Ktoś klepał mnie lekko w policzek, potęgując tym samym świdrujący ból głowy. Boże strzel go piorunem, aby przestał, błagam, zaklinam... Uchyliłam lekko powieki. Gdy białe plamki łaskawie uciekły, obraz unormował się i wyostrzył. Nade mną wisiały 3 głowy – Tsubasa, Madoka oraz Rey. Obie wyglądały jak świeżo wyciągnięte z łóżek. Makimoto zaszkliły się oczy. Ścisnęła mnie mocno, prawie odbierając dech.
– Nie strasz mnie tak więcej! – jęknęła, puszczając
mnie.
Usiadłam z przyjaciółką, jako podpórką.
Przycisnęłam palce do skroni.
– Co się właściwie stało? – spytałam cicho. – W głowie
mam pustkę...
Dziewczyny spojrzały na jedynego chłopaka
w tym gronie, który też jaki jedyny znał odpowiedź.
– Walczyłaś, powstał wybuch i straciłaś
przytomność...
Już po pierwszych słowach, gdy powiedział
"walczyłaś", wszystko wróciło. Lancer, Urs, walka...
Valciria!
Poderwałam się z podłogi nim przyjaciele
zaprotestowali. Chwiejnym krokiem podbiegłam do areny. Z jednej strony ulżyło
mi, gdy zobaczyłam ją ledwo wirującą na samym środku zniszczonej misy, całą i zdrową,
lecz z drugiej – odwrotnie. Otworzyłam szeroko oczy. Valciria... przeszła
transformację.
♧ ~ ♧ ~ ♧
Siedzieliśmy całą trójką w gabinecie
Otori'ego i czekaliśmy na Mr. Hagane, który rzecz jasna musiał przyjść, z
tego co mi tłumaczył Tsu. Pfy, formalności...
Panowała
grobowa cisza, której nikt nie chciał przerwać pierwszy. Sama nie miałam
takiego zamiaru. Od pół godziny tak siedzimy – Tsubasa za biurkiem, wpatrując się w ciemne chmury; Madoka krążyła niespokojnie po pokoju, a Rey nie odstępowała mnie na krok; czepnęła się mojego ramienia i nie zamierzała puścić. Ja natomiast tkwiłam na kanapie ze wzrokiem utkwionym w moim
bey’a, którego kurczowo ściskałam w prawej dłoni, a w drugiej trzymałam i przykładałam zimny
okład do czoła. Obie byłyśmy wykończone, więc nie odzywałyśmy się ani
słowem od końca walki. Tsubasa oznajmił mi, że pojedynek został
nierozstrzygnięty, a Urs zniknął tak szybko jak się pojawił. Czyli znów
pozostałam na lodzie.
Znałam chyba już na pamięć nowy wygląd
bey'a. Z koloru szarości i czerni przerzuciła się na srebro, które okalało energy
ring, a reszta pozostała szara ze złotą obramówką wokół face bolt'u. Spin track
wydłużył się o jakieś trzy milimetry. Cztery miejsca pod energy ringiem były
lekko wypukłe. Najbardziej moją uwagę przykuwał face bolt, na którym
widniała nazwa bey'a – w moim przypadku: "Valciria" – oraz zazwyczaj
symbol Bestii, czyli np.: smok, lew, pegaz, wilk... U nas takim elementem, do
dzisiaj, był łeb smoka i skrzydło, podobni jak inne smocze bestie, lecz teraz
prócz tego szarego znaku błyszczał tam też złoty miecz. Nic nie rozumiałam. Valciria
nigdy nie walczyła mieczem, jedynie ostrzami i to tylko w jednym ataku.
Zazwyczaj używała szponów, kłów....
Może w innych okolicznościach cieszyłabym
się z transformacji Valcirii, w końcu oznacza to że przeszłyśmy na wyższy
poziom, ale teraz... gdy okazuje się że ja jestem jakąś
"marionetką" w jakiejś wojnie, Urs jest jeszcze większym psycholem,
który najpewniej zawarł układ z mordercą mojego brata; demony z Ośrodka
powracają... Super.
Rozległo się pukanie do drzwi. Tsubasa
zerwał się z miejsca i jednym susem dopadł drzwi. Do środka wparadował Ryo
Hagane – nie zwróciłam na niego uwagi.
– Zrelacjonujcie mi wszystko, z najmniejszymi
szczegółami – zażądał natychmiast, siadając na kanapie na wprost mnie. Nie
odwzajemniłam spojrzenia. Tsubasa widząc, że zamiast odpowiedzieć wolę obracać bey'a i oglądać odbijające się od niego refleksy światła, przemówił za mnie. Przez pięć minut streszczał szczegółowo przebieg
walki. Nie pominął nawet naszej rozmowy przed walką. Świętoszek.
Hagane milczał przez dłuższą chwilę z
miną doświadczonego filozofa, z tego, co relacjonowałam kątem oka.
– Niech pan coś powie – szepnęła Rey, pochylając się do
przodu. – Co ty wszystko znaczy, czemu ten świr zaatakował moją Meg?!
Objęła mnie ramieniem i przyciągnęła do
siebie. Nadal tkwiłam jak kołek. Hagane spojrzał na nas posępnym wzrokiem.
Westchnął i podszedł do okna. Wyjrzał na stadion zaliczający się do lekkiego
remontu. Czemu miałam wrażenie, że on coś wie a ja znowu nie?
– To był początek. Początek Wojny.
Pierwszy raz od dłuższego czasu oderwałam
wzrok od srebrnego bey’a. Spojrzenia moje i ojca Rudzielca spotkały się.
– Jakiej-znowu-wojny?! – syknęłam, z trudem nie
przeklinając. – Już któraś osoba o tym mówi, a ja nie wiem, o co chodzi, do
jasnej kurde nędzy!
– Megan miała okazję mierzyć się dzisiaj z jednym z
Ośmiu Wybranych – uniósł rękę. Zamknęłam usta. – To, co miało miejsce było początkiem
Wojny o Dysk Universum nazywanym też Velvederem. Jest to potężna… nazwać
można broń, przedmiot zdolny spełnić jedno życzenie, nawet najbardziej
absurdalne lub psychiczne, tego Mistrza który go uruchomi. A teraz ty
Megan jesteś jedną z Wybranych.
– Stop, moment, chwila, przerwa! – zawołałam, wstając
z kanapy. – Czy ktoś w ogóle spytał mnie o zdanie. Czy ja w
ogóle chcę w tym szajsie uczestniczyć!
– Tutaj nie ma, czy się chce, czy się nie chce –
kontynuował spokojnie Ryo. Nachlał się meliski przed przyjazdem? – To przeznaczenie – prychnęłam – którego nie da się
uniknąć. A twoje dało o sobie właśnie dzisiaj, gdy Valciria ewoluowała.
Ścisnęłam mocniej bey’a, wbijając wzrok w
swoje buty.
– Czym jest ta Wojna? – warknęłam. – I czemu mam w
niej brać udział?
– Ów Wojna jak już mówiłem toczy się o Dysk. Jest to
druga rozgrywka; pierwsza miała miejsce wiele lat temu i dała początek mini
dyską, które my dzisiaj znamy jako bey’e. Rozpoczął się wyścig. Wszyscy ludzie,
kiedy dowiedzieli się o magicznym przedmiocie spełniającym życzenia zapragnęli
go. W końcu Dysk potrafił zmieniać przeszłość, wpłynąć na przyszłość... Lecz
tylko Wybranym dane było dojść do końca. Niektórzy zorientowali się, że Dysk
wcale nie jest błogosławieństwem, lecz przekleństwem. Gdy
wyścig dobiegał do mety niewielu Mistrzów pozostało przy życiu…
– Zginęli? – spytała szybko Rey. Ich chyba bardziej
interesowała ta historia niż mnie.
– Ściślej – zostali zamordowani przez konkurentów,
innych Mistrzów. Bo zasadą wygranej jest: „Zabij lub sam zgiń”. Tylko dwóch
Wybranych stojących po tej dobrej stronie chciało powstrzymać nieuchronną
zagładę, jaka czekała świat, gdy ich ostatni przeciwnik uruchomi Dysk. Niestety
nie udało im się, spóźnili się, a wszystkie plugastwa jakie miał w sobie Dysk
wypełzły na świat…
– Jak Puszka Pandory – szepnęła Madoka blada jak
płótno.
– Cudem udało się zniszczyć Dysk. Niestety
zniszczenia jakie dokonały jego potwory do dziś są odczuwalne… Velveder został
rozdzielony na osiem kawałków, które rozrzucono po świecie i ukryto, aby Wojna
już nigdy nie wybuchła i nie pogrążyła świata kolejny raz w mroku, chaosie,
żałobie. Bestie, którymi walczyli pierwsi Mistrzowie miały materialne ciała,
lecz gdy zginęły, ich dusze za sprawą Dysku zostały zaklęte w krążkach, bey’ach,
i uśpione w oczekiwaniu na drugą rozgrywkę… Możliwe, że Valciria jest Bestią
sprzed tych kilku wieków albo jej potomkiem...
Wbiłam wzrok z powrotem w bey'a.
Valciria? Moja Valciria!?
– Nigdy mi o tym nie mówiła, a poza tym nie ma takowych wspomnień.
– Więc oznacza to, że tak jak ty jest potomkinią – odparł Ryo.
Potomkini? Nie pamiętam ażeby moi rodzice
mi coś o tym wspominali; ojciec w ogóle nie grał w Beyblade a matka... Chyba, że
nie pamiętam. Co jest bardzo możliwe.
Ryo kontynuował. A im dalej mówił tym moje
serce bardziej zwalniało.
– Druga Wojna rozpoczęła się 10 lat temu od Zagłady
Kagutsu, kiedy to Pieczęć Dysku otworzyła się nad tym miasteczkiem...
Więcej go nie słuchałam. W uszach
szumiała mi krew i powolne bicie serducha. Wbiłam niewidzący wzrok przed
siebie.
– Moi rodzice… wszyscy… oni zginęli... przez tą
zasraną Wojnę? – mamrotałam pod nosem, wpatrując przed siebie. Ryo Hagane
powstrzymywał się przed dalszymi słowami. Spojrzałam na niego tępo. – Jest coś
jeszcze? – spytałam głucho.
– Akan… Wiesz, że został zabity przez bleydera? – Pytanie uznałam za
retoryczne. – Przez bleydera a raczej – Mistrza Zabójcy, jednego z Wybranych?
Moja pięść spotkała się bliżej ze ścianą wraz z siarczystym
przekleństwem. Gdyby nie Rey biłaby w dalszym ciągu Bogu winną ścianę i łamała
sobie kości. Złość, wściekłość, pustka. To wszystko znowu wróciło i zagotowało
się w moich żyłach.
– Wiedziałam, po prostu wiedziałam – syknęłam, opierając czoło o ścianą. Paznokcie wbiły mi się w skórę przez mocne zaciskanie dłoni. Nie myliłam się, kobieca intuicja mnie nie zawiodła. Ale czemu, czemu on to zrobił? Pomylił się? Miał zabić mnie, bo też niby jestem jakąś tam wybraną?
– Megan, jesteś jedną z Ośmiu Wybranych. – Ryo podszedł do mnie i położył
ręce na moich ramionach. Tłumiłam w sobie wybuch gniewu. – Wiem, że to musi być
dla ciebie bardzo trudne i z całego serca ci współczuję, ale musisz pogodzić się
z tym co się dzieje – Wojna prawdopodobnie właśnie się rozpoczęła, a ty jako
jeden z Mistrzów musisz wziąć w niej udział aby zniszczyć Dysk i ocalić….
– W dupie to mam! – wybuchnęłam, odwracając się twarzą do niego. Cofnął się zaskoczony o krok, a mój wrzask dopełnił grzmot piorunów. Na zewnątrz rozszalała się burza, odzwierciedlająca mój nastrój. – Nie będę zabijała, aby wygrać!
– Nie wygrać tylko zniszczyć Dysk.
– Jedno i to samo!
Ryo westchnął, jakby miał doczynienia z totalnym głąbem z matmy, któremu starał się wytłumaczyć proste równanie kwadratowe niezupełne.
– Megan, nie pierwszy raz ratujesz świat. Dwa lata temu, trzy; razem z przyjaciółmi stawiałaś czoło Nebuli, mrocznej mocy...
– Uświadomił mnie pan o jeszcze czymś – wtrąciłam cicho, by później krzyknąć na całe gardło: – Wtedy nie byłam sama, a teraz jestem! Niech to będzie tylko zły sen!
Z tymi słowami wybiegłam z biura Tsubasy.
Yyyyyy, no trochę mnie nie było.... i w sumie nie mam zbytnio czasu na podsumowanie więc cześć! ^^"
Miju: Wojna się zaczęła. No nieźle
OdpowiedzUsuńPachet: Valciria przeszła ewolucję.
Beta: Meg współczuje z tym zabijaniem
Miju: Zabijanie jest przecież łatwe
Beta: Chyba dla ciebie.
Czekam na kolejny i wysyłam tonę weny
Meg: *patrzy na swoje ręce* i ja mam się pobrudzic krwią?
UsuńKel: Ne, możesz założyć rękawiczki ^^
Meg: -.-
Kel: jak bd musiała kogoś "wyeliminować" to pomyśl sobie że ten ktoś to Hyoma
Meg: w sumie... Dobra myśl
Virgo: Valcirio moje gratulacje, ewoluowałaś.
OdpowiedzUsuńLilka: Czemu ty tak nie robisz?
Virgo:...
Lilka: No tak foch zapomniałam. Wojna. Świetnie. Jak ja nie lubię tego gadania o przeznaczeniu. To kompletny nonsens.
Jak można się było spodziewać cała sytuacja się Lily nie podoba za to mi tak XD akacja się rozkręca.
Jack:I będzie więcej beybitew :)
Czyli to co chomiki lubią najbardziej :)
Jack: Nie jestem chomikiem-_-
Tak, tak. Spadamy zanim Pan Chomik wybuchnie ;)
Czekam na next!
XOXOXO
Valciria: *śpi*
UsuńMeg: -.- spoko Lilka, Valca ewoluowała pierwszy raz od czterech lat więc z Virgo macie czas. I także nie lubię gadki szmatki o przeznaczeniu itp itd
*robi notatki na dalsze rozdziały* Tak Jack (chcialam powiedziec "Zack" xd) będzie więcej beybitew...
Meg: czemu mnie to nie cieszy?
*wzrusza ramionami* *szczerzy sie od ucha do ucha*
Meg: no tak
XOXO