Jak tak teraz
myślę, to może powinnam wtedy zachować, chociaż cień dyskrecji i zaatakować z
zaskoczenia. Ale oczywiście ja musiałam zrobić po swojemu. Czytaj – wypadłam jak torpeda z lasu, lądując (niemal dosłownie) na tej
samą polanie, na której stoczyłam krótkie starcie z Hyomą i nieco dłuższą
randkę ze śmiercią. Przy wejściu do jaskini dostrzegłam osobę, której się
spodziewałam. Urs stał na jednym z większych kamieni, podczas gdy Lancer w
postaci bey'a nacierał na skały, jakie zasypały wejście do groty. I bez
większych problemów roznosił je w pył. Jeden stawił się mu większy opór, przez
co Urs zadecydował na przyzwanie Bestii. Wyprowadził jakiś pierwszy lepszy
atak, włócznia przecięła powietrze, głaz wielkości samochodu typu Smart,
rozpadł się na dwoje, odblokowując tym samym wejście do jaskini.
I właśnie wtedy do akcji wkroczyłam
ja.
– URS!
– ryknęłam na całe
gardło, wychodząc z cienia. Tak wiem, nie mądre to było posunięcie, ale jak już
kiedyś wspomniałam, zdążało mi się działać pod wpływem impulsu, albo z powodu
białej wściekłości na jednego, tudzież dwóch idiotów. W tym wypadku to drugie.
Zresztą, co
mi by przyszło z zaskoczenia? I tak nie umiem z niego korzystać!
Urs odwrócił twarz w moją stronę. Nie
wyglądał na ani trochę zaskoczonego, wręcz odwrotnie – jakby wiedział, że
prędzej, czy później się tu zjawię. Radosny uśmieszek tańczył na jego twarzy,
nie współgrając z oczami, w jakich czaiła się stalowa niemal determinacja. Aby
mnie pokonać.
–
Megiś! –
zawołał, rozkładając ręce. Zaskoczył z głazu. –
Już myślałem, że się nie zjawisz. –
Zatrzymał się w pół kroku, widząc wycelowaną w jego pierś
wyrzutnię. Wybuchnął szczerym śmiechem, odrzucając głowę w tył.
– Serio, chcesz teraz
walczyć? – spytał zdawkowo.
– A o co innego może
ci chodzić? – syknęłam, tłumiąc wybuch
emocji. – Napadasz niewinną wioskę, aby mnie tu ściągnąć!
Przekrzywił lekko głowę, uśmiechając się
lekko.
–
Zgaduj
zgadulaaaa.
– Fragment Dysku.
– Brawo dla tej
nabuzowanej pani! – zaklaskał i obrócił się na pięcie w stronę groty, której
nadal pilnowała jego Bestia.
– Nie zabierzesz go! –
oznajmiłam, choć sama siebie nie przekonałam.
Skwitował mnie parsknięciem.
– Ugh, nie denerwuj
mnie dodatkowo! – Valciria pomknął w stronę Lancera... Miała pomknąć, ale
musiałam uskoczyć w bok, ratując swoją głowę.
Średnie drzewko za mną padło pod wpływem cięcia
włóczni Lancera, a ja podniosła się z ziemi.
– Nie niszcz natury! – wycedziłam i tym razem
uruchomiłam Valcirię. – Valca! – wrzasnęłam.
Bey pomknął na rywala, ciągnąc za sobą
szary warkocz.
Meg,
nie mogę się wydostać! – wrzasnęła smoczyca.
– Co proszę!? – pisnęłam.
Z dysku! Nie
mogę... wyjść! Coś mnie blokuje, cholera!
W porę ją odwołałam, nim Lancer nadział ją na
włócznię jak szaszłyczek.
– Zasłona dymna! – zawołałam i przywołałam
bey'a. Wskoczyłam za stertę głazów, oddychając ciężko, podczas gdy gęsta mgła
oddzieliła mnie od pryncypałów. Stosowałam ten atak jak byłam już mocno
zdesperowana i znajdowałam się w dupnej sytuacji, a ta ewidentnie podchodziła
pod dupną!
Spojrzałam na bey'a, jakiego kurzcowo ściskałam w dłoniach, po czym ostrożnie wychyliłam się ze schronu.
Zdążyłam zarejestrować, gdy kłęby powoli opadły, jak Urs schyla się i wpełza do
groty, prawie depcząc swoje włosy, a Lancer znika i, wróciwszy do postaci
bey'a, wlatuje za właścicielem.
Now or never.
Niczym struś pędziwiatr pokonałam
odległość od jaskini i bezszelestnie wskoczyłam do środka. Wylądowała na
zgiętych lekko nogach w kupce piasku, która stłumiła odgłos trampków.
Przymrużyłam oczy; spodziewałam się egipskich ciemności, a tu wnętrze tonęło w
jaskrawym, złotym blasku. Który wydobywał się z małego przedmiotu na końcu
groty.
– Fragment – szepnęłam, nim zdążyłam się ugryźć
w język.
– Piękny, co? – westchnął Urs, a ja zamarłam w
drodze do niego. Wiedziałam, że jednak poruszam się jak słoń w składzie
porcelany!
Wyprostowałam się i zrezygnowałam z podchodów.
– Urs, daj spokój, to nie ma sensu – zaczęłam
dyplomatycznie, nie spuszczając wzroku z Lancera, który wirował przy bleyderze.
Nie mam zamiaru przechodzić deja vu. – Wojna i te sprawy to nie twoja bajka; za
dużo roboty, za dużo ludzi...
– O, czyli jednak coś o mnie wiesz – zachichotał, nie odwracając się. Stał metr od
fragmentu i zawzięcie się w niego wpatrywał. Zaczęłam się zastanawiać, czy
Dysk, nawet w częściach, nie jest jakiś hipnotyzujący, czy coś.
Uniosłam oczy ku górze, ale szybko powróciłam
na ziemię. Złe wspomnienia.
– Znam cię trzy lata, to dostatecznie długo, aby wiedzieć, co cię kręci, a co nie.
– Eh, no tak, Ośrodek... To były piękne czasy, nieprawdaż? – westchnął rozmażonym tonem.
– Nie – odparłam szczerze – i nie wiem jak ty, ale ja za nimi nie tęsknię. Podobało ci się to, co z nami robili? Jak tak to jesteś powalonym masochistą.
– Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi.
– Mianem wspaniałych określasz naukowców, Ichinosę...
– Ej, Ichinosa był fajny!
– No chyba cię posrało, był najgorszy z nich wszystkich!
– Nie moja wina, że się na ciebie uwziął...
Ugryzłam się w język. Nie przyszłam tu gadać z nim o przeszłości, jakbyśmy siedzieli na popołudniowej herbatce!
– Znam cię trzy lata, to dostatecznie długo, aby wiedzieć, co cię kręci, a co nie.
– Eh, no tak, Ośrodek... To były piękne czasy, nieprawdaż? – westchnął rozmażonym tonem.
– Nie – odparłam szczerze – i nie wiem jak ty, ale ja za nimi nie tęsknię. Podobało ci się to, co z nami robili? Jak tak to jesteś powalonym masochistą.
– Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi.
– Mianem wspaniałych określasz naukowców, Ichinosę...
– Ej, Ichinosa był fajny!
– No chyba cię posrało, był najgorszy z nich wszystkich!
– Nie moja wina, że się na ciebie uwziął...
Ugryzłam się w język. Nie przyszłam tu gadać z nim o przeszłości, jakbyśmy siedzieli na popołudniowej herbatce!
– Debilu,
zostaw to nim się zdenerwuję. – Taktyka numer dwa. Załadowałam z powrotem
Valcirię.
– A to ty już
nie jesteś zdenerwowana? – zakpił, odwracając się w moją stronę, dzięki czemu
mogłam dostrzec połyskujący kuszącym blaskiem fragment. Odwróciłam od niego
wzrok.
– Dla kogo to wszystko? – zapytałam, siląc się
na spokojny ton.
Urs westchnął litościwie.
– Znasz tą osobę, Megiś. Oj, i to jak...
– Nie mów
zdawkowo!
– Chyba nie
myślisz, że ci powiem! – prychnął, z powrotem odwracając się w stronę
fragmentu. – Taki głupi nie jestem.
–
Polemizowałabym – mruknęłam.
Zignorował
mnie.
– Pogłówkuj, Megiś.
– Urs nie, nie rozumiesz!
Nie rozumiał. Fakt, że pochwycił część
tylko to potwierdził. Rzuciłam się do przodu i także położyłam dłoń na złotym
fragmencie. To w sumie był błąd. Wszystko nagle zalała czerń i granat. Z
nicości ujawniły się kolorowe wiązki – od szarości po brudne złoto. Każda
poleciała w inną stronę; padły na różne kontynenty, które ni stąd ni zowąd się ukształtowały. Jeden, fioletowy, na Chiny. Zieleń i pomarańcz – USA,
Kanada, gdzieś te okolice. Złoto/rdza wylądowały bodajże we Francji (geo
to nie moja broszka). A ostatnie trzy padły na Japonię – szaro–złoty, czarny i
granatowy.
Grę wyobraźni odgoniło ostre pieczenie. Z
krzykiem odskoczyłam do tyłu, łapiąc się za prawą dłoń i odzyskując ostrość
widzenia. Zmrużyłam oczy, nie do końca pewna, czy jednak już dobrze widzę. Na
wierzchu dłoni wyłonił się ciemnoszary symbol, znak, czy coś w ten deseń – jakby
wąski kryształ, od którego odchodziły z obu stron po trzy, cztery zakrzywione kolce… coś
takiego, co tworzyło efekt skrzydeł.
Potarłam dłonią o bluzkę, ale symbol nie
znikał. Że co!? Skąd to się… Czyli już
drugie znamię do kolekcji?! Zarąbiście, co jeszcze, trzecie oko!?
Szybko oprzytomniałam, zdając sobie
sprawę, że Ursa gdzieś wcięło, a wraz z nim wyparował fragment. W wyjściu
mignęły mi szare pasma.
–
Urs! – wrzasnęłam i pognałam za nim.
Wygramoliłam się z jaskini z wdziękiem godnym słonia. Udało mi się pochwycić
róg jego bluzy.
Odwrócił
się w moją stronę z niesmakiem.
– Porwiesz mi bluzę od Armaniego! – fuknął,
wyrywając się, ale uparcie go trzymałam, zapierając się nogami. Zauważyłam dwie
rzeczy. Urs także miał wymalowany symbol na prawej dłoni, tyle, że inny –
zwykła kreska, mniejsza pozioma kreska przy dole i para strzałek skierowanych w górę – i granatowy. Druga rzecz, o wiele
gorsza – przez materiał koszulki trzymał zardzewiał fragment. Pierwszą część
Dysku.
–
Oddawaj – syknęłam.
– A spadaj! O, patrz, nawet nie czuję jak
rymuję. – Zwinnie i gwałtownie obrócił się wokół własnej osi, a ja
nieprzygotowana na ten ruch, puściłam jego bluzę i poleciałam do przodu, podczas
gdy on odskoczył w bok. Cudem złapałam poziom. A tym cudem okazał się Urs,
łapiąc mnie za nadgarstek. Podniósł moją rękę, a przez to, że był ode mnie o
jakieś dwie głowy wyższy, musiałam stanąć na palcach, by mi tej ręki nie
wyrwał.
– Hm, interesujące – mruknął, przyglądając
się mojemu symbolowi.
– Co to ma znaczyć? – warknęłam, wyrywając się.
Stanęłam w bezpiecznej odległości od niego.
Urs odchylił głowę do tyłu, uśmiechając
się szeroko.
– Fakt, że ostatni Mistrz właśnie został wybrany
– wyjaśnił cicho.
Szybko zamrugałam.
– Co proszę?
Uniósł swoją dłoń ze znakiem.
– Te symbole pozwalają rozpoznać
Wybranych; taki myk, aby szybciej ich zidentyfikować i zabić – dodał lekkim
tonem. – Więc w zasadzie powinienem przyzwać Nazíra i się ciebie pozbyć... –
napięłam mięśnie z łomoczącym od nadmiaru emocji sercem – ale nie mam ochoty. Kiedy indziej. Ktoś ma co do ciebie inne plany... Papa,
Megiś! – zawołał, odwracając się na pięcie.
– Nie, czekaj, stój, moment! Urs! – skoczyłam do przodu, ale Bestia Lancera,
Nazír, zagrodziła mi drogę, celując włócznią w moją głową. Spojrzałam w jego
czerwone oczy, całkowicie puste i pozbawione emocji.
– Nie odpadnij szybko Megiś–chaaaan! – zawołał
Urs.
Lancer zamigotał, zniknął, a wraz z nim
bleyder.
Zagotowałam się z wściekłości. Zatupałam
nogami w miejscu. Walnęłam się z płaskiej w czoło, co najmniej pięć razy.
Głupia, głupia, głupia, głupia! I głupia! Właśnie dałaś sobie gwizdnąć sprzed nosa
pierwszy fragment, zadowolona jesteś!?
Meg: *tupie nogą w miejscu*
*kryje się za książką i udaje że jej nie ma*
Meg: I tak cię widzę
*wychyla się z głupim uśmiechem na ryju*
Meg: Wiesz, że cię zabiję?
*powoli kiwa głową* musiałam cię w coś wkopać!
Meg: Jednak jesteś masochistką, która uwielbia znęcać się nad swoimi postaciami
Ej, nie wylądowałaś w szpitalu, jest progres!
Meg: Mogę się założyć, że za rozdział dwa to się zmieni
*zerka w notatki* skąd wiesz? o.O
Meg: *ciska w Autorkę królikiem*
jajks! *łąpie królika w powietrzu* chwila, nawiązałam z nią sojusz, na razie może żyć! *odstawia krolika do klatki* ale żart, jeszcze nie wiem, co będzie za te dwa rozdziały... wyjdzie w praniu. O choróbka, troche się rozgadałyśmy. To na koniec symbole Megi i Ursa, rysowane tak na szybkiego i bez konkretnego pomysłu, a tym bardziej weny xd
wybaczcie za jakość, ale nie chciało mi się skanować (wiem, wiem, jestem leniwa) i śpiąca, więc się odmeldowuję
papatki
~Vanessa~
Hanako:*traci pod koniec cierpliwość*
OdpowiedzUsuńMiju:*przeczuwa, że to nic dobrego*
Hanako:*szybko znajduje się kilka kroków za Ursem po czym ostrze kosy podstawia mu pod szyję* Nie tak prędko złodzieju bey'a
Beta: Urs ma przekichane
Akcja ciekawa i jeszcze ten Urs. Wnerwił mnie i jeszcze Hyoma.
Hanako: Z nim policzę się później
Meg: *bliska szału* A co ja mam powiedzieć; moja cierpliwość już dawno grzeje się na Majorce! Ja to przez tą trójcę ( Hyoma, Urs i jeszcze Ryo) to w psychiatryku w ciężkim stanie wyląduje!
UsuńUrs: *wywija się spod ostrza kosy i obejmuje Meg ramieniem* oj daj spokój, Megiś, aż tak bardzo masz mnie dość? *najgłubszy uśmiech z możliwych*
Meg: *zdziela go w splot słoneczny* TAK! Wystarczy mi że męczyłam się z tobą przez trzy lata na jednym oddziale!
Urs: Fajnie było
Meg: fajnie było gdy kazali nam ze sobą walczyć i wtedy mogłam ci złoić dupę!
Kel: *wtyka watę do uszu* eh, oni tak cały kom bd się na siebie drzeć?...
Meg&Urs: Tak!
Hanako:*przystawkia kose do szyi Ursa* zostaw Meg. Każdy kto jej życie truje ma u mnie przechlapane
UsuńMiju: czyli Nero, Hyoma i Hagane też
Hanako: tak.
Ja:*myśli nad tym swoim snem*
Miju: a ty dalej o tym myslisz
Ja: nie codziennie ci się śni jak Hanako i Hirooki biją się z Nero
Hanako:*z wrażenia kosa jej wyleciała z dłoni*
*teraz ogarnęła wygląd komentarzy* jej, jakie superanckie! *.*
UsuńMeg: ten zapłon. I... odklej się ode mnie! *popycha Ursa na co ten prawie nadziewa się na kosę* ass, było blisko *po czym przykleja się do ramienia Hanako* mam plywatnego ochloniarza, jeeeej ^^
Valciria: Tobie przydałoby się z pięciu
Meg: Może od razu 50!?
Valciria: O, najlepiej
Meg: -.-
przeżyłam poniedziałek i to bez żadnej jedynki, święto narodowe! ej no, wszystkim śnią się jakieś fajne sny a tylko mi nie
Meg: Może to było prorocze!? a widziałaś kto wygrał? Bo sny mają to do ciebie, że gdy ma się coś rozstrzygnąć to bam! ty się budzisz
goni cię zgraja piratów i gdy jeden chce ci odciąć głowę to się budzisz ;-;
Kel: O czyli jednak miałaś jakiś sen
Nope, to akurat przyjaciółki. A drugiej kumpeli śniły się wielomiany to już w ogóle ciekawie xD
Wydaje mi się że Nero bo samego momentu pokonania Hanako nie widziałam w śnie, ale wiem że potem przegrana mocno się na niej odbiła z powodu Nero.
UsuńHanako: Widać że to tylko sen
Miju: Bo?
Hanako: Bo ja bym na pewno wygrała.
Beta: Wątpie w to po tym śnie Ashy.
Hanako: Wygrała bym! *szybko zabiera swoją kosę*
Miju: Nie
Hanako: Jeszcze się przekonamy
Ja: to twoja kumpela mocno wkówała wielomiany skoro jej się śniły.
Meg: *chwila zapłonu* co, gdzie, ne, Hana przegrała ale jak!? Z takim debil...! *unika miecz Rabou* kuź...! Odwal się!
UsuńNero: Cóż, mnie najwyraźniej też nie jest łatwo pokonaç *bawi się czarnym obłiczkiem*
Meg: *odsuwa.sie na bezlieczna odleglosc* czemu mam wrażenie że Nessa mnie wkopie w walke z tym debilem i ja z kretesem przegram...
*milczy jak zaklęta bo śpiąca* jest na biol-chemie więc tam matma jej się w każdym niemal przedmiocie przewija xD a mi za to bd się śniła powojenna Polska; głupia historia >.> i nadal nie ogarniam na wuj na HiS oraz historia zwykla, bez-sen-suuuuuuu
Hanako:*wkyrzona rzuca się na Nero z kosą* Ciebie bie tak łatwo pokonać? Mylisz się.
UsuńBeta: Czy ona planuje się wkopać w głupotę świata
Miju: *bierze popcorm* będzie ciekawe widowisko
Ja: Ja się na historie nie uczę i mam good oceny