poniedziałek, 18 września 2017

Rozdział 14: ♧ Coraz większy mętlik ♧


Narrator

   Postać odziana w czarny płaszcz opierała się o ścianę w jednej z wielu alejek na obrzeżach Tokio. Wybijała palcami znany tylko sobie rytm,  z każdą minutą coraz bardziej się niecierpliwiąc. Miał tu być 20 minut temu, co go zatrzymało?! Nie dał rady tej całej Nakane?
    Prychnął pod nosem. Od razu wiedział, że Urs nie nadaje się do tej misji. 
   Zaraz po tym jak wspomniał imię chłopaka jego wyczulony słuch wyłapał radosne gwizdanie. Zerknął w stronę wejścia do zaułka. Po dwóch sekundach tanecznym krokiem przeszedł tam nastolatek; jego długie szare włosy powiewały za nim. Nawet go nie spostrzegł. 
   Płaszcz chłopaka zaszeleściła cicho, gdy jednym susem dopadł chłopaka i za kołnierz wciągnął do zaułka.
– Ile można na ciebie czekać?   syknął, przyciskając go do ściany. 
   Chwilowe przerażenie szarowłosego wyparowało. Beztrosko odgarnął kosmyk włosów z nosa. 
– Coś ty taki niecierpliwy Taker?  zapytał z uśmiechem. 
   Taaker zmierzył go lodowatym spojrzeniem, błyszczących czerwonych oczu - albo raczej jednego punkciku w czarnej masce, jaka okalała prawe oko i część ust. Wreszcie uwolnił go ze stalowego uścisku. 
– Miałeś tak do mnie nie mówić – syknął. 
 Undertaker? 
   Pięść chłopaka minęła o parę milimetrów ucho Ursa i uderzyła w ścianę. 
– Dobra, dobra, nie bulwersuj się już tak, Nero. 
  Nero odstąpił od Ursa na krok. Splótł ręce na potężnym torsie.
– Zrobiłeś, co miałeś zrobić?
 Hai. Powiedziałem Megiś,  że jest tą marionetką, tak jak kazałeś, że bierze udział w wojnie, że wszyscy ją oszukują, bla, bla, bla. Nazír trochę głupieje... ale tak to spisałem się?  Zrobił maślane oczka. 
   Maska nie pozwalała dostrzec zirytowania na twarzy Nero. Z kim przyszło mu pracować... 
– Powiedzmy – mruknął i odwrócił się do niego plecami. 
– Co teraz, szefie? – zapytał po chwili Urs, bawiąc się kosmykiem włosów. 
– Ty wracasz, a ja muszę upewnić się że Nakane weźmie udział w Wojnie. W końcu bez jej udziału nie osiągniemy tego co chcemy  dodał pod nosem. 
– Ciekawe jak chcesz tego dokonać   prychnął cicho szaro włosy. – Megiś jak się uprze jest baardzo irytująca...
– Mam swoje sposoby.  – Pod maską wykwitł lisi uśmiech. 
  Już on ją przekona... Ma na to dobre argumenty. 

 ~ 

Meg


   Wypadłam z WBBA prosto w ścianę deszczu. Raptem po 3 sekundy przemokłam do suchej nitki. Nie zwracałam jednak uwagi na zimno i dreszcze, które zaczęły powoli wstrząsać moim ciałem. Znów ogarnęła mnie wściekłość. Przemknęłam oczy i zadarłam głowę. Zacisnęłam pięści  aż paznokcie wbiły mi się w skórę. Czemu to akurat ja zostałam wybrana do jakiejś zasranej Wojny?! Czemu nie ktoś inny, ktoś kto by dał radę?! Byłam jeszcze małym dzieckiem a Wojna już odcisnęła na mnie swoje piętno. Zagłada Kagutsu rozpoczęła wyścig. Wszystko zaczęło się ode mnie. Od jakiejś bleyderki przez którą zginął jej rodzony brat . Mistrzowi Zabójcy nie chodziło o niego, lecz o mnie. To ja jestem elementem tej dziwnej układanki, której jeszcze nie rozumiem. I nie zamierzam zrozumieć. Nie chcę brać udziału w tej wojnie. Nie chcę zabijać innych Wybranych i szukać Fragmentów. Nie, nie chcę... 
   Dysk potrafi zmienić przeszłość. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam biec przed siebie, a moje łzy, choć usilnie je stopowałam, mieszały się z kroplami deszczu. Nie wiedziałam gdzie, nie wiedziałam po co. Chciałam uciec, uciec jak najdalej.
   Nic nie miało sensu. Nic nie rozumiałam. Nic nie chciałam zrobić z myślą, że nie jestem zwyczajną bleyderką; że dusza mojego bey'a nie jest zwyczajna. Nie mogłam  się z tym pogodzić... nie chciałam. 
   Wbiegłam w jakiś zaułek. Osunęłam się po ścianie na ziemię. Przymknęłam oczy, ignorując przeszywający chłód. Spokojnie Meg, pomyśl na spokojnie i wszystko sobie poukładaj... Nie jesteś z tych, co się od razu poddają (chyba że widzą wielkiego pająka)
   Odetchnęłam. 
   Moja historia z Wojną rozpoczęła się od dnia, gdy nad Kagutsu otwarła się jakaś Pieczęć, przez którą zapewne powstał ten wybuch i pożar, co strawił wszystko łącznie z moją rodziną i dawnymi przyjaciółmi. Ocalałam tylko ja i Aki. 
   Po zagładzie trafiłam do Ośrodka. Tam poznałam m.in.  Ursa, którego jak widać nie cierpiałam. Po 3 latach Ośrodek został przejęty (czyt.: zniszczony); niektórzy trafili do Nebuli, inni przepadli (zginęli) w Czyśćcu wszczętym przez oczywiście również Nebulę. Myślałam, że Urs siedzi w psychiatryku. Lecz okazuje się że on zawarł układ, nie wiem dlaczego, nie wiem po co, z gnidą która zabiła mi brata... Ale skoro to nie Dark Nebula za tym stała to co niby? Nic mi nie wiadomo o tym ażeby powstała jakaś jego kopia, chcąc wynieść w ziemię taką jedną grupkę bleyderów, tylko dlatego że mieli takie zachcianki. Chociaż jak dało się zauważyć, ostatnio jestem mało poinformowana. 
   Ja jestem jakąś Wybraną... Muszę wsiąść udział w wojnie... 
   Nie, nie, nie, nie!! 
   Zatłukłam nogami w podłoże, rozchlapując kałuże. Objęłam kolana rękami i schowałam w nich głowę. To tylko zły sen, zaraz otworzę oczy i wszystko będzie po staremu...Uchyliłam powieki  – ściana z cegieł jak stała tak stała, deszcz jak padał tak padał. Choroba. To rzeczywistość. 
   Na powrót oparłam czoło o kolana. A to oznacza, że muszę spiąć dupę i wsiąść się w garść... Chociaż w sumie po co? Zadarłam głowę przymykając oczy. Dla kogo bym miała walczyć? Dla kilku milionów istnień? No... Może i tak, ale z drugiej strony... 
   Zerwałam się gwałtownie z ziemi i wybiegłam z zaułka. Czarne kosmyki przykleiły się do twarzy po części ograniczając widoczność. Jedna część mnie krzyczała, abym uciekła do Grenlandii, zbudowała tam iglo i zamieszkała  ze stadem pingwinów, jedną foką i lwem morskim, a druga piszczała że muszę się z tym zmierzyć, ratować ludzi... Jak raz nie cierpiałam faktu, że nie potrafiłam przejść obojętnie obok ludzkiego cierpie... 
   Potknęłam się o własne nogi, w skutek czego zaliczyłam piękną wywrotkę wprost w kałużę. Ugh! Zatłukłam pięściami w brudną taflę, co okazało się błędem, zwłaszcza że starłam sobie skórę na dłoniach. Syknęłam, siadając na piętach. Wbiłam wzrok w falującą wodę. W odbiciu przebijały się tylko fioletowe oczy. Jakie sekrety mieli przede mną rodzice?  to pytanie gwałtownie wtargnęło do, i tak napuchniętego od nadmiaru informacji, umysłu. Chwiejne podniosłam się do pionu i oparłam o latarnię, przyciskając dłoń do czoła. 
   Tato, tato!  W uszach rozbrzmiał dziecięcy głos. Nie, nie teraz, litości! Przygryzłam wargę i, zataczając się niczym rodowity pijak, ruszyłam w nieznanym nawet mi kierunku. 
    O co chodzi skarbie? – Do niego dołączył się inny, łagodny, radosny... Nie, cicho, zawrzyjcie się! 
  Narysowałam dla ciebie laulke! To ty, ja, Aki i mama! Żebyś o nas nie zapomniał jak znów wyjedziesz. 
  Nie zapomnę, nigdy nie zapomnę, Megi... 
   Oparłam się plecami o witrynę jakiegoś sklepu, kryjąc się na chwilę pod daszkiem przed ulewą. Wbiłam wzrok w budynki przed sobą i rozważając czy skok z takiej wysokości byłby śmiertelny, kiedy jakaś rozpędzona ciężarówka przecięła jezdnię, a ściana wody chlusnęła wprost na mnie... Gdyby nie bariera z mgły, jaka uformowała się przede mną i po której spłynął brudny szlam. Uśmiechnęłam się lekko. Czyli Valciria żyje, dobrze wiedzieć. 
Pytanie, jak długo obie pożyjemy. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejoooo! Wreszcie przemęczyłam się z tym rozdziałem ale tak jak u Kel nie miałam pomysłu na dobitne zakończenie xD
Meg: Przynajmniej u siostry nie ma kolejnych facetów w pelerynkach z wiecznym okresem
Kel: #kyoya
Cóż... Akcja się zagęszcza i komplikuje... Zobaczymy czy zrozumiecie xD jak nie to krzyczćcie 
A i Dośc sporej aktualizacji uległy zakładki o pierwszo- i drugo-planowych bohaterach ^^"
Meg: Dla ścisłości - nie sami bohaterowie, lecz ich Bestie *wymowny wzrok na Nesse*
Jeden grzyb. To do nexta! 
~Nessa~

1 komentarz:

  1. *w podejrzanie dobrym humorze* Jutro już środa
    Jenn: Jarasz się, bo wyszłaś z niemca bez szczególnych szkód?
    Ja xD
    Jenn: Jeszcze tylko 3 dni *unika lampki oraz kilku ołówków* No ale przechodząc do rozdziału
    Izu: Megiś weź się tak nie zadręczaj ;3 głowa do góry i kakao w dłoń ^^
    Jenn: Ja ci polecę sprawdzony sposób, jak nie brać udziału w tej bitwie *chwila pełnej napięcia ciszy* Spierdalaj gdzieś, ale tak po cichu, bo te knypy to takie hidekowate są
    Hideki: Jenn-san *.*
    Jenn: A i już przylepa przylazła --
    "a druga piszczała że muszę się z tym zmierzyć, ratować ludzi"
    Haru: *brwi jej podjeżdżają pod czubek czoła* Ej, ale wy wiecie, że beye można zniszczyć bronią, prawda? O.o
    Jenn: Ludzka głupota to jest jednak bez dna xD Oj Meg, co cię inni? Bierz przyjaciół i spierdalaj, ale może nie na Grenlandię, a do jakiś ciepłych krajów, łatwiej tam się żyje ;3 A i ci co słuchają Ryo, nigdy za daleko nie zaszli, więc stanowczo odradzam, bo za kilka dni ten..Urus czy Nero urwie ci łeb i po balecie xD
    "To przeznaczenie*
    Jenn: *popluła się herbatą ze śmiechu* Błagam, Ryo, weź ty się zapisz do kabaretu xD
    Jess: A tak właściwie czemu Meg ma wszystko robić sama, hy? Co to WBBA jest takie słabiutkie, że nie umie sobie poradzić z 8 bleyderami? Serio? A tak w sumie to 7
    Aki: Jeszcze niższy poziom niż u wojowników X)
    Jenn: O popatrz Meg, Ja odzyskałam pamięć, tobie wraca, bajlando pełną gębą xD
    Nie wiem, co by tu jeszcze napisać...Sorki, że nie skomentowała poprzednich dwóch ^^'' Szkoła i lenistwo to zabójcze combo.
    Czekamy na next ^^

    OdpowiedzUsuń