sobota, 28 października 2017

Rozdział 17: ♧ Natura ludzka, a zwłaszcza kobieca, jest skomplikowana i pełna tajemnic ♧

–  Skąd taka nagła zmiana? –  zapytał Ryo, wlewając do kubka gorącą wodę. 
   Wpatrywałam się w sunące ospale po szybie kropelki deszczu  i dopiero po kilku chwilach odpowiedziałam, nie spoglądając na salon, w  którym siedziałam. 
   –  To chyba mój obowiązek –  wzruszyłam ramionami.  –  Jestem z tego pokolenia, któremu przyszło ratować świat przed zagładą. 
   Ryo postawił na parapecie obok mnie kubek z parującą malinową herbatą. Ujęłam go w zmarznięte dłonie. Czemu ja jeszcze nie jestem chora?
    Hagane oparł się o ścianę. 
   –  Tylko dlatego? 
   Nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Skupiłam się na dwóch dzieciakach wesoło bawiących się w kałuży. Oj, mamusie nie będą zadowolone...  
   –   Sam pan powiedział, że ten udział jest nieunikniony. Więc po co uciekać przed czymś, od czego nie ma ucieczki? –  Powiało filozofią. Może powinnam zmienić branżę.
    Chodzi o śmierć twojej rodziny?  Omal nie wylałam na siebie wrzątku.
    Skąd takie przypuszczenie?  burknęłam, skupiając wzrok na wazonie stojącym przy sąsiednim oknie. Ryo jak każdy facet, nie miał podejścia do kwiatów  żółte irysy straciły wszystkie swoje płatki. 
    Kagutsu zostało zniszczone przez Pieczęć Początku, Akan najpewniej zginął przez jednego z wybranych. To się łączy, a ty chcesz w głębi duszy pomścić bliskich, jak każdy.
    Chyba za długo siedziałam w Komie  westchnęłam, zanurzając usta w herbacie. –  Niedługo będzie pan wiedział ile mam włosów na głowie.
    Czyli zgadłem?
   ... Połowicznie. Czując na sobie jego świdrujące spojrzenie, cmoknęłam, polemizując.  Oj, no dobra, w sumie pierwsza moja myśl taka była. Ale pan zrobiłby to samo  zerknęłam na niego z ukosa. Nadal wpatrywał się w coś za oknem; może liczy kostki z jakich ułożono chodnik? 
    Dla rodziny można zrobić wiele.  Pierwsze zdanie od minuty, a już stare i tandetne jak świat.
    Jeśli się ją ma.  Chwilę mi zajęło, nim ogarnęłam, że powiedziałam to na głos.  To znaczy...
    Wiem, o co chodzi, Megan. Dlatego powiem ci ważną, zasadę. Nie daj się omamić wizjami jakie serwuje Dysk. To gra, w której coś, co jest zaklęte w Velvederze rozdaje karty, a gracze, Wybrani, muszą się dostosować.
   Herbata pomogła przełknąć gulę w gardle.
     Coś?  zawtórowałam.
    Coś, co steruje dyskiem. Doszliśmy do wniosku, że w Dysku musi być zaklęta jakaś siła, duch, zjawa czy inne coś, co sprawia, że Dysk po części żyje, ma własną świadomość.
    To mnie pan pocieszył  gwizdnęłam bez entuzjazmu, odstawiając kubek na parapet. Splotłam ręce na piersiach.  Czyli co, mamy do czynienia z kolejnym gównem, które będzie opętywało bleyderów? 
   Ryo rozłożył ręce.
    Tego nie wiemy. Wszystkie informacje  na temat wojny to tylko niepotwierdzone przypuszczenia i domysły. Ale możemy mieć przypuszczenia, że to będzie coś gorszego od Nibiru, czy Nebuli. To będzie wojna.
    Ś-w-i-e-t-n-i-eeee. Czyli wsiadam do pociągu, który nie wiem nawet, gdzie jedzie, ale gdy już dojedzie, mam z niego wyskoczyć i stawić czoło CZEMUŚ, co siedzi w Dysku; dzień jak co dzień!  Klasnęłam i odwróciłam się plecami do okna. Zgarnęłam z kanapy płaszcz, kierując do wyjścia. Na dzisiaj dość. Czułam, że zaraz wyjdę z siebie. 
    Już idziesz?  zapytał Hagane.
    Jak widać - mruknęłam, zapinając guziki. –   Wyrwałam pana ze snu i tkwiłam tu dobrą godzinę, więc pora się zmywać.  Ruszyłam prosto do drzwi, nie chcąc widzieć wyrazu twarzy Hagane. Jeszcze się rozmyślę. Taka nagła zmiana podejścia do Wojny i brania w niej udziału nie jest w moim stylu... Ale zawsze styl można zmienić, tylko po to by dociec zatajonej prawdy. –  Niech pan gdzieś zanotuje, że się zgłosiłam, czy coś. Dowiedzenia. 
    Meg.  Przystanęłam jednak, z ręką na klamce. Albo się przesłyszałam, albo Ryo pierwszy raz zwrócił się do mnie zdrobnieniem. Jego głos dochodził z głębi pokoju; zapewne nadal stał przy oknie.  Jedna zmiana w przeszłości zaważy na przyszłości. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę i nie skorzystasz z życzenia Dysku. 
   Przywołałam na twarz najszczerszy uśmiech i odwróciłam się do niego.
    Zniszczę wszystkie fragmenty, nie dopuszczając tym samym do odtworzenia Dysku, obiecuję!  Zasalutowałam, po czym opuściłam tymczasowe lokum Hagane. Gdy przekroczyłam próg, wypuściłam ciężko powietrze, ruszając ku schodom.
   Chyba każdy wie, że kobieta jest zmienna. Nie byłam wyjątkiem.


~~

" Czuję się jakoś inaczej."

   –  Gotowi?  zawołałam. 
  Tsubasa i Rey skinęli głowami i unieśli wyrzutni na wysokości mostków
    Jakby coś było nie tak, to reagujcie.  Znów kiwnięcie. Zaczerpnęłam haust powierza.   Let it rip! –  wrzasnęłam i uruchomiłam Valcirię. Otori zrobił to samo z Eagle'm, a Rey z Seth'em.
   Tyle że oni ustali na nogach, ja już nie bardzo.
    Siła wystrzału odrzuciła mnie dobre półtora metra od areny. Jęknęłam, masując dół pleców.
  Przepraszam!  zawołała Valciria, z głębi mojej głowy, która myślałam, że wybuchnie.
   Spoko  mruknęłam, wstając. –  To pierwszy raz odkąd uruchomiłam cię po transformacji, więc mogłam to przewidzieć.
   Po spotkaniu z Ryo nie usiedziałam długo w jednym miejscu  już dwie godziny później poprosiłam Rey, aby poszła ze mną do Tsu i żebyśmy razem przetestowali moją nową moc. Skorzystaliśmy z areny na stadionie, który o tej porze jeszcze trwał zamknięty (komu chciałoby się wstawać o dziewiątej w wakacje). 
   Stanęłam z powrotem przy misie. 
   Wszystko gra?  zapytał Tsubasa, trzymając Eagel’a na prawym krańcu areny.
   Skinęłam głową, wyłamując palce u dłoni. Przymrużyłam oczy, spoglądając na wirującą po środku Valcirię.

Coś się we mnie zmieniło, i nie mam tu na myśli wyglądu zewnętrznego. To coś w środku"

    Zacisnęłam dłonie w pięści. Co się z nami dzieje Valca?
  –  Dobra, wpierw bez szaleństw. Madoka, drewniane słupy proszę!
   Amano, stojącą kilkanaście metrów od nas w pierwszym rządzie trybun, pokazała kciuka w górę i kliknęła coś na komputerku. Czuwający obok niej Ryo zmrużył oczy, gdy na arenie wyrosło sześć metrowych słupów. Musiał przyjść, no musiał.
   Zignorowałam wszystko i wszystkich, skupiając się na jednym  rozwaleniu przeszkód.
   Tylko nie szalej –  upomniałam Valcirię, nim rzuciła się na pierwszy słup.
   Po pustym stadionie rozległ się głuchy trzask, gdy pierwsza przeszkoda rozpadła się w drzazgi, a za nią dwie następne. Ściągnęłam brwi; Valca na dany rozkaz odbiła się od dwóch słupów, niszcząc je przy okazji, po czym wzbiła się w górę, aby spuścić atak na ostatni. Poszło gładko, nawet się nie zdyszałam. 
  Eagel!  Tsubasa machnął ręką i podmuch wiatru rozpędził drzazgi na cztery strony świata. Eagel wrócił na miejsce, przejmując znowu pieczę nad bezpieczeństwem.
 –  Kamienne  rozkazałam, nie odrywając spojrzenia od swojego bey'a. Spod areny wyrosła nowa porcja przeszkód. Odetchnęłam głęboko.  Dalej, Valciria!  
   Bey wystrzelił jak z procy. Spodziewałam się lekkiego oporu, ale na niego nie natrafiłam; tylko głośne łupnięcie wdarło się w umysł, kiedy pierwszy słup poległ.
   Smoczy ruch!   zarządziłam nagle.
   Valciria drgnęła, pod błyskawicznym przepływem mocy. Wszystkie słupy padły pod tym jednym atakiem  po arenie śmigał jedynie srebrno-szary promień, a w górę wzbijały się kłęby dymu.
   Uśmiechnęłam się pod nosem. Bardzo mi się podoba ta zmiana, bardzo, bardzo. Jeśli Smoczy Ruch tak błyskawicznie radzi sobie z kamiennymi słupami... Z realnymi przeciwnikami powinno iść równie gładko. Wyobrażałam już sobie jak wgniatam w ziemię takiego Hyomę…
 –  Meg, nie szalej!  dosłyszałam zawołanie Makimoto.
   Wróciłam duszą na ziemię.
   Stop!  krzyknęłam. Tym razem poczułam lekki opór ze strony smoczycy, ale koniec końców zatrzymała się pośrodku areny. Nie uszło mojej uwadze, że Eagel i Seth przybliżyli się do niej, robiąc za eskortę "w razie gdyby".

   Dobra, może teraz z innej beczki. 
    Ukaż się, Valciria!  zarządziłam.  –  Zobaczymy jak po metamorfozie  wygląda moje smoczątko –  dodałam z lekkim uśmiechem. 
   Cieniutkie języki mgły oplotły się wokół bey'a. Valciria jak zwykle wyłoniła się z szarego obłoku, tym razem  z lekkimi zmianami. Podbrzusze, górną część pyska i ostatnie metry ogona ochraniały duże srebrne łuski, tworzące efekt połyskującej zbroi. Spośród dłuższych, ciemniejszych kosmyków na grzbiecie, wyłaniały się znacznie liczniejsze i większe kolce, malejące w kierunku ogona.  Szara błona od skrzydeł migotała w chłodnych promieniach słońca, wdzierających się przez otwarty dach. Innych zmian nie zauważyłam; może tylko mi się zdawało, że oczęta Valci jarzą się intensywniej niż zwykle. 
   Wymieniłam z Valcirią krótkie spojrzenia, po czym ta ryknęła sobie w niebo.
   Myślałam, że zniszczę pół stadionu albo coś po tej transformacji, ale najwyraźniej poniosła mnie wyobraźnia; potrafiłam opanować nową moc Valcirii, więc mogłam spać spokojnie. Rzecz jasna nie wiem jeszcze jak to będzie w realnej walce, le im my jesteśmy silniejsze, tym gorzej dla naszych przeciwników. 
   Uniosłam kącik ust, w dalszym ciągu podziwiając Rashmou Valcirię, mojego osobistego ochroniarza, który miał mi pomóc, nie popełnić najgorszego błędu w życiu.

~

Czym właściwie jest mgła?


   "(…) potocznie o mgle mówimy, gdy widzialność przy gruncie jest znacznie ograniczona, w przeciwnym razie mamy do czynienia z zamgleniem. We mgle koncentracja kropel (wodność) jest większa niż w zamgleniu. Gdy kropelki mgły rosną, mgła może przekształcić się w mżawkę"  – jak głosi ciocia Wikipedia.


    Istnieje mgła radiacyjna, adwekcyjna, a w połączeniu z dymem tworzy smog.


    Potrafi dodawać krajobrazom uroku lub tajemniczości; w filmach grozy zazwyczaj to właśnie z gęstych obłoków mgły wyjawia się straszliwy potwór albo seryjny morderca z wygiętą łyżeczką... Pojawia się z nienacka i równie szybko znika, smagnięta promieniami słońca...


   Ale czym jest moja  mgła?


   – Ekhem, Megan, jesteś z nami?


   Misternie wykonywana kula rozpadła się niczym bańka po styknięciu z igłą; wystrzeliłam do góry, po tym jak Rey szturchnęłą mnie pod żebra, wyrywając z transu.


   Tsubasa i Ryo wpatrywali się we mnie wyczekująco.


   Pomachałam ręką, rozpędzając resztki mgły, jakie do tej pory generowałam z dłoni, i poprawiłam się na kanapie, siadając prosto. Ułożyłam ręce na kolanach, przywołując pokorny uśmieszek.


   – Możecie powtórzyć?


   Hagane westchnął głośno, Tsu wywrócił oczami. Od jakiś pół godziny dyskutowaliśmy o nowych umiejętnościach Valcirii i tego jak mogą się przydać w Wojnie (tak, Ryo już im o wszystkim powiedział). To znaczy, oni dyskutowali a ja po dziesięciu minutach odpłynęłam łódeczką gdzieś daleko, bardzo daleko. Dopłynęłam do pytania, które w zasadzie nurtowało mnie odkąd skończyłam trzy lata – skąd się wzięła moja umiejętność do kontrolowania i wytwarzania mgły?


    Od tamtego czasu nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, rodzice również. Po prostu żyłam z tym jak z pieprzykiem. Zdolność pogłębiała się z roku na rok; matka mówiła, że to dar, ojciec uważał, że nie powinnam się tym przejmować, bo "tak mam" z racji tego iż jestem wyjątkowa. Natomiast naukowcy z Ośrodka szybko znaleźli odpowiedź – mgła jest skutkiem ubocznym mojej drugiej umiejętności; powstaje po przetworzeniu w organizmie mrocznej energii.... Ta, a ja jestem wróżką zębuszką z obusiecznym toporem zamiast różdżczki.


   – Pytałem jak samopoczucie po teście– powtórzył cierpliwie Ryo, a ja z trudem go zarejestrowałam. Odbiór mi szwankuje.


  Wzruszyłam ramionami, wciskając się w oparcie kanapy w gabinecie Tsubasy.


   – A jak ma być; po staremu – śpiąca jestem.


   – Żadnych nowości? Nie czujesz się, no nie wiesz, silniejsza, odporniejsza?


   –.... jedynie głodna.


    Rey nie wytrzymała i walnęła się z płaskiej w czoło.


   – Co z faktu, że Meg jest osobą, która ma przywilej...


   – Przymus – poprawiłam ją, ale mnie zignorowała.


   –... walczyć w Wojnie skoro i tak nie ma żadnych nowych mocy? To bez sensu!


   – I tu cię poprę. Legendarni mogli rozwalić małe meteoryty, gdy te pędziły na wioskę, i zmienić kierunek płynnej magmy, by nie sfajczyła Zarckan. A ja nawet tego  nie potrafię.


   – Potrafisz nieźle wnerwiać ludzi – burknęła Makimoto, na co westchnęłam bezgłośnie. Dobrze myślicie – przeżywamy właśnie ten stan, gdy Rey jest na mnie śmiertelnie  obrażona.  Cudem nie doszło do beybitwy.


   – Tak szczerze, Meg, to jeszcze się o tym nie przekonałaś – odezwał się Tsubasa anielsko spokojnym tonem, w porównaniu do Rey.


   – Mogę wybrać się do Komy i tak powalczyć z Hyomą – zaoferowałam, ale Ryo już kręcił głową.


   – Musisz dać sobie czas – oznajmił – i być... – urwał, widząc mój morderczy wzrok –... wytrwała.


   Rozłożyłam się na kanapie.


– Jasne, tyle że jak sami uważacie, Wojna  właśnie ruszyła, więc czasu nie mam dużo. Poczytałam trochę o tych wszystkich Bestiach wybranych i powiem szczerze, że niektóre mnie martwią. Np. taki Zabójca, Szermierz, czy Anioł. 


   – Valciria jest silna, da sobie radę – zapewnił Tsubasa.


   Ale musi też mieć silną bleyderkę, dodałam w myślach, kryjąc tą myśl przed smoczycą.


   – Poza tym – wtrącił Ryo – Wojna ostatecznie ruszy, gdy pojawi się pierwszy fragment Dysku, a Wybrani stoczą o niego walkę.


   Ściągnęłam brwi, chowając na chwilę ironię do kieszeni.


   – Moment; jak w ogóle będę wiedziała, gdzie i kiedy pojawia się fragment?


   – I tu sprawa się komplikuje – nie wiemy. – Hagane rozłożył bezradnie ręce, po czym podrapał się po zaroście. – A jeszcze większe komplikacje nasuwa myśl, że fragmenty mogą się pojawić w każdym miejscu na ziemi.


   – Na ziemi? – powtórzyłam. – Nie tylko w Japonii, ale na przykład na takiej Arktyce albo Grenlandii?


   Ryo potaknął.


   Wybuchłam krótkim i mało radosnym śmiechem.


   – Świetnie, może przynajmniej uda mi się zgarnąć jednego pingwina. – Splotłam ręce na piersiach i oparłam brodę na mostku. W co ja się wpakowałam, do jasnej anielki...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz