piątek, 24 listopada 2017

Rozdział 22: ♧ Urażona duma, a co za tym idzie – popaprany plan. Ale co zrobić; kobieta ♧

     Jak to została napadnięta!?
   Wystrzeliłam do góry, zasłaniając dłońmi uszy.
   Słyszał ktoś zdenerwowanego, nie, wróć wściekłego do granic możliwości Ryo Hagane?
   Nie? A ja tak i powiem, że jest to nie lada widowisko. A spowodowane czym, albo raczej kim? Oczywiście, że moją osobą, ale tym razem tylko połowicznie. Nawet ja nie potrafię doprowadzić Hagane do białej gorączki, ale w połączeniu z takim jednym psycholem o szarych włosach jest to możliwe.
   Jeszcze kilkanaście minut temu spokojnie przemierzałam ulice Tokio wraz z Ryo Hagane, na którego przez przypadek wpadłam. Chociaż nie, to nie był spokojny spacerek. Raczej trucht do WBBA, ponieważ znowu spanikowałam. A wszystko przez durny sen.
   Dwa dni po cudownym zmartwychwstaniu Rena mijały cudownie, co dzień się widywaliśmy całą trójką ja i Ren żywo rozmawiający i starający się nadrobić dziesięć latek, a Rey przyglądała nam się z boku, z notatnikiem na kolanach. Czasem o coś się pytała, a my natychmiast opowiadaliśmy i wkręcaliśmy ją do dalszej  rozmowy.
   Co do Stephanie to ani jej nie widziałam, ani nie słyszałam (a myślałam, że dostanę reprymendę od Madoki czemu jej pracownicę straszę). Jak mam być szczera to w ogóle zapomniałam że ktoś taki jak Stephanie Brown istnieje.
    Zbyt pięknie,  nie?
    No oczywiście, że tak, więc mój pech stwierdził, że pora w czymś namieszać!
    Za dzień wybrał sobie poniedziałek, godzinę 8:09
   Znowu znalazłam się w jaskini za Komą. Wejście ponownie się zawalało. Ja kolejny raz stałam przed płytą, z wyżłobieniem w kształcie trójkąta. Lecz tym razem wpatrywałam się w połyskujący złotym blaskiem fragmnet.
   Gdy się przebudziłam byłam w du... dziurze, czarnej; kompletnie skołowana i przerażona na raz, wpadłam do pokoju Rey i przebudziłam ją z błogiego snu. Po krótce streściłam zajście, a ona od razu wykopała mnie do Hagane; sama miała dołączyć, jak się ogarnie, a do tej pory mam odbierać telefony.
   Biegnąc na łeb na szyję, spotkałam byłego dyrektorka jak sam zmierzał do WBBA. Zaraz po tym jak wyraziłam swoje przypuszczenia, iż wiem, prawdopodobnie, gdzie pojawi się pierwszy fragment, zadzwonił telefon. Od Hyomy. Z Komy. Która została napadnięta.
   Widna zadrgała, drzwi się zamknęły, ruszyliśmy w górę, pnąc się na najwyższe piętro wieżowca WBBA, na dach.
  – Przez kogo?! Ryo w dalszym ciągu wydzierał się do słuchawki, a ja modliłam się, aby nie ogłuchnąć i żeby winda nie zerwała się z lin.
    Żyła na jego skroni pulsowała energicznie, gdy wsłuchiwał się w odpowiedź.
    Niedługo tam będę oznajmił już spokojniej. Pilnuj, z łaski swojej, aby nie zbliżał się do centrum wioski; a przede wszystkim trzymaj go na odległość od mieszkańców!  Rozłączył się i schował telefon do kieszeni spodni. Splótł ręce na potężnym torsie, wyćwiczonym po zapasach z niedźwiedziami, i zaczął wystukiwać nerwowy rytm.
     Jest źle? spytałam cicho, stepując jak zwykle w miejscu.
    Spojrzał na mnie spod łba i głośno westchnął.
     Ktoś kilkadziesiąt minut temu napadł na Komę.
     Przez ktoś mam rozumieć, że to któryś z moich nowych wrogów?
     Jeśli jest wśród nich chłopak o szarych włosach i drażniącym głosie, to tak.
   Zacisnęłam dłonie w pieści.
    Urs warknęłam.
    Znałaś go wcześniej?
   Winda, pierwszy raz, wybawiła mnie od dalszych tłumaczeń. Wyszłam pierwsza (wyskoczyłam jak najszybciej), a ciepły wiatr buchnął mi w twarz, odrzucając włosy do tyłu.
   Stanęliśmy po środku dachu, w czerwonym kole z literą "H" w centrum.
    Chce pan dzwonić po helikopter? zawołałam, przekrzykując wycie wiatru.
    Skinął głową, wstukując już numer.
    To najszybsze rozwiązanie.
    Znam szybsze.
  Wyciągnęłam przed siebie rękę, w której trzymałam do tej pory Valcirię. Ryo rozłączył się.
   Mam lecieć na smoku?  zapytał niepewnie.
  – A co, ma pan cykora? – Zmyłam z twarzy wredny uśmiech, widząc ostrzegawczy błysk w jego oczach. – Oj spokojnie, nie będzie pan leciał sam, tylko ze mną, a niech pan uwierzy, smok to najszybszy środek transportu zaraz po metrze i helikopterze. A i mniej pali.
    Nie musisz w to się mieszać.
     Wybuchłam szczerym śmiechem , totalnie nie na miejscu.
    Jakby pan zapomniał ja już jestem w to wplątana.   No głupi, czy głupi; już zapomniał, że siedzę w tym po uszy? A może skleroza mu się odzywa?   Poza tym mam z Ursem kilka spraw do załatwienia…

♧~♧~♧

   Valciria przecinała warstwy chmur, lecąc niemal pionowo w dół. Trzymałam się mocno jej sierści, usadowiona na karku, gdzie nie było kolcy, pochylając się nisko. Ryo siedział tuż za mną, a ja myślałam, że złamie mi żebra, ale nic nie mówiłam; był dosyć zdenerwowany, chyba bardziej losem Komy, aniżeli piekielnie szybkim lotem.
   Nie leciałam jeszcze na Valce po transformacji, więc nie spodziewałam się z jak zawrotną prędkością przemierzała kolejne kilometry, choć wracała do wioski niechętnie. Ja zresztą też. Ale cóż, siła wyższa, mogę raz na jakiś czas pokazać swoją dobrą wolę.
   Rozpruliśmy ostatnie warstwy ciężkich chmur, naszym oczom ukazała się Koma. Gwizdnęłam cicho, kiedy zsunęłam się na ziemię. Nawet ja nie byłam aż tak zdolna, aby jedną chatę zmieść z powierzchni ziemi,  drugiej pozbawić dachu i ściany, a na dodatek wyrwać z korzeniami trzy mniejsze drzewka i zasadzić je na nowo w innym domku. Dodatkowo w wiosce panował popłoch  ludzie biegali w te i nazat bez konkretnego celu, niektórzy oblewali wodą tlące się jeszcze ruiny jednej z chat, dzieci płakały, matki je pocieszały...
     Nakaneeeee!  wściekły ryk rozległ się tuż za mną, a ja mimowolnie się skrzywiłam.
   Z papieskim majestatem wymalowanym na ryju odwróciłam się w stronę bliskiego apopleksji Hyomy. Wielki obrońca wioski nabuzowanym krokiem zmierzał w moim kierunki (Ryo gdzieś zniknął, w mordę!) już od początku celując we mnie oskarżycielsko palcem. Z płytkiej rany na jego policzku zasechł cienki strumyczek krwi, a we włosach zagnieździł się popiół. Czy mi się zdaję, czy już kolejna osoba, która jak dotąd była oazą spokoju, jest wściekła z mojego powodu? 
    To wszystko twoja wina! ryknął, zatrzymując się pół metra ode mnie.
    Moja!? pisnęłam, sama na siebie wskazując.
    Tak, twoja! powtórzył, nie schodząc z tonu.
    Myślisz, że to ja rozwaliłam te trzy chaty i wprowadziłam popłoch!? zdenerwowanie udzieliło się i mi.  Że niby przyleciałam sobie na Valce i to zrobiłam!?  powtórzyłam dla pewności, kolistym ruchem ręki, wskazując na stojąca nadal w pełnej krasie smoczycę. Wolałam jej jeszcze nie odsyłać; mogła się przydać.
     Nie osobiście, ale w zmowie z tym twoim koleżką.
    Ursem!? No chyba cię posrało do reszty; ja go nie cierpię bardziej od ciebie! Prędzej bym się pocięła niż w czymś mu pomagała.
     A skąd wiesz jak mu na imię?!
     Bo go kiedyś poznałam, ale to nie znaczy, że od razu jestem z nim w zmowie! To mój nowy wróg, jakbyś jeszcze nie wiedział! Skąd w ogóle taki durny pomysł?!
    Zaraz po tym jak wpadł do Komy zaczął się o ciebie wypytywać każdego, a gdy odpowiedzi go nie zadowoliły, przyzwał Bestię i zaczął rozwalać wioskę. Z trudem go powstrzymaliśmy!
     Już miałam zripostować, ale mi przerwano.
    Dość!  Do naszej kłótni stulecia, a raczej dopiero zalążka kłótni, wtrącił się Ryo Hagane, podchodząc do nas. Dla bezpieczeństwa odciągnął nas od siebie.  To nie czas na kłótnie  posłał nam mordercze spojrzenie, którymi sami się raczyliśmy.  Megan, odwołaj łaskawie Valcirię. Megan!
   Dopiero za drugim razem go posłuchałam i przyzwałam Valcirię z powrotem do bey'a. Stawiała opór, ale szybko się uniżyła. Dopiero kiedy znów znalazła się w dysku zdałam sobie sprawę jak jestem wyczerpana loty na smoczycy nie były darmowe i kosztowały sporo energii. Wtedy jednak o tym nie myślałam.
    Ten Urs, czy jak mu tam, nadal jest w pobliżu wioski zakomunikował Hagane. Trzeba go stąd wykurzyć, albo powstrzymać przed zdobyciem pierwszego fragmentu tu znacząco spojrzał na mnie. 
   – Zajmę się nim oznajmiłam natychmiast.
    Nie, nie możesz iść sama, widzisz jakie szkody poczynił.
   – Ugh, niech już pan nie udaje, że się mną przejmuje; nie potrzebuję wsparcia, jeśli ma pan na myśli Hyomę! zaprzeczyłam jeszcze nim wyraził taką propozycję.
    A ja nie mam zamiaru ci pomagać! Hyoma z miną ważniaka splótł ręce na torsie. Ty na nas ściągnęłaś ten chaos, znowu, więc radź sobie sama.
    Zagotowałam się z wściekłości. Jak on śmie, zasraniec jeden!... Mieszkańcy wrzasnęli, kiedy kilkaset metrów za wioską w górę wystrzeliła eksplozja granatowego światła, a ziemia zadrżała lekko w posadach. Dopiero teraz na schodach jednego z domów dostrzegłam płaczącą Julie, trzymaną na kolanach przez swoją matkę, która bezskutecznie próbowała ją uspokoić.
  Zacisnęłam dłonie w pieści, przenosząc wzrok na horyzont. Jedna ręka już sięgała za pas. Mam sama uporać się z Ursem? Dobra, przyjmuję wyzwanie, panie Hyoma!
    Nim Ryo zdążył mnie złapać, rzuciłam się biegiem w stronę to raz zanikającej a raz pojawiającej się znów poświaty. A żeby mnie nie dogonił stworzyłam na paręnaście sekund przysłaniający widok mglisty mur (jak raz ta dziwna zdolność się przydała).
   Megan, wracaj tu w tej chwili! dosłyszałam jeszcze wrzask Hagane, gdy zagłębiałam się w las.
    Nie zawróciłam, ani się nie zatrzymałam, gnałam na spotkanie z przeznaczeniem, lub śmiercią. Mniejsza, obu skopię zad, tak że im się żołądek bliżej z kręgosłupem spotka! A jak nie to chociaż pogrożę im pięścią z daleka. 




Jeśli dobrze pójdzie za minut kilka powinien się pojawić 23, ale niczego nie obiecuję! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz