środa, 16 sierpnia 2017

Rozdział 10: ♧ Nie ma to jak plotkować o własnym bey'u ♧


    Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Cienie wydłużały się z  każdą minutą. Lekki wiatr poganiał rdzawe chmury i szarpał moje czarne kosmyki, którym udało się wyswobodzić z kucyka na czubku głowy. Siedziałam po turecku pod jedną z kolumn i wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w purpurowo-bordowe niebo gryząc ołówek. 
   Mimo iż  od pierwszej rocznicy śmierci Akana minęły 5 dni w uszach cały czas brzmiały mi słowa Rey. "Podziwiam cię. Mimo tego, co przeżyłaś jesteś radosna i jeszcze pomagasz innym". Przymknęłam oczy a na ustach zatańczył mi leki uśmiech. Nikt od dawien dawna nie powiedział mi podobnych  słów. Może w takim razie moje ideały nie są  takie złe? W końcu nie chcę, by  moim bliskim stała się krzywda, jest to coś złego? Każdy ma jakieś marzenie, większe lub mniejsze. Jest to normalna, więc nie rozumiem, czemu niektórzy twierdzą, że mój ideał jest niepoprawny. Dobrze, że przynajmniej Rey twierdzi inaczej. Chociaż tak naprawdę ja sama się zastanawiam czy obrałam dobrą drogę... Eh, kobiety...
   Otworzyłam oczy i powróciłam wzrokiem na kartkę papieru ze szkicownika leżącego na moich kolanach. Jak na razie "rysunek" przedstawiał nic nie znaczące kreski, pionowe i poziome, łuki i zawijasy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio rysowałam. Chyba podczas walki z Nemezis. A zaczęłam... bodajże w Ośrodku, gdy musiałam pozbyć się wizji z głowy. Hm, cały czas gadam o tym ośrodku a wy kompletnie nie wiedzie, o co chodzi, co? Cóż, cierpliwości, kiedyś do tego dojdę w wyjaśnianiu całej tej pokrętnej historii.
   Oderwałam wzrok od malunku, który pierwotnie miał przedstawiać ruiny stadionu, gdy na moją twarz padł cień. Zza chmur wyłoniła się Valciria spiralą spadając na ziemię. Podmuch jej ogromnych skrzydeł omal nie wyrwał mi zeszytu z rąk.  Wylądowała gładko w ruinach starego stadionu.
- Rozprostowałaś kości? - zapytałam z uśmieszkiem.
   Potrząsnęła łbem, który był jak ja w podwójnym powiększeniu, na potwierdzenie.
   Taaaak. Nachyliła się nade mną.  Powracasz do rysowania? 
   Wzruszyłam ramionami, zamykając szkicownik. Włożyłam go do torby wraz z resztą przyborów.
   Jakaś taka wena mnie naszła. A ty znalazłaś coś ciekawego podczas lotu? Widzę błysk w twoich oczach. 
    Znasz mnie lepiej niż mi się wydaje. I tak, znalazłam coś baaardzo ciekawego. 
   Przymrużyłam powieki zaintrygowana. Oparłam brodę na dłoni.
- Mów dalej...
   Podeszła do mnie tak, aż znalazłam się na wysokości jej błyszczącego oka.
    Sama zobacz. Wskakuj. 
   Z  radością małego dziecka zarzuciłam torbę przez ramię i wskoczyłam na jej grzbiet. Usadowiłam się tuż za uszami i mocno chwyciłam dłuższej sierści. Z doświadczenia wiedziałam, że nawet, jeśli Valciria nie miała zamiaru się ze mnie pośmiać i zrzucić z grzbietu i tak lepiej mocno się trzymać.
   Smoczyca wybiła się z ziemi za sprawą kilku silnych  uderzeń. Równie szybko znalazłyśmy się ponad chmurami. Valciria leciała łagodnie aczkolwiek szybko jakby się spieszyła. Wyciągnęłam rękę i rozprułam dłonią rdzawy obłok.  Ciekawe, co takiego ma mi do pokazania. Odpowiedź uzyskałam po kilku minutach.
   Smoczyca gwałtownie zniżyła lot. Zastygła jednak nad cienką warstwą chmur. Nachyliłam się nad jej uchem.
- Co jest?
    Spójrz w dół. 
   Wykonałam jak nakazała. Przez parę chwil widziałam jedynie obłoki. Gdy te się rozproszyły uniosłam wysoko brwi. Zwisałyśmy nad doliną, kilkaset metrów od starych ruin, otoczoną małym rzadkim laskiem. Znałam to miejsce. Sama czasem tu przychodziłam. Moje brwi pojechały jeszcze wyżej, gdy zobaczyłam bleyderkę, której bey rozniósł w pył niewielkie drzewo.
- Stephanie... - wymamrotałam. - To chciałaś mi pokazać? Po co?
   Valciria warknęła niedosłyszalnie - wyczułam jedynie pod sobą drżenie jej ciała.
   Spójrz teraz.
   Wytężyłam bardziej wzrok. Nie usłyszałam, ale bardziej domyśliłam się, że asystentka Madoki przywołuje specjalny atak. Jej bey zaświecił się brudnym zielonym światłem, które wiło się w górę niczym wąż. Miałam dobre skojarzenia. Z bey’a wypełz obślizgły wężyk. Zielonawa skora w brązowe cętki  połyskiwała w ostatnich promieniach słońca. Z grzbietu wystawał mu rząd małych kolców. Na koniuszku ogona miał jeden ogromny pazur. Od razu skojarzyła mi się z Bestią Reji'ego - bleydera który złoił tyłek Hyomie. Chwała mu za to, że utarł mu nosa, ale i tak było mi go minimalnie, troszeczkę, odrobinę żal. W końcu Aries został wtedy zniszczony. Niestety ta lekcja nic mu nie uświadomiła.
   I co, zaskoczona? 
   Wpierw nie załapałam słów Valcirii. Dopiero po chwili do mnie dotarły. Parę dni temu Stephanie dostała wyzwanie do bey bitwy. Zgodziła się bez gadania, ale jej zapędy szybko zostały zgaszone - przegrała po 4 minutach. Właśnie, dlatego powinnam być zaskoczona. Jak w ciągu 7 dni poziom mocy Stephanie tak gwałtownie skoczył? Co lepsze - w tamtej walce nie ujawniła swojej Bestii. Coś jest z nią nie tak i to mocno.
   Na mój rozkaz  Valciria zawróciła nim Stephanie zauważyłby naszą obecność.  Położyłam się na plecach splatając ręce na torsie.
- Nie podoba mi się ta Stephanie - zawyrokowałam.
   Valciria mruknęła coś pod nosem lecąc spokojnie. Myślami była całkowicie gdzie indziej, czułam to. Zresztą ze mną było podobnie. Czasem dobrze jest posiedzieć w ciszy i spokoju, i porozmyślać. Nad wszystkim i nad niczym. Lecz wszystkie moje myśli uciekły od tematu Stephanie - który powrócił kilkanaście dni później, nagle i niespodziewanie -  i czepnęły się Valcirii. Byłam święcie przekonana, że od tego, co się stało w Komie moja towarzyszka była nieswoja. Zazwyczaj nie ukrywała przede mną żadnych swoich myśli a teraz... Zachowuje się jakby dręczyły ją jakieś... czarne myśli.
   Nagle ciałem smoczycy wstrząsnął dreszcz a ja, jakoże nie trzymałam się mocno, spadłabym 100 metrów w dół i roztrzaskała się na chodniku, gdybym w porę nie złapała się czarnej łapy.
- Valciria! - zawołałam z oburzeniem jak i zaskoczeniem. Podciągnęłam się wyżej obejmując jej kostkę rękami i nogami. - Chcesz mnie zabić!?
Wybacz - mruknęła.
   Wdrapałam się w powrotem na grzbiet, co w połączeniu z podmuchami wiatru do łatwych zadań nie należało.  I dlatego Aki zabraniał mi latania. Oczywiście się go nie słuchałam.
- Co się dzieje? - spojrzałam jej w oczy (a przynajmniej w jedno). - Coś cię gnębi?
   Megan psycholog, polecam.
- Nic.
- Taa, uważaj, bo uwierzę, nie mam już 6 lat.
- Naprawdę nic się nie dzieje.
- Valciriaaa. Znam cię nie od wczoraj i wiem, gdy coś się dzieje. A teraz jest taki moment. Bardziej niż kiedyś skrywasz swoje myśli i uczucia, czemu?
   Nie odpowiedziała. Zanurkowała łagodnie w dół. Złapałam się grzywy i przylgnęłam do jej szyi. Czyli mamy ciche dni. Boskoooo.

~~

   Po powrocie do mieszkania odłożyłam szkicownik na miejsce pod biurkiem a na blat Valcirię. Zamierzałam o niej trochę "poplotkować".
- Rey, wchodzę! - zawołałam i bez ceregieli wparowałam do pokoju Makimoto.
   Blondynka leżała plackiem na swoim łóżku z nosem w telefonie. W uszach miała słuchawki i chyba nawet nie spostrzegła mojej obecności. Dopiero, gdy rzuciłam się na materac omal jej nie zrzucając wróciła duszą do Bożego świata.
Dios! Chcesz mnie zabić!? - zapytała z wyrzutem, wyjmując błękitne słuchawki, pasujące kolorystycznie do ścian obwieszonych plakatami związanymi z Hiszpanią.
   Uśmiechnęłam się niewinnie kładąc na plecach.
- Coś chcesz? - Makimoto poderwała się z materaca i odłożyła telefon na biurko po prawej stronie pod oknem.
- Pogadać? - mruknęłam.
   Rey pstryknęła palcami i wyciągnęła z szafki czekoladę. Wróciła na łóżko z dwoma tabliczkami.
- Opowiadaj - podsunęła mi kawałek pod sam nos. Szybko go capnęłam. Jak zwykle rozumiemy się bez zbędnych słów.
   Zaczęłam od tematu Stephanie. Rey była wtedy ze mną na stadionie i widziała "popis" młodej Brown. Nawet trochę jej współczuła, lecz chyba po tym, co jej powiedziałam zmieniła zdanie.
- A to takie buty... - wciągnęła ostatni kawałek czekolady. - Myślisz, że w ciągu tygodnia tak podszlifowała swoje umiejętności?
   Wzruszyłam ramionami i z jękim podciągnęłam się do pozycji siedzącej. Potarłam kark.
- Pobiłaby wtedy mój rekord - mruknęłam. - Nie sądzę; może po prostu... ukrywała na początku swój potencjał.
   Rey podskoczyła na łóżku, przykładając palec do policzka.
- W ogóle to, czemu się tak tym przejmujesz?
- Obiecała, że ze mną zawalczy, więc nie wiem czy się bać - odparłam sarkastycznie, zalegając na poduszkach. - A tak na serio to wydaje mi się trochę dziwna.
   Rey stłumiła śmiech.
- Ej no, ale spójrz, wpierw od razu zjawiła się na ogłoszenie Madoki - może przypadek. Potem przegrywa sromotnie walkę, ledwie trzyma wyrzutnię. A na koniec - bam! Magicznie szlifuje swoje umiejętności i roznosi w pył małe drzewka! - Wyrzuciłam do góry ręce, znów siadając.  - Czyż to nie dziwne?
- Dla ciebie wszystko ostatnio jest dziwne.
- Łącznie ze mną - burknęłam i westchnęłam. - Ale jest coś jeszcze... Chodzi o mnie i Valcirię.
- Ciche dni? - zgadła od razu.
- Tia - cmoknęłam. - Od powrotu z Komy jest jakaś nieswoja. Za bardzo czymś się przejmuje. Może obwinia się o cale zajście w jaskini albo... Albo sama nie wiem! Aa, nie cierpię czegoś nie wiedzieć! - Zerwałam się z łóżka i przycupnęłam na biurku, wyglądając przez okno, gdzie ulice już całkiem pogrążyły się w pół mroku, a uliczne latarnie rozpraszały pierzynę ciemności.
- Nie wiem, co ją gryzie - podjęłam dalej. - Może wracają do niej demony przeszłości? Lub coś, o czym nie mam pojęcia i czego nie chce mi zdradzić. Tylko, czemu...
  A pomyślałaś, że Valcirię gryzie odpowiedzialność? - Nagły męski i bezbarwny głos, jaki wlał się do mojego umysłu prawie zrzucił mnie z biurka.
   Spojrzałam zdziwiona na przyjaciółkę. Rey wzruszyła ramionami, na jej twarzy odmalowywało się takie samo zdziwienie. W końcu Seth jest baaardzo małomówną Bestią a tu nagle odzywa się nie tylko do Rey, lecz też i do mnie.
- Odpowiedzialność? - powtórzyłam marszcząc brwi. - O co?
   Raczej o kogo. Oczywiście, że o ciebie. - Drgnęłam. - Valciria czuje się za ciebie odpowiedzialna, bo sprawuje nad tobą swoistą pieczę. Może się też obwiniać za to, że w Ośrodku nie zawsze była w stanie cię obronić.
- Seth, starczy - syknęła Rey.
- Nie, nie, mów dalej, robi się ciekawie. Czyli sugerujesz... Co właściwie, bo się pogubiłam.
   Valciria wyczuła zachwianie w równowadze, jak wszystkie Bestie, które miały bezpośredni kontakt z mroczną mocą. 
- Seth, co ty sugerujesz! - krzyknęła Rey wyjmując bey’a z pudełka i potrząsając nim.
- Powrót mrocznej mocy - odpowiedziałam za niego ze wzrokiem wbitym w dłonie. Zacisnęłam je w pięści.
   Valca, czeka nas rodzicielska rozmowa. 





2 komentarze:

  1. Jakoś nie mam weny na koma, ale rozdział przeczytany...zdycham.
    Jack: Przebudzenie mocy. Żeby tylko Darth Vader nie wjechał.
    Lilka: O, Meg rysujesz. To super. Ja nie rysowałam już od....bardzo dawna...
    Jack: Tak wjeżdża Mroczna Moc ale co ciebie to obchodzi?
    Lilka: Jebajowe sprawy mnie nie obchodzą. Niech Valciria poplotkuje sobie z Virgo. Ta też ma humory.
    Virgo: Nie odzywaj się do mnie do puki nie zrozumiesz swoich błędów.
    Lilka: Dobrze mamo.
    Jack: Ta...Jak jej było?
    Lilak: Stephani.
    Jack: Właśnie. Nie mam pamięci do imion. Stephani też jakaś dziwna. Może ci ludzie z tego ośrodka cię ścigają. Oczywiście szkoda, że nie wiemy co to za ośrodek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg: Vanessa nadal szuka TEGO MOMENTU gdy wjadę z jakimś przemówieniem na temat Ośrodka, wiec musicie byc cierpliwi
      Kel: Baaaardzo *zagląda sis przez ramię*
      Meg: *odskakuje jak poparzona przyciskając zeszyt do piersi* Nie podgladaj!
      Kel: Kurde, tylko ja jestem takim beztalęciem artystycznym
      Gomen, ale komus musialam dac tą swoja ceche, no i padlo na Megi xD
      Meg: *prycha pod nosem powracając do rysowania* Te Jack ty mnie tu nie strasz psycholami z Ośrodka bo na zawal zejde
      Valca: Za mloda jestes, spokojnie
      Meg: wez, idz pogadaj sobie z Virgo. Odsrtesowujecie sie obie. A co do Stephanie Jack to tu się zgadzam. Ona jeeeest dziwna
      Dobra nie wiem co tu jeszcze napisac wiec konczymy!
      XO

      Usuń