– Skąd taka nagła zmiana? – zapytał Ryo, wlewając do kubka gorącą
wodę.
Wpatrywałam się w sunące ospale po szybie kropelki deszczu i
dopiero po kilku chwilach odpowiedziałam, nie spoglądając na salon, w
którym siedziałam.
– To
chyba mój obowiązek – wzruszyłam
ramionami. – Jestem z tego pokolenia, któremu przyszło
ratować świat przed zagładą.
Ryo postawił na parapecie obok mnie kubek z parującą malinową herbatą.
Ujęłam go w zmarznięte dłonie. Czemu ja jeszcze nie jestem chora?
Hagane oparł się o ścianę.
– Tylko
dlatego?
Nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Skupiłam się na dwóch dzieciakach wesoło
bawiących się w kałuży. Oj, mamusie nie będą zadowolone...
– Sam pan powiedział, że ten udział jest
nieunikniony. Więc po co uciekać przed czymś, od czego nie ma ucieczki? – Powiało filozofią. Może powinnam zmienić
branżę.
– Chodzi o śmierć twojej rodziny? – Omal nie wylałam na siebie wrzątku.
– Skąd takie przypuszczenie? – burknęłam, skupiając wzrok na wazonie stojącym
przy sąsiednim oknie. Ryo jak każdy facet, nie miał podejścia do kwiatów – żółte irysy straciły wszystkie swoje płatki.
– Kagutsu zostało zniszczone przez Pieczęć
Początku, Akan najpewniej zginął przez jednego z wybranych. To się łączy, a ty
chcesz w głębi duszy pomścić bliskich, jak każdy.
– Chyba za długo siedziałam w Komie – westchnęłam, zanurzając usta w herbacie. – Niedługo będzie pan wiedział ile mam
włosów na głowie.
– Czyli zgadłem?
–... Połowicznie. – Czując na sobie jego świdrujące
spojrzenie, cmoknęłam, polemizując. – Oj,
no dobra, w sumie pierwsza moja myśl taka była. Ale pan zrobiłby to samo – zerknęłam na niego z ukosa. Nadal wpatrywał
się w coś za oknem; może liczy kostki z jakich ułożono chodnik?
– Dla rodziny można zrobić wiele. – Pierwsze zdanie od minuty, a już stare i
tandetne jak świat.
– Jeśli się ją ma. – Chwilę mi zajęło, nim ogarnęłam, że
powiedziałam to na głos. – To znaczy...
– Wiem, o co chodzi, Megan. Dlatego powiem ci
ważną, zasadę. Nie daj się omamić wizjami jakie serwuje Dysk. To gra, w której
coś, co jest zaklęte w Velvederze rozdaje karty, a gracze, Wybrani, muszą się
dostosować.
Herbata pomogła przełknąć gulę w gardle.
– Coś?
– zawtórowałam.
– Coś, co steruje dyskiem. Doszliśmy do wniosku,
że w Dysku musi być zaklęta jakaś siła, duch, zjawa czy inne coś, co sprawia,
że Dysk po części żyje, ma własną świadomość.
– To mnie pan pocieszył – gwizdnęłam bez entuzjazmu, odstawiając kubek
na parapet. Splotłam ręce na piersiach. – Czyli co, mamy do czynienia z kolejnym gównem,
które będzie opętywało bleyderów?
Ryo rozłożył ręce.
– Tego nie wiemy. Wszystkie informacje na temat wojny to tylko niepotwierdzone przypuszczenia
i domysły. Ale możemy mieć przypuszczenia, że to będzie coś gorszego od Nibiru,
czy Nebuli. To będzie wojna.
– Ś-w-i-e-t-n-i-eeee. Czyli wsiadam do pociągu,
który nie wiem nawet, gdzie jedzie, ale gdy już dojedzie, mam z niego wyskoczyć
i stawić czoło CZEMUŚ, co siedzi w Dysku; dzień jak co dzień! – Klasnęłam i odwróciłam się plecami do okna.
Zgarnęłam z kanapy płaszcz, kierując do wyjścia. Na dzisiaj dość. Czułam, że
zaraz wyjdę z siebie.
– Już idziesz? – zapytał Hagane.
– Jak widać - mruknęłam, zapinając guziki. – Wyrwałam pana ze snu i tkwiłam tu dobrą
godzinę, więc pora się zmywać. – Ruszyłam prosto do drzwi, nie chcąc
widzieć wyrazu twarzy Hagane. Jeszcze się rozmyślę. Taka nagła zmiana podejścia
do Wojny i brania w niej udziału nie jest w moim stylu... Ale zawsze styl można
zmienić, tylko po to by dociec zatajonej prawdy. – Niech pan gdzieś zanotuje, że się
zgłosiłam, czy coś. Dowiedzenia.
– Meg. – Przystanęłam jednak, z ręką na klamce. Albo
się przesłyszałam, albo Ryo pierwszy raz zwrócił się do mnie zdrobnieniem. Jego
głos dochodził z głębi pokoju; zapewne nadal stał przy oknie. – Jedna zmiana w przeszłości zaważy na
przyszłości. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę i nie skorzystasz z
życzenia Dysku.
Przywołałam na twarz najszczerszy uśmiech i odwróciłam się do
niego.
– Zniszczę wszystkie fragmenty, nie dopuszczając
tym samym do odtworzenia Dysku, obiecuję! – Zasalutowałam, po czym opuściłam tymczasowe
lokum Hagane. Gdy przekroczyłam próg, wypuściłam ciężko powietrze, ruszając ku
schodom.
Chyba każdy wie, że kobieta jest zmienna. Nie byłam wyjątkiem.
♧~♧~♧
" Czuję
się jakoś inaczej."
– Gotowi? – zawołałam.
Tsubasa i Rey skinęli głowami i unieśli wyrzutni na wysokości mostków
– Jakby coś było nie tak, to reagujcie. – Znów kiwnięcie. Zaczerpnęłam haust powierza. – Let it rip! – wrzasnęłam i uruchomiłam Valcirię. Otori
zrobił to samo z Eagle'm, a Rey z Seth'em.
Tyle że oni ustali na nogach, ja już nie bardzo.
Siła wystrzału odrzuciła mnie dobre półtora
metra od areny. Jęknęłam, masując dół pleców.
Przepraszam! – zawołała Valciria, z głębi mojej głowy, która
myślałam, że wybuchnie.
– Spoko – mruknęłam, wstając. – To pierwszy raz odkąd uruchomiłam cię po
transformacji, więc mogłam to przewidzieć.
Po spotkaniu z Ryo nie usiedziałam długo w jednym miejscu – już dwie godziny później poprosiłam Rey, aby
poszła ze mną do Tsu i żebyśmy razem przetestowali moją nową moc.
Skorzystaliśmy z areny na stadionie, który o tej porze jeszcze trwał zamknięty
(komu chciałoby się wstawać o dziewiątej w wakacje).
Stanęłam z powrotem przy misie.
– Wszystko gra? – zapytał Tsubasa, trzymając Eagel’a na prawym
krańcu areny.
Skinęłam głową, wyłamując palce u dłoni. Przymrużyłam oczy,
spoglądając na wirującą po środku Valcirię.
" Coś się we mnie zmieniło, i nie mam tu na myśli wyglądu
zewnętrznego. To coś w środku"
Zacisnęłam dłonie w pięści. Co się z nami dzieje Valca?
– Dobra, wpierw bez szaleństw. Madoka,
drewniane słupy proszę!
Amano, stojącą kilkanaście metrów od nas w pierwszym rządzie
trybun, pokazała kciuka w górę i kliknęła coś na komputerku. Czuwający obok niej
Ryo zmrużył oczy, gdy na arenie wyrosło sześć metrowych słupów. Musiał przyjść,
no musiał.
Zignorowałam wszystko i wszystkich, skupiając się na jednym – rozwaleniu przeszkód.
Tylko nie szalej – upomniałam Valcirię, nim rzuciła się
na pierwszy słup.
Po pustym stadionie rozległ się głuchy trzask, gdy pierwsza
przeszkoda rozpadła się w drzazgi, a za nią dwie następne. Ściągnęłam brwi;
Valca na dany rozkaz odbiła się od dwóch słupów, niszcząc je przy okazji, po
czym wzbiła się w górę, aby spuścić atak na ostatni. Poszło gładko, nawet się
nie zdyszałam.
– Eagel! – Tsubasa machnął ręką i podmuch wiatru
rozpędził drzazgi na cztery strony świata. Eagel wrócił na miejsce, przejmując
znowu pieczę nad bezpieczeństwem.
– Kamienne – rozkazałam, nie odrywając spojrzenia od
swojego bey'a. Spod areny wyrosła nowa porcja przeszkód. Odetchnęłam głęboko. – Dalej, Valciria!
Bey wystrzelił jak z procy. Spodziewałam się lekkiego oporu, ale
na niego nie natrafiłam; tylko głośne łupnięcie wdarło się w umysł, kiedy
pierwszy słup poległ.
– Smoczy ruch! – zarządziłam nagle.
Valciria drgnęła, pod błyskawicznym przepływem mocy. Wszystkie
słupy padły pod tym jednym atakiem – po
arenie śmigał jedynie srebrno-szary promień, a w górę wzbijały się kłęby dymu.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Bardzo mi się podoba ta zmiana,
bardzo, bardzo. Jeśli Smoczy Ruch tak błyskawicznie radzi sobie z kamiennymi
słupami... Z realnymi przeciwnikami powinno iść równie gładko. Wyobrażałam już
sobie jak wgniatam w ziemię takiego Hyomę…
– Meg, nie szalej! – dosłyszałam zawołanie Makimoto.
Wróciłam duszą na ziemię.
– Stop! – krzyknęłam. Tym razem poczułam lekki opór ze
strony smoczycy, ale koniec końców zatrzymała się pośrodku areny. Nie uszło
mojej uwadze, że Eagel i Seth przybliżyli się do niej, robiąc za eskortę
"w razie gdyby".
Dobra, może teraz z innej beczki.
– Ukaż się, Valciria! – zarządziłam. – Zobaczymy jak po metamorfozie wygląda moje smoczątko – dodałam z lekkim uśmiechem.
Cieniutkie języki mgły oplotły się wokół bey'a. Valciria jak zwykle
wyłoniła się z szarego obłoku, tym razem – z
lekkimi zmianami. Podbrzusze, górną część pyska i ostatnie metry ogona
ochraniały duże srebrne łuski, tworzące efekt połyskującej zbroi. Spośród
dłuższych, ciemniejszych kosmyków na grzbiecie, wyłaniały się znacznie
liczniejsze i większe kolce, malejące w kierunku ogona. Szara błona od
skrzydeł migotała w chłodnych promieniach słońca, wdzierających się przez
otwarty dach. Innych zmian nie zauważyłam; może
tylko mi się zdawało, że oczęta Valci jarzą się intensywniej niż zwykle.
Wymieniłam z Valcirią krótkie spojrzenia, po
czym ta ryknęła sobie w niebo.
Myślałam, że zniszczę pół stadionu albo coś po tej transformacji, ale najwyraźniej poniosła mnie wyobraźnia; potrafiłam opanować nową moc Valcirii, więc mogłam spać spokojnie. Rzecz jasna nie wiem jeszcze jak to będzie w realnej walce, le im my jesteśmy silniejsze, tym gorzej dla naszych przeciwników.
Uniosłam kącik ust, w dalszym ciągu podziwiając
Rashmou Valcirię, mojego osobistego ochroniarza, który miał mi pomóc, nie
popełnić najgorszego błędu w życiu.
♧~♧
Czym właściwie jest mgła?
"(…) potocznie o mgle mówimy, gdy widzialność przy gruncie jest znacznie ograniczona, w przeciwnym razie mamy do czynienia z zamgleniem. We mgle koncentracja kropel (wodność) jest większa niż w zamgleniu. Gdy kropelki mgły rosną, mgła może przekształcić się w mżawkę" – jak głosi ciocia Wikipedia.
Istnieje mgła radiacyjna, adwekcyjna, a w połączeniu z dymem tworzy smog.
Potrafi dodawać krajobrazom uroku lub tajemniczości; w filmach grozy zazwyczaj to właśnie z gęstych obłoków mgły wyjawia się straszliwy potwór albo seryjny morderca z wygiętą łyżeczką... Pojawia się z nienacka i równie szybko znika, smagnięta promieniami słońca...
– Ekhem, Megan, jesteś z nami?
Misternie wykonywana kula rozpadła się niczym bańka po styknięciu z igłą; wystrzeliłam do góry, po tym jak Rey szturchnęłą mnie pod żebra, wyrywając z transu.
Tsubasa i Ryo wpatrywali się we mnie wyczekująco.
Pomachałam ręką, rozpędzając resztki mgły, jakie do tej pory generowałam z dłoni, i poprawiłam się na kanapie, siadając prosto. Ułożyłam ręce na kolanach, przywołując pokorny uśmieszek.
Hagane westchnął głośno, Tsu wywrócił oczami. Od jakiś pół godziny dyskutowaliśmy o nowych umiejętnościach Valcirii i tego jak mogą się przydać w Wojnie (tak, Ryo już im o wszystkim powiedział). To znaczy, oni dyskutowali a ja po dziesięciu minutach odpłynęłam łódeczką gdzieś daleko, bardzo daleko. Dopłynęłam do pytania, które w zasadzie nurtowało mnie odkąd skończyłam trzy lata – skąd się wzięła moja umiejętność do kontrolowania i wytwarzania mgły?
Od tamtego czasu nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie, rodzice również. Po prostu żyłam z tym jak z pieprzykiem. Zdolność pogłębiała się z roku na rok; matka mówiła, że to dar, ojciec uważał, że nie powinnam się tym przejmować, bo "tak mam" z racji tego iż jestem wyjątkowa. Natomiast naukowcy z Ośrodka szybko znaleźli odpowiedź – mgła jest skutkiem ubocznym mojej drugiej umiejętności; powstaje po przetworzeniu w organizmie mrocznej energii.... Ta, a ja jestem wróżką zębuszką z obusiecznym toporem zamiast różdżczki.
– Pytałem jak samopoczucie po teście– powtórzył cierpliwie Ryo, a ja z trudem go zarejestrowałam. Odbiór mi szwankuje.
Wzruszyłam ramionami, wciskając się w oparcie kanapy w gabinecie Tsubasy.
– A jak ma być; po staremu – śpiąca jestem.
– Żadnych nowości? Nie czujesz się, no nie wiesz, silniejsza, odporniejsza?
Rey nie wytrzymała i walnęła się z płaskiej w czoło.
– Co z faktu, że Meg jest osobą, która ma przywilej...
– Przymus – poprawiłam ją, ale mnie zignorowała.
–... walczyć w Wojnie skoro i tak nie ma żadnych nowych mocy? To bez sensu!
– I tu cię poprę. Legendarni mogli rozwalić małe meteoryty, gdy te pędziły na wioskę, i zmienić kierunek płynnej magmy, by nie sfajczyła Zarckan. A ja nawet tego nie potrafię.
– Potrafisz nieźle wnerwiać ludzi – burknęła Makimoto, na co westchnęłam bezgłośnie. Dobrze myślicie – przeżywamy właśnie ten stan, gdy Rey jest na mnie śmiertelnie obrażona. Cudem nie doszło do beybitwy.
– Tak szczerze, Meg, to jeszcze się o tym nie przekonałaś – odezwał się Tsubasa anielsko spokojnym tonem, w porównaniu do Rey.
– Mogę wybrać się do Komy i tak powalczyć z Hyomą – zaoferowałam, ale Ryo już kręcił głową.
– Musisz dać sobie czas – oznajmił – i być... – urwał, widząc mój morderczy wzrok –... wytrwała.
Rozłożyłam się na kanapie.
– Jasne, tyle że jak sami uważacie, Wojna właśnie ruszyła, więc czasu nie mam dużo. Poczytałam trochę o tych wszystkich Bestiach wybranych i powiem szczerze, że niektóre mnie martwią. Np. taki Zabójca, Szermierz, czy Anioł.
– Valciria jest silna, da sobie radę – zapewnił Tsubasa.
Ale musi też mieć silną bleyderkę, dodałam w myślach, kryjąc tą myśl przed smoczycą.
– Poza tym – wtrącił Ryo – Wojna ostatecznie ruszy, gdy pojawi się pierwszy fragment Dysku, a Wybrani stoczą o niego walkę.
Ściągnęłam brwi, chowając na chwilę ironię do kieszeni.
– Moment; jak w ogóle będę wiedziała, gdzie i kiedy pojawia się fragment?
– I tu sprawa się komplikuje – nie wiemy. – Hagane rozłożył bezradnie ręce, po czym podrapał się po zaroście. – A jeszcze większe komplikacje nasuwa myśl, że fragmenty mogą się pojawić w każdym miejscu na ziemi.
– Na ziemi? – powtórzyłam. – Nie tylko w Japonii, ale na przykład na takiej Arktyce albo Grenlandii?
Wybuchłam krótkim i mało radosnym śmiechem.
– Świetnie, może przynajmniej uda mi się zgarnąć jednego pingwina. – Splotłam ręce na piersiach i oparłam brodę na mostku. W co ja się wpakowałam, do jasnej anielki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz