piątek, 3 listopada 2017

Rozdział 19: ♧ Bo kto powiedział, że słodkie nie może być wkurzające... ♧

  
 Pogoda niestety gwałtownie się zmieniła i niebo nie zasnuwała ani jedna chmurka, co według mnie kompletnie nie pasowało do mojej obecnej sytuacji i nastroju. Ja przeżywam rozkminę życia, podczas gdy słonko świeci mi w twarz!
   Siedziałam akurat w trakcie takiej rozkminy razem z Rey na ławce w parku. Wszystko miało swój normalny bieg – Makimoto marudziła, że jest jej za zimno, zaraz narzekała, że za gorąco,  ale przynajmniej odpuściła mi temat mojego udziału w wojnie, który biła trzy dni temu. Dzieciaki bawiły się na pobliskim placu, a niektóre grały w Beyblade na mini arenach 5 metrów od nas... 
   Świat zdawał się być taki sam, jak przed momentem, w którym poznałam "prawdę" o swym "przeznaczeniu", przez co  dla mnie nic nie było już normalne, nie, kiedy dowiedziałam się, że jestem jedną z Naznaczonych i muszę siedzieć, jak na szpilkach w oczekiwasam, aż coś ruszy się w kwestii Wojny! Ugh, nie cierpię czekać.
    Powróciłam wzrokiem na areny, by za chwile znów odchylić głowę do tylu i spleść ręce na karku. Westchnęłam głucho, przymykając oczy. Naszło mnie na kolejne rozmyślenia. 
   Dzieciaki zazwyczaj traktowały Beyblade jak zwyczajną, niewinną grę, w której najpierw należy wystrzelić dysk, a potem nim sterować. Lecz dla nas  bleyderów, którzy stoczyli nie jedną poważną walkę na śmierć lub życie  ów "gra" była czymś więcej niż zabawą. Traktowaliśmy bey'e i zaklęte w nich Bestie jak  żywe osoby, które często ratowały nas z opresji, wspierały w ciężkich chwilach, stawały się rodziną, gdy tej rodziny brakowało. Albo stawały się ochroniarzami, kiedy wybuchała wojna. 
    Przez minione półtora miesiąca wwakacji zazwyczaj szwendałam się z Rey po mieście  robiłyśmy wypady, poszukując jakichś przeciwników; chodziłyśmy na stadion, aby potrenować oraz przyglądać się i komentować starcia młodocianych bleyderów. W weekendy zalegałyśmy na kanapie w salonie i przez cały dzień potrafiłyśmy oglądać filmy i seriale.
   A, co teraz?

   Na moją twarz padł cień. Uchyliłam jedno oko i cicho krzyknęłam, gdy nad sobą, zdecydowanie w za bliskiej odległości, ujrzałam rozanieloną twarz Stephanie.
    – Matko i córko, nie strasz mnie! – zawołałam, siadając prosto.
  Stephanie roześmiała się cicho i stanęła przed nami. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to wyrzutnia przytroczona do pasa. Mniejsza, co robiła w parku, akurat, kiedy my tam byłyśmy.  –  Gomen Megi-chan i ohayo Rey-chan.
   Znacie się?  zdziwiłam się, zwracając bardziej do Makimoto.
  Tia Rey przeciągnęła się.  Wpadłam ostatnio do Madoki i tam poznałam jej asystentkę.
   Dokładnie!  Różowowłosa potaknęła, nie przestając się uśmiechać. Meh, kontrast musiał być cudowny. Stephanie  rozanielona, ubrana w różową spódniczkę i białą bluzkę na ramiączka; ja  mina zdołowanego królika, odziana  w czarne spodenki i granatowy t-shirt z celtyckim smokiem, którego ogon oplatał się wokół mojej talii.
   Przyszłaś potrenować?  zagaiłam, ruchem głowy wskazując na pobliskie areny.
   Można tak powiedzieć, ale nie z byle kim!  – zadarła głowę, po czym omal nie dźgnęła mnie palcem w oko.  Z tobą, Megan Nakane; wyzywam cię na bitwę Beyblade!
   Jak później wyznała mi Rey, moja reakcja biła wszystko na głowę. Uniosłam jedną brew z pokerowym wyrazem twarzy i spytałam jedynie:
   Serio?
  Rey z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
   Serio, serio!  potwierdziła Brown niezrażona moją miną.  Już nas nawet zapisałam, walka rozpoczyna się za kwadrans!
   Widzę, że już wszystko zaplanowałaś – mruknęłam, splatając dłonie na karku.  Lecz sorki, ale... nie mam ochoty.  Rey omal nie spadła z ławki. Zapewne była przekonana, że przyjmę wyzwanie.  Nie mam nastroju do walk. Muszę rozwiązać parę... osobistych problemów.
   Oj weź, Megi-chaaan.  Stephanie pochyliła się do przodu.  A jak tak ładnie poproszę...
   Ne.
   Wyprostowała się i splotła ręce na małych piersiach.
   Boisz się?
  Ściągnęłam brwi, ale niedane było mi odpowiedzieć.
    Wiesz, na co się porywacz?  Podszedł do nas jakiś rudowłosy chłopak, w wieku Stephanie. Najwyraźniej wrzeszczała tak głośno, że wszyscy w promieniu kilometra słyszeli, że rzuciła mi wyzwanie.
   Tak wiem  syknęła różowowłosa, odwracając się w jego stronę. Pogodna aura momentalnie zniknęła.
   I myślisz, że wygrasz? - prychnął chłopak z kpiącym uśmiechem.
   W przeciwieństwie do ciebie  tak.
   Uniosłam brew. Dziewczynka wystawia pazurki?
   Westchnęłam cicho i wstałam z ławki, nim dwójka rzuciła się na siebie.
   Dobra, spokojnie, zawalczę z tobą Stephanie  powiedziałam bez przekonania, obciągając bluzkę.  – Innymi słowy – przyjmuję wyzwanie.
   Super!  Stephanie klasnęła, dobra aura wróciła.  Chwyciła mnie pod ramię i zaciągnęła w stronę zapewne stadionu.   Szybko, bo się spóźnimy.
   Spojrzałam przez ramię w roześmiane oczy Rey i westchnęłam w duchu. Załatwię to szybko i bezboleśnie. A przynajmniej tak chciałam.

 ~~~

   Thomas został sromotnie pokonany przez Petera; gratulacje dla zwycięzcy! A teraz dla odmiany walkę stoczą dwie damy. Po mojej lewej, początkująca bleyderka Stephanie Broooooown Oklaski, gwizdy, itp.  Wyzwała dzisiaj na walkę nie byle, kogo, bo samą Meeeeeg Nakaneeeeee! Czy podoła tak trudem rywalce?
  Jak się zamkniesz to się dowiemy  mruknęłam znudzonym tonem, przypatrując się swojemu odbiciu widniejącemu w dużym bilbordzie nad trybunami.
   Nie rozumiem, czemu oni tak to przedłużają  zgodziła się ze mną Valciria Już dawno moglibyśmy walczyć.
    Formalności  prychnęłam, uśmiechając się półgębkiem.  Tylko pamiętaj, nie szalej, nie chcę jej zabić.
    Czy aby na pewno?
   Przeniosłam wzrok przed siebie. W tłumie dostrzegłam Rey. Blondynka uśmiechnęła się pocieszająco i uniosła kciuki. Nie stresowałam się aż nadto tą walką. Miewałam gorsze. Potem spojrzałam niżej. Stephanie uśmiechała się do mnie ze zdeterminowanym wyrazem twarzy. Dziecko szczęścia, normalnie. 
  Wyciągnęłam wyrzutnię, by w pół sekundy nałożyć na niego bey'a, kiedy Dj zakrzyknął:
   Trzy!
   Cóż, rachu ciachu i po strachu.
  Dwa!  zawtórowała mu widownia, zbyt liczna jak na mój gust.
   Przynajmniej odstresuję się po ostatnich wydarzeniach i przetestuję moc Valcirii w prawdziwej walce.
   Jeden! - krzyknęłam, równocześnie ze Stephanie.
  Nasze bey'e dotknęły areny. Jeszcze nie schowałam dobrze wyrzutni a Brown wydała pierwszy rozkaz.
   Atakuj, Anguis!
  Bey Brown z dzikim świstem przeciął powietrze i rzucił się na wirującą po środku Valcirię.
   Stephanie natychmiast atakuje, czy...!   Wyłączyłam się na to, co mówił komentator, odcięłam się od wrzawy napływającej z trybun, skupiając się wyłącznie na walce i nieco dziwnym zachowaniu Brown. A może ten model tak ma?
   Anguis w dalszym ciągu natarczywie atakował.
   Wybacz, musisz się bardziej postarać.
   Valciria gwałtownie przyspieszyła, odtrącając tym samym rywala.
   –  Szybko przechodzisz do rzeczy – zwróciłam się do Brown.
   Stephanie uśmiechnęła się promiennie, przymykając oczy.
  – Chcę ci pokazać, na co naprawdę mnie stać. Szykuj się na porażkę, Megi-chan! – Zaskakujące, że takie rzeczy wypowiada tak miłym tonem…
   Anguis ponownie wyrwał do przodu, ale tym razem Valciria uchylił się przed wszystkimi atakami. Jak raz żałowałam, że nie posiadamy trybu defensywnego lub wytrzymałościowego. Anguis mógłby wtedy atakować do woli, a tak trzeba będzie na ogień odpowiedzieć ogniem, jak mawiał Aki.
   – Hm, myślałam, że będziesz bardziej… „agresywna” w atakach. – Stephanie wydęła usta, przykładając dłoń do policzka.
   Valciria – warknęłam, choć na mojej twarzy panował totalny spokój i opanowanie. Zeeen, czy coś takiego.
   Smoczyca w mig pojęła mój rozkaz i z połową swojej siły natarła na boki, stawiając mu czoło. Na boki strzeliły iskry, gdy zaczęli się siłować.
  – Czyli to prawda, co mówią – większość sygnałów wysyłasz telepatycznie, dzięki czemu udaje ci się zaskoczyć przeciwnika – stwierdziła Brown.
  Wzruszyłam niedbale ramionami, nie dając po sobie poznać zirytowania.
  – Widzę, że sporo o mnie wiesz. 
  – Imponowałaś mi od dnia, w którym zobaczyłam twoją pierwszą walkę, od tamtego czasu bacznie śledzę twoje poczynania – puściła do mnie oczko. Psychofanka? 
  – Wracając, zaskoczenie jest dość ważnym elementem, jeśli chcesz szybko wygrać  – udzieliłam jej krótkiej lekcji. – Chociaż ty chyba dobrze to wiesz. 
  Zmarszczyła brwi.
  – Co masz na myśli?
 – A no to, że jeszcze parę dni temu, na tym samym stadionie poniosłaś druzgoczącą porażkę. – Spojrzałam w jej oczy, w których przemknęła iskra… złości?  Weszłam na cienki lód, ale trudno. – Chyba mocno trenowałaś skoro jesteś taka „silna”. – Zaakcentowałam ostatnie słowo.
  – Ten kto upadł wstanie silniejszy.  Bardzo mocno trenowałam, aby dziś się z tobą zmierzyć. I dlatego nie mam zamiaru przegrać!
  – Nie zachowuj się jak opętana – powiedziałam szybko, nim wyprowadziła atak.
   Spojrzała na mnie z rozdziawioną lekko buzią, po czym roześmiała się pogodnie.  Machnęła ręką.
  – Oj, Megi-chan, mi to nie grozi. Tobie chyba zresztą też. – Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem, ale i tak je dosłyszałam.
   Zasłoniłam twarz rękami, gdy silny podmuch przetoczył się ponad areną. „Tobie to nie grozi”. Do czego to niby aluzja, hę? Raczej nie do mojej małej zdolności. Nikt prócz mnie o tym nie wie, a tym bardziej taka Stephanie.
  Tym podobne myśli wyparł okrzyk rywalki.
  – Anguis, specjalny atak! Pętla węża!
   Co, gdzie, jak; tak szybko!?
  Nie wiele mogłam zrobić, kiedy z Anguisa powstała jego bestia – ten sam obślizgły wąż, jakiego przypadkiem widziałam za miastem. Zasyczał, lecz zamiast rzucić się na Valcirię, począł okrążać w zaskakująco szybkim tempie arenę; w górę pięła się zielona ściana.
   Chce ograniczyć mi widoczność, wydedukowałam. Myśl, myśl, myśl!  
  – Zaskoczyłam cię? – Przez migoczącą zasłonę dostrzegłam uśmiechniętą Stephanie. Przypatrywała się mi wyczekująco, przekrzywiając lekko głowę, z nietypową dla niej iskrą satysfakcji i przebiegłości w oczach.
  – Odrobinkę.
 – Odrobinkę? – Uśmiech jej zżędł. – Kiedy pętla zaciśnie się wokół szyi twojej smoczycy nic już jej nie uratuje! – zawołała i uniosła do góry ręce.
   Przysłoniłam dłonią oczy – ściana eksplodowała brudnym światłem, wysyłając tym samym mojego bey’a kilka metrów  w górę. Anguis wystrzelił razem z nią w niebo. Otworzył paszczę, by połknąć zaklętą nadal w dysku Valcirię.
  – Łapy precz od niej! – krzyknęłam. – Valciria!
   Do tańca kolorów dołączyła się głęboka i intensywna szarość, po transformacji – z domieszką złota.
  Anguis musiał obejść się smakiem. I bolesnym bólem szczęki, gdy Valciria w postaci Bestii trzepnęła go ogonem. Wąż runął z hukiem na arenę. Myślałam, że zniknie, ale on przypuścił kolejną próbę. Uparciuch.
   Bestie starły się w powietrzu; chcąc nie chcąc usłyszałam wiwaty publiczności. Jak ja nie lubię grać na pokaz…
  – Jesteś bardziej zaskoczona? – zapytała Stephanie  z nadzieją w głosie.
  – Nie – syknęła, nie kryjąc już irytacji.
   Brown nadęła policzki.
  – Anguis! – wrzasnęła. – Podwójna wężowa pętla!
  Nigdy nie ignoruj przeciwnika.
  Nigdy.
  W tamtej chwili sama siebie chciałam udusić. Anguis tylko dlatego, że zignorowałam siłę jego bleyderki, przedarł się przez obronę Valcirii i oplótł się swoim ciałem wokół niej. Smoczyca wydała z siebie zduszony ryk.
  – Valca!
 – Tak, wreszcie cię zaskoczyłam! – zawołała uradowana Stephanie, podskakując w miejscu.
  Spiorunowałam ją wzrokiem.
  – Co ty się tak czepnęłaś tego zaskoczenia?
  – Lubię zaskakiwać ludzi – odparła, szczerząc się jeszcze bardziej.
   Zacisnęłam dłonie w pięści, czując mrowienie na karku – odczuwałam ból Valcirii. Tak to jest jak posiada się silną więź z Bestią.   
   Prędko doszłam do wniosku, że pierniczę to całe zen i chowam skromność do kieszeni.
  – Nie wiesz z kim zadzierasz! – warknęłam starając się nie wrzeszczeć. – Myślisz, że dasz radę drugiej najpotężniejszej smoczej Bestii?! No to przepraszam jeśli cię rozczaruję, ale czeka cię nie miłe zaskoczenie. – Z premedytacją wypowiedziałam ostatnie słowo.
   Siłą woli uspokołam w miarę emocje. Nie daj dojść do głosu uczuciom, miej czysty umysł nie zmącony złym pragnieniem. Nie wiedziałam, czy to moje słowa, czy wyobraźnia, ale podziałało.
   Odetchnęłam i zadarłam głowę, by krzyknąć:
  – Rashmou Valciria! Smoczy ruch! – Gdyby nie fakt, że od jakiegoś czasu jestem tą całą Wybraną nie zdecydowałabym się na ruch Smoka, ale teraz, mając świadomość, że poziom mocy Valcirii wyraźnie wzrósł, nie wahałam się ani sekundy.
  Valciria ryknęła a Anguis, chcąc nie chcąc, musiał ją puścić, gdyż kolce smoczycy na grzbiecie gwałtownie urosły, raniąc go w podbrzusze. Valciria odepchnęłą go kawałek i wzbiła się w górę. Całe jej ciało otaczała gęsta mgła, prawie całkowicie zamazując jej zarys; wyraźnie przebijały się tylko czerwono-złote punkciki – wściekłe oczy. Nie nakazałam dalej ciągnąc Ruchu. Miałam w rękawie inną niespodziankę, ale też wolałam nie ryzykować zniszczenia Agnusia; po transformacji wewnętrznie czułam, że mogłoby do tego dojść. 
  – Nie obrazisz się Stephanie, jak wypróbuję na tobie „nowy styl rysowania”? – spytałam uśmiechając się dziko i nie czekając na odpowiedź tak też zrobiłam. – Chiaroscuro!
  – Że co?! – Stephanie cofnęła się o krok, kiedy lewą część ciała Valcirii spowił cień, a drugą rozświetlił złoty blask. – Co to ma być!?
  – Chiaroscuro, inaczej – gra światła i cienia; styl często używany w malarstwie – wyjaśniłam nauczycielskim tonem. – Przed chwilą wymyśliłam na jego podstawie atak – przyznałam, uśmiechając się szeroko. Zaraz jednak przybrałam mniej pogodny wyraz twarz. – Kończ to, Valciria – mruknęłam.
  Światło i cień złączyły się w jeden wir, kiedy Valca opadła szybką spiralą w dół, prościutko na zdezorientowanego przez brak rozkazów Anguisa. Reszta działa się szybko i bezboleśnie (przynajmniej dla nas). Anguis został wbity w arenę; powstały wybuch odczuli zapewne nawet ci siedzący na szczycie trybun. Wąż zniknął, pozostawiając po środku zniszczonej areny nie wirującego bey’a. Pysznie.
   Włączyłam odbiór.
  – Ostatnią walkę na dziś, w wielkim stylu wygrywa Megan Nakaneee! – usłyszałam natychmiast wraz z ogłuszającą wrzawą widzów.
   Nie odrywając wzroku od Stephanie i nie ściągając maski obojętności, przywołała bey’a. Smoczyca zniknęła, a krążek wleciał do mojej dłoni. Sądziłam że będzie gorący, jak zwykle. Lecz nie był.
   Podczas gdy tłum wiwatował, a na bilbordach migotały urywki walki podeszłam do różowo-włosej. Brown stała w bezruchu, wpatrując się w pokonanego bey’a, który spoczywał już na jej dłoni. Nie była wściekła, a przynajmniej tego nie okazywała. Bił od niej… podejrzany spokój.
  – Cóż – odezwałam się lekkim tonem – mam nadzieję, że spełniłam twoje życiowe pragnienie. Następnym razem pomyśl wściekła, czy samą siekierą uda ci się pokonać słońce. – Poklepałam ją po plecach i wyminęłam, wsadzając dłonie do kieszeni spodenek.
  Skierowałam się w stronę wyjścia, lecz po kilku krokach przystanęłam.
  – Megan-senpai? – Odwróciłam się w stronę nastolatki, unoszą lekko brwi, w pytającym geście.
  Stephanie odwróciła się w moją stronę z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy, lecz nie współgrającym z oczami – zdołowanymi i zawiedzionymi.
   Spodziewałam się wszystkiego, lecz nie tego jednego, magicznego słowa.
  – Dziękuję. 



~♧~

Nie  mi ten gif, ale w sumie rozdział to rekompensuje. Przynajmniejmi , bo jestemnawet zadowolona z opisu walki ^^ czy slusznie to juz wam oceniac ;D
Eh, namieszalam z ta Stephanie 
Meg: robisz mi psychofanke?
Nie wiem, ja to wszystko pisze na spontanie xD
Podsumowanie krotkie bo mi sie tablet scina
Papaaaaatki
~ nessa ~

4 komentarze:

  1. Miju: No nieźle Meg
    Beta: Stephanie też sobie nieźle radzi. Mogło jej gorzej pójść po tej porażce.
    "– Ten kto upadł wstanie silniejszy. "
    Akana: Brzmi znajomo *patrzy na Miju*
    Miju: Aż mi sytuację z Pumą przypomniałaś
    Beta: Wiesz co Asha. Masz wyczucie. Tego samego dnia rozdział do blogu o beyblade co Nesa. Masz niezłe wyczucie.
    Hanako: Bardzo niezłe. *ciągle wkurzona*
    Miju: To Cię Viria wkurzyła

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stephani: Dzięki! ^^
      Meg: *do siebie* nawet tutaj musiała za mną przyleźć
      Kelly: *też stłumionym głosem* serio dorobiłaś się psychofanki
      Meg: *prycha pod nosem*
      Upsik, gomen, że taki późny zapłon, ale w ogóle nie załapałam że skomentowałaś ^^" znaczy, chyba zauwarzyłam, ale zapomniałam xd
      Ale przynajmniej się zgrałyśmy z rozdziałami xD
      Meg: Epidemia mrocznych beyi O.o
      Kel: *puszcza na cały głośnik "Kill us" No Resolve* "co nas nie zabije to nas wzmocniiiiiiii"!

      Usuń
    2. Miju: Jednak masz psychofanke Meg
      Ja: Nic się nie stało Nessa
      Miju: Jeszcze nie ma epidemii Meg.
      Hanako: Nie będzie epidemii panuję nad...*upada* panuję nad Virią....
      Miju: Jest noc...
      Viria: Hihihi czas kogoś przejąć dziś

      Usuń
    3. Meg: *siedzi pod kocem i udaje ze jej nie ma*
      Kel: Eeee?
      Meg: *stlumionym glosem* Ciii, ukrywam się rpzed Stephanie... *rozglada sie na boki i mocniej naciaga koc na glowe*
      *a wszustko i tak szlag bierze gdy do pokoju wpada mala bialo-czarna kulka i rzuca siw na Meg*
      Meg: Aaa, zlac ze mnie, ty , Diablo! *stara sie odpechnac od siebie malego psa ktory lize ja po twarzy*
      *wpada do domu* Hiro ty tlumoku ty, gdzie do domu!? *biegnie po calym salonie ganiajac psa*
      Meg: *cala we slinie* Diablo dogada sie z Virią
      Kel: on nie probuje przejac nad toba kontroli
      Meg: nie chce wiedziec kiedy BEDZIE ta epidemia
      Kel: koniec swiataaaaa!
      Meg: Part.... Eeee... 34

      Usuń