piątek, 24 listopada 2017

Rozdział 23: ♧ Naznaczeni - bo to los krwawym atramentem nakreślił ten znak ♧


   Jak tak teraz myślę, to może powinnam wtedy zachować, chociaż cień dyskrecji i zaatakować z zaskoczenia. Ale oczywiście ja musiałam zrobić po swojemu. Czytaj wypadłam jak torpeda z  lasu, lądując (niemal dosłownie) na tej samą polanie, na której stoczyłam krótkie starcie z Hyomą i nieco dłuższą randkę ze śmiercią. Przy wejściu do jaskini dostrzegłam osobę, której się spodziewałam. Urs stał na jednym z większych kamieni, podczas gdy Lancer w postaci bey'a nacierał na skały, jakie zasypały wejście do groty. I bez większych problemów roznosił je w pył. Jeden stawił się mu większy opór, przez co Urs zadecydował na przyzwanie Bestii. Wyprowadził jakiś pierwszy lepszy atak, włócznia przecięła powietrze, głaz wielkości samochodu typu Smart, rozpadł się na dwoje, odblokowując tym samym wejście do jaskini.
     I właśnie wtedy do akcji wkroczyłam ja.
    URS! ryknęłam na całe gardło, wychodząc z cienia. Tak wiem, nie mądre to było posunięcie, ale jak już kiedyś wspomniałam, zdążało mi się działać pod wpływem impulsu, albo z powodu białej wściekłości na jednego, tudzież dwóch idiotów. W tym wypadku to drugie.
   Zresztą, co mi by przyszło z zaskoczenia? I tak nie umiem z niego korzystać!
   Urs odwrócił twarz w moją stronę. Nie wyglądał na ani trochę zaskoczonego, wręcz odwrotnie  jakby wiedział, że prędzej, czy później się tu zjawię. Radosny uśmieszek tańczył na jego twarzy, nie współgrając z oczami, w jakich czaiła się stalowa niemal determinacja. Aby mnie pokonać.
     Megiś! zawołał, rozkładając ręce. Zaskoczył z głazu. Już myślałem, że się nie zjawisz. Zatrzymał się w pół kroku, widząc wycelowaną w jego pierś wyrzutnię. Wybuchnął szczerym śmiechem, odrzucając głowę w tył.
     Serio, chcesz teraz walczyć? spytał zdawkowo.
     A o co innego może ci chodzić? syknęłam, tłumiąc wybuch emocji. – Napadasz niewinną wioskę, aby mnie tu ściągnąć!
    Przekrzywił lekko głowę, uśmiechając się lekko.
    Zgaduj zgadulaaaa.
     Fragment Dysku.
     Brawo dla tej nabuzowanej pani! – zaklaskał i obrócił się na pięcie w stronę groty, której nadal pilnowała jego Bestia.
     Nie zabierzesz go! – oznajmiłam, choć sama siebie nie przekonałam.
    Skwitował mnie parsknięciem.
     Ugh, nie denerwuj mnie dodatkowo! – Valciria pomknął w stronę Lancera... Miała pomknąć, ale musiałam uskoczyć w bok, ratując swoją głowę.
   Średnie drzewko za mną padło pod wpływem cięcia włóczni Lancera, a ja podniosła się z ziemi.
    – Nie niszcz natury! – wycedziłam i tym razem uruchomiłam Valcirię. – Valca! – wrzasnęłam.
   Bey pomknął na rywala, ciągnąc za sobą szary warkocz.
   Meg, nie mogę się wydostać!  – wrzasnęła smoczyca.
    – Co proszę!? – pisnęłam.
    Z dysku! Nie mogę... wyjść! Coś mnie blokuje, cholera!
    W porę ją odwołałam, nim Lancer nadział ją na włócznię jak szaszłyczek.
   – Zasłona dymna! – zawołałam i przywołałam bey'a. Wskoczyłam za stertę głazów, oddychając ciężko, podczas gdy gęsta mgła oddzieliła mnie od pryncypałów. Stosowałam ten atak jak byłam już mocno zdesperowana i znajdowałam się w dupnej sytuacji, a ta ewidentnie podchodziła pod dupną!
   Spojrzałam na bey'a, jakiego kurzcowo ściskałam w dłoniach, po czym ostrożnie wychyliłam się ze schronu. Zdążyłam zarejestrować, gdy kłęby powoli opadły, jak Urs schyla się i wpełza do groty, prawie depcząc swoje włosy, a Lancer znika i, wróciwszy do postaci bey'a, wlatuje za właścicielem.
   Now or never.
   Niczym struś pędziwiatr pokonałam odległość od jaskini i bezszelestnie wskoczyłam do środka. Wylądowała na zgiętych lekko nogach w kupce piasku, która stłumiła odgłos trampków. Przymrużyłam oczy; spodziewałam się egipskich ciemności, a tu wnętrze tonęło w jaskrawym, złotym blasku. Który wydobywał się z małego przedmiotu na końcu groty.
    – Fragment – szepnęłam, nim zdążyłam się ugryźć w język.
    – Piękny, co? – westchnął Urs, a ja zamarłam w drodze do niego. Wiedziałam, że jednak poruszam się jak słoń w składzie porcelany!
   Wyprostowałam się i zrezygnowałam z podchodów.
    – Urs, daj spokój, to nie ma sensu – zaczęłam dyplomatycznie, nie spuszczając wzroku z Lancera, który wirował przy bleyderze. Nie mam zamiaru przechodzić deja vu. – Wojna i te sprawy to nie twoja bajka; za dużo roboty, za dużo ludzi...
    – O, czyli jednak coś o mnie wiesz –  zachichotał, nie odwracając się. Stał metr od fragmentu i zawzięcie się w niego wpatrywał. Zaczęłam się zastanawiać, czy Dysk, nawet w częściach, nie jest jakiś hipnotyzujący, czy coś.
   Uniosłam oczy ku górze, ale szybko powróciłam na ziemię. Złe wspomnienia. 
    – Znam cię trzy lata, to dostatecznie długo, aby wiedzieć, co cię kręci, a co nie.
    – Eh, no tak, Ośrodek... To były piękne czasy, nieprawdaż? – westchnął rozmażonym tonem. 
    – Nie – odparłam szczerze – i nie wiem jak ty, ale ja za nimi nie tęsknię. Podobało ci się to, co z nami robili? Jak tak to jesteś powalonym masochistą. 
    –  Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi.
    – Mianem wspaniałych określasz naukowców, Ichinosę...
    – Ej, Ichinosa był fajny! 
    – No chyba cię posrało, był najgorszy z nich wszystkich! 
    – Nie moja wina, że się na ciebie uwziął...
   Ugryzłam się w język. Nie przyszłam tu gadać z nim o przeszłości, jakbyśmy siedzieli na popołudniowej herbatce! 
    – Debilu, zostaw to nim się zdenerwuję. – Taktyka numer dwa. Załadowałam z powrotem Valcirię.
    – A to ty już nie jesteś zdenerwowana? – zakpił, odwracając się w moją stronę, dzięki czemu mogłam dostrzec połyskujący kuszącym blaskiem fragment. Odwróciłam od niego wzrok.
   – Dla kogo to wszystko? – zapytałam, siląc się na spokojny ton.
   Urs westchnął litościwie.
   – Znasz tą osobę, Megiś. Oj, i to jak...
   – Nie mów zdawkowo!
   – Chyba nie myślisz, że ci powiem! – prychnął, z powrotem odwracając się w stronę fragmentu. – Taki głupi nie jestem.
   – Polemizowałabym – mruknęłam.
  Zignorował mnie.
   –  Pogłówkuj, Megiś.
  – Urs nie, nie rozumiesz!
    Nie rozumiał. Fakt, że pochwycił część tylko to potwierdził. Rzuciłam się do przodu i także położyłam dłoń na złotym fragmencie. To w sumie był błąd. Wszystko nagle zalała czerń i granat.  Z nicości ujawniły się kolorowe wiązki – od szarości po brudne złoto. Każda poleciała w inną stronę; padły na różne kontynenty, które ni stąd ni zowąd się ukształtowały. Jeden, fioletowy, na Chiny. Zieleń i pomarańcz – USA, Kanada, gdzieś te okolice.  Złoto/rdza wylądowały bodajże we Francji (geo to nie moja broszka). A ostatnie trzy padły na Japonię – szaro–złoty, czarny i granatowy.
   Grę wyobraźni odgoniło ostre pieczenie. Z krzykiem odskoczyłam do tyłu, łapiąc się za prawą dłoń i odzyskując ostrość widzenia. Zmrużyłam oczy, nie do końca pewna, czy jednak już dobrze widzę. Na wierzchu dłoni wyłonił się ciemnoszary symbol, znak, czy coś w ten deseń – jakby wąski kryształ, od którego odchodziły z obu stron po trzy, cztery zakrzywione kolce… coś takiego, co tworzyło efekt skrzydeł.
  Potarłam dłonią o bluzkę, ale symbol nie znikał. Że co!?  Skąd to się… Czyli już drugie znamię do kolekcji?! Zarąbiście, co jeszcze, trzecie oko!?
   Szybko oprzytomniałam, zdając sobie sprawę, że Ursa gdzieś wcięło, a wraz z nim wyparował fragment. W wyjściu mignęły mi szare pasma.
    – Urs! –  wrzasnęłam i pognałam za nim. Wygramoliłam się z jaskini z wdziękiem godnym słonia. Udało mi się pochwycić róg jego bluzy.
    Odwrócił się w moją stronę z niesmakiem.
   – Porwiesz mi bluzę od Armaniego! – fuknął, wyrywając się, ale uparcie go trzymałam, zapierając się nogami. Zauważyłam dwie rzeczy. Urs także miał wymalowany symbol na prawej dłoni, tyle, że inny – zwykła kreska, mniejsza pozioma kreska przy dole i para strzałek skierowanych w górę – i granatowy. Druga rzecz, o wiele gorsza  przez materiał koszulki trzymał zardzewiał fragment. Pierwszą część Dysku.
    –  Oddawaj – syknęłam.
    – A spadaj! O, patrz, nawet nie czuję jak rymuję. – Zwinnie i gwałtownie obrócił się wokół własnej osi, a ja nieprzygotowana na ten ruch, puściłam jego bluzę i poleciałam do przodu, podczas gdy on odskoczył w bok. Cudem złapałam poziom. A tym cudem okazał się Urs, łapiąc mnie za nadgarstek. Podniósł moją rękę, a przez to, że był ode mnie o jakieś dwie głowy wyższy, musiałam stanąć na palcach, by mi tej ręki nie wyrwał.
    – Hm, interesujące – mruknął, przyglądając się mojemu symbolowi.
    – Co to ma znaczyć? – warknęłam, wyrywając się. Stanęłam w bezpiecznej odległości od niego.
    Urs odchylił głowę do tyłu, uśmiechając się szeroko.
    – Fakt, że ostatni Mistrz właśnie został wybrany – wyjaśnił cicho.
     Szybko zamrugałam.
    – Co proszę?
   Uniósł swoją dłoń ze znakiem.
    – Te symbole pozwalają rozpoznać Wybranych; taki myk, aby szybciej ich zidentyfikować i zabić – dodał lekkim tonem. – Więc w zasadzie powinienem przyzwać Nazíra i się ciebie pozbyć... –  napięłam mięśnie z łomoczącym od nadmiaru emocji sercem  – ale nie mam ochoty. Kiedy indziej. Ktoś ma co do ciebie inne plany... Papa, Megiś! – zawołał, odwracając się na pięcie.
    – Nie, czekaj, stój, moment! Urs!  – skoczyłam do przodu, ale Bestia Lancera, Nazír, zagrodziła mi drogę, celując włócznią w moją głową. Spojrzałam w jego czerwone oczy, całkowicie puste i pozbawione emocji.
    – Nie odpadnij szybko Megiś–chaaaan! – zawołał Urs.
   Lancer zamigotał, zniknął, a wraz z nim bleyder.
   Zagotowałam się z wściekłości. Zatupałam nogami w miejscu. Walnęłam się z płaskiej w czoło, co najmniej pięć razy. Głupia, głupia, głupia, głupia! I głupia!  Właśnie dałaś sobie gwizdnąć sprzed nosa pierwszy fragment, zadowolona jesteś!? 



Meg: *tupie nogą w miejscu* 
*kryje się za książką i udaje że jej nie ma*
Meg: I tak cię widzę
*wychyla się z głupim uśmiechem na ryju* 
Meg: Wiesz, że cię zabiję?
*powoli kiwa głową* musiałam cię w coś wkopać! 
Meg: Jednak jesteś masochistką, która uwielbia znęcać się nad swoimi postaciami

Ej, nie wylądowałaś w szpitalu, jest progres!
Meg: Mogę się założyć, że za rozdział dwa to się zmieni

*zerka w notatki* skąd wiesz? o.O
Meg: *ciska w Autorkę królikiem*
jajks! *łąpie królika w powietrzu* chwila, nawiązałam z nią sojusz, na razie może żyć! *odstawia krolika do klatki* ale żart, jeszcze nie wiem, co będzie za te dwa rozdziały... wyjdzie w praniu. O choróbka, troche się rozgadałyśmy. To na koniec symbole Megi i Ursa, rysowane tak na szybkiego i bez konkretnego pomysłu, a tym bardziej weny xd 



wybaczcie za jakość, ale nie chciało mi się skanować (wiem, wiem, jestem leniwa) i śpiąca, więc się odmeldowuję
papatki
~Vanessa~

7 komentarzy:

  1. Hanako:*traci pod koniec cierpliwość*
    Miju:*przeczuwa, że to nic dobrego*
    Hanako:*szybko znajduje się kilka kroków za Ursem po czym ostrze kosy podstawia mu pod szyję* Nie tak prędko złodzieju bey'a
    Beta: Urs ma przekichane
    Akcja ciekawa i jeszcze ten Urs. Wnerwił mnie i jeszcze Hyoma.
    Hanako: Z nim policzę się później

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg: *bliska szału* A co ja mam powiedzieć; moja cierpliwość już dawno grzeje się na Majorce! Ja to przez tą trójcę ( Hyoma, Urs i jeszcze Ryo) to w psychiatryku w ciężkim stanie wyląduje!
      Urs: *wywija się spod ostrza kosy i obejmuje Meg ramieniem* oj daj spokój, Megiś, aż tak bardzo masz mnie dość? *najgłubszy uśmiech z możliwych*
      Meg: *zdziela go w splot słoneczny* TAK! Wystarczy mi że męczyłam się z tobą przez trzy lata na jednym oddziale!
      Urs: Fajnie było
      Meg: fajnie było gdy kazali nam ze sobą walczyć i wtedy mogłam ci złoić dupę!
      Kel: *wtyka watę do uszu* eh, oni tak cały kom bd się na siebie drzeć?...
      Meg&Urs: Tak!

      Usuń
    2. Hanako:*przystawkia kose do szyi Ursa* zostaw Meg. Każdy kto jej życie truje ma u mnie przechlapane
      Miju: czyli Nero, Hyoma i Hagane też
      Hanako: tak.
      Ja:*myśli nad tym swoim snem*
      Miju: a ty dalej o tym myslisz
      Ja: nie codziennie ci się śni jak Hanako i Hirooki biją się z Nero
      Hanako:*z wrażenia kosa jej wyleciała z dłoni*

      Usuń
    3. *teraz ogarnęła wygląd komentarzy* jej, jakie superanckie! *.*
      Meg: ten zapłon. I... odklej się ode mnie! *popycha Ursa na co ten prawie nadziewa się na kosę* ass, było blisko *po czym przykleja się do ramienia Hanako* mam plywatnego ochloniarza, jeeeej ^^
      Valciria: Tobie przydałoby się z pięciu
      Meg: Może od razu 50!?
      Valciria: O, najlepiej
      Meg: -.-
      przeżyłam poniedziałek i to bez żadnej jedynki, święto narodowe! ej no, wszystkim śnią się jakieś fajne sny a tylko mi nie
      Meg: Może to było prorocze!? a widziałaś kto wygrał? Bo sny mają to do ciebie, że gdy ma się coś rozstrzygnąć to bam! ty się budzisz
      goni cię zgraja piratów i gdy jeden chce ci odciąć głowę to się budzisz ;-;
      Kel: O czyli jednak miałaś jakiś sen
      Nope, to akurat przyjaciółki. A drugiej kumpeli śniły się wielomiany to już w ogóle ciekawie xD

      Usuń
    4. Wydaje mi się że Nero bo samego momentu pokonania Hanako nie widziałam w śnie, ale wiem że potem przegrana mocno się na niej odbiła z powodu Nero.
      Hanako: Widać że to tylko sen
      Miju: Bo?
      Hanako: Bo ja bym na pewno wygrała.
      Beta: Wątpie w to po tym śnie Ashy.
      Hanako: Wygrała bym! *szybko zabiera swoją kosę*
      Miju: Nie
      Hanako: Jeszcze się przekonamy
      Ja: to twoja kumpela mocno wkówała wielomiany skoro jej się śniły.

      Usuń
    5. Meg: *chwila zapłonu* co, gdzie, ne, Hana przegrała ale jak!? Z takim debil...! *unika miecz Rabou* kuź...! Odwal się!
      Nero: Cóż, mnie najwyraźniej też nie jest łatwo pokonaç *bawi się czarnym obłiczkiem*
      Meg: *odsuwa.sie na bezlieczna odleglosc* czemu mam wrażenie że Nessa mnie wkopie w walke z tym debilem i ja z kretesem przegram...
      *milczy jak zaklęta bo śpiąca* jest na biol-chemie więc tam matma jej się w każdym niemal przedmiocie przewija xD a mi za to bd się śniła powojenna Polska; głupia historia >.> i nadal nie ogarniam na wuj na HiS oraz historia zwykla, bez-sen-suuuuuuu

      Usuń
    6. Hanako:*wkyrzona rzuca się na Nero z kosą* Ciebie bie tak łatwo pokonać? Mylisz się.
      Beta: Czy ona planuje się wkopać w głupotę świata
      Miju: *bierze popcorm* będzie ciekawe widowisko
      Ja: Ja się na historie nie uczę i mam good oceny

      Usuń