadła mi na
nos. Wytarłam ją zirytowany ruchem i skierowałam się w drogę powrotną.
Czyżbyś nawiązała
nową znajomość? – spytała z lekkim rozbawieniem dusza bey’a.
Spadaj –
fuknęłam. – Nawet nie wiem, czemu zaczęłam z nią gadać!
A co do
twoich rodziców…
Potrząsnęłąm
głową.
Nie wracajmy
do tego na razie – poprosiłam. - W chwili
obecnej musimy jak najszybciej dojść do mieszkania, bo Rey mnie zabije jeśli sie rozchoruję. –
Naciągnęłam mocniej kaptur na czoło, kiedy z chmur nagle i niespodziewanie
lunęła ściana deszczu.
Uwielbiam moje "szczęście"...
♧~♧~♧~♧~♧~♧~♧~♧~♧~♧~♧
To jakaś masakra! 😂 poprawiałam ten rozdział chyba z cztery ... 6 razy xd i tak nie jestem zadowolona. Eh dobra nie wiem co tu jeszcze napisać, bo następne rozdziały staram się napisać jakiś tak abyście się nie pogubili w skomplikowanej przeszłości Meg... 😆😅
Meg: Tia... Bo w moim życiu nic nie jest proste
^^"
To do nexta
Pozdrawiam
~Vanessa~
Dan: Biedna Meg Q.Q
OdpowiedzUsuńShadow: Żeby takie wspomnienia nachodziły człowieka i to jeszcze w nocy. 0.0
~Tylko mi się tu nie poryczcie xD
Shadow: A to ty jej Elz nie współczujesz?
~Współczuję, ale jak patrzę na was dwóch to się zastanawiam czy wy jej współczujecie szczerze
Dan: No pewnie że tak T^T
~Czy ta wstawka z deszczem, jest jakimś nawiązaniem do obecnych warunków pogodowych które wiszą nad Polską? XD
Dan: Nie.
~Ja się ciebie nie pytałam.
Dan: Ale ja ci mówię że nie. Btw, ta Stephanie to takie pocieszne dziecko, jestem bardzo ciekaw jak rozwiniesz jej postać. x3
Shadow: Tak w ogóle to czemu zawsze czy to w anime czy w książkach czy innych rzeczach znajdzie się jakiś kurdupel który usilnie chce walczyć z głównym bohaterem?
Dan: Bo to jedna z odwiecznych zasad tworzenia Shadow xD
Shadow: Jestem ciekaw czy one kiedyś stoczą ze sobą walkę xD
~Ja coś czuję że one niejedną walkę ze sobą stoczą. x3
Shadow: Panowie w białych strojach? Sava mówi ci to coś?
Dan: To było wredne.
~Za wredne.
Shadow: No dobra, mordy ;-;
Dan: Spoko my się nie pogubimy xD. Najwyżej dasz nam jakąś mapę czy coś :3
~Życzę ci mnóstwo weny Vanesso, i czekam na next ^.^
Pozdrawiamy <333
Meg: *macha lekceważąco ręką* grunt że mnie nie zabiły te wspomnienia
UsuńRey: nigdy nic nie wiadomo więc się strzeeeeż
Meg: Za duzo kawy i "Zapowiedzi" -.-
Rey: ^^"
Co do tej pogody to po częśći tak XD
Meg: Słońce, słońce, 30 stopni w cieniu BURZAAA! Czemu nie umiem tworzyć chmur burzowych!?
Tworzenie mgły ci wystarczy -.- nie oczekuj od zycia za wiele
Meg: *wystraszona mina* Mam się baaaać?
*mina niewiniatka*
Meg: Stephanie niby pocieszna ale i po części upierdliwa
Rey: Jak ty! xD *unika wyrzutni*
Co do Stephanie to mam pewne plany i w dalszych rozdziałach będzie się przewijać ^^"
Kel: *wpada z buta do pokoju* Aktualizuj te postaci do mnie!
No już, już... Także życzę weny! ^^
Dzień dobry!
OdpowiedzUsuńChcesz poćwiczyć swoje pisarskie umiejętności i przy okazji wygrać książki, upominki, reklamę bloga i grafikę? Tak? W takim razie zapraszam Cię serdecznie do konkursu literackiego „Już nie zapomnisz mnie”
www.przedwojenny-konkurs.blogspot.com
Wystarczy napisać opowiadanie o dowolnej tematyce do 5 stron i… co dalej? Dowiedz się szczegółów, czytając regulamin na blogu.
Niech pamięć o naszych artystach nadal trwa, a osoby lubiące pisać – doskonalą swe pióro!
Pozdrawiam ciepło!
Ps. Przepraszam za spam, ale wiadomo, jak trudno jest się zareklamować. A może akurat Cię zainteresuje konkurs?