Rey 5 minut temu zanurkowała w szafie i od tamtej pory
się nie wyłoniła, przez co zaczęłam
rozważać czy nie posłać za nią ekipy ratunkowej.
— Mam! — nagle wyskoczyła z ciuchów, jak
Latający Holender z głębiny wód,
ściskając w dłoni czarną rękawiczkę bez palców. — Przymierzaj.
Złapałam rękawiczkę w locie i naciągnęłam na prawą dłoń; symbole
skryły się pod skórzanym materiałem.
— Ideolo — cmoknęłam, zginając i prostuj palce. — Arigatooo!
Te 5 minut
temu poprosiłam Rey, by znalazła mi jakąś rękawiczkę, a wiedziałam, że takową
posiada, gdyż kiedyś sama ich używała, jako ciemny kontrast do ciemnożółtego
kombinezonu, jaki niegdyś nosiła, jeszcze przed naszą znajomością i trochę w
trakcie. Musiałam jakoś zakryć ten irytujący mnie symbol, gdyż non stop rzucał
mi się w oczy, nie dając się skupić.
Wróciłam do
salonu i z powrotem zaległam na kanapie. Położyłam poduchę na kolanach, a na
niej szkicownik z prawie skończonym wizerunkiem „czarnego rycerza bez twarzy” w
połyskującej w blasku gwiazd zbroi i długim mieczem uniesionym ku księżycowi.
Nagła inspiracja po tym jak takowa wizja zrodziła się w móżdżku po (kolejnej)
nieprzespanej nocy. Chyba znowu zaczęła mnie dręczyć bezsenność. A ciekawe
dlaczego…
Zatopiłam się
we własnych rozmyśleniach i muzyce, płynącej w słuchawkach, biorąc się za
dokańczanie szkicu. Długo jednak nie miałam spokoju. Ramię rycerza przeszyła
czarna kreska, kiedy ktoś brutalnie zrzucił mnie z kanapy.
— Co, gdzie,
jak!? — ryknęłam, zrywając się z ziemi. Napotkałam na wściekłe spojrzenie
Madoki, która stała za kanapą, i miałam ochotę wrócić na podłogę, aby schować
się pod stolik. — Nic tym razem nie zrobiłam! — zawołałam od razu na swoje
usprawiedliwienie.
— W takim
razie powiedz mi gdzie jest Stephanie? — zażądała, splatając ręce na nikłych
piersiach. Zlustrowałam ją od pasa w dół; nie wyglądała jakby wybierała się do
swojego sklepu, lecz bardziej na konferencję.
— Kto? — przechyliłam
głowę i zmrużyłam oczy.
— Moja
asystentka!
— Aaaa, ten
różowy krasnal. — Schyliłam się po szkicownik i przycisnęłam go do piersi w razie
gdyby Madoka zamierzała mi wbić w serce ołówek. — Nie widziałam go od mojej walki z nim. A co,
zaginął w akcji?
— A żebyś
wiedziała. — Madoka ciężko sapnęła, przyciskając dłoń do czoła. — Bożee, że też
teraz musiała zrezygnować…
— Zrezygnować?
— zdziwiła się Rey, wchodząc do salonu z kubkiem kakao. Przysiadła na oparciu
kanapy pod moim morderczym wzrokiem mówiącym: „Czemuś wpuściła tą maskarę nie
uprzedzając mnie?” — Myślałam, że lubi tę pracę.
— Też tak
myślałam, ale wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie i oznajmiła, że musi pilnie
wyjechać.
— Powiedziała
chociaż dokąd?
Madoka
pokręciła głową, zasiadając ciężko w fotelu.
— Wspomniałą
tylko, że to pilne sprawy rodzinne i nie wie kiedy wróci. I czy w ogóle wróci.
— Dobraaa, a
co ja mam do tego? Obiecuję że nie kazałam jej się wynieść z Japonii. —
Przyłożyłam dłoń do serca… szkicownika.
— Myślę, że mogła
się załamać po walce z tobą — objaśniła Amano, a ja omal nie udusiłam się
powietrzem.
— O nie, nie,
nie, nieee, moja droga, o to mnie nie obwiniaj. Wyzwała mnie, więc walczyłam z
nią jak z każdym naiwniakiem, który myślał że jak umie wystrzelić bey’a to mnie
powstrzyma. Robiłam co umiem najlepiej!
Madoka uniosła
pojednawczo ręce, ale mi do sojuszu nie było prędko. Megan nie wyspana, Megan
zła.
— Spoko,
jasne, ale teraz musisz mnie zastąpić w sklepie.
— Co proszę? —
zamrugałam kilkakrotnie, cudem nie zastępując słówka „proszę” innym, równie
kulturalnym, ale na „k”.
— Mamy z
Tsubasą ważne spotkanie, a nie mogę nagle zamknąć sklepu w środku tygodnia na
cały dzień, a ty i tak nic konkretnego nie robisz.
Spojrzałam
błagalnie na Rey w szukaniu pomocy, ale Makimoto tylko rozłożyła ręce.
— Chętnie bym
ci pomogła, Meg, ale musze odebrać kasę od rodziców, a to czekac nie może.
— No wiesz co!
— Oj nie
marudź, poradzisz sobie; będę trzymałą kciuki!
Ë
Poradzisz sobie.
Będę trzymała kciuki.
Tu nawet cały klasztor, modlący się za moje powodzenie
by nie pomógł!
Koniec końców
siłą zostałam wywleczona z mieszkania; ledwo udało mi się złapać pas z
wyrzutnią i bey’e w razie czego, jakby Madoka tak naprawdę chciała mnie
zaciągnąć w jakiś ciemny zaułek i tam skrócić o główkę. Ledwo dotarłyśmy pod
B-Pit a ja już miałam ochotę uciekać, widząc tłum dzieciaków, czekający pod
drzwiami. Madoce jednak udało się mnie zaciągnąć za kasę, szybko przeszkolić („tu
masz kasę, terminal, kluczyk do części; jakby coś się działo to dzwoń” ) i już
jej nie było. Pozostałam tylko ja i horda klientów.
Mogłam
poćwiczyć cierpliwość.
Z jednymi szło
gładko — albo przychodzili pierwszy raz po jakiegoś bey’a, a ja miałam tylko
doradzić, co nie sprawiło mi zbytnich trudności; inni chcieli jakąś radę, więc
też ludzik, lecz kłopoty się zaczynały kiedy któryś chciał głębszą naprawę bey’a.
Musiałąm wtedy przywdziać zbroję jaką nosił mój wyimaginowany rycerz i
cierpliwie wyjaśnić, że Madoki dzisiaj nie ma, a ja jestem tylko w zastępstwie
i jeśli nie chcą aby bey został doszczętnie zniszczony muszą poczekać do jutra.
Jedni przyjmowali to lepiej, drudzy gorzej.
— Jak to
Madoki-chan nie ma? — Blondwłosy dzieciak spytał się o to samo już… siódmy raz.
Odetchnęłam
głęboką, drapiąc paznokciami ladę.
— Jak już wcześniej
wspomniała, Madoka musiała pojechać
na pilne spotkanie i wróci dopiero wieczorem, po zamknięciu sklepu. Jeśli
chcesz reklamację, przykro mi, ale musisz poczekać do jutra.
— A dzisiaj
nie może być?
Valciria
trzymaj mnie…
— Nie, ponieważ
wróci bardzo późno, jak-już-mówiła. — Dzieciak nadal wpatrywał się w mnie
uparcie, nie wyczuwając ostrzegawczego tonu. — Następny! — zawołałam, oceniając
kolejkę która ciągnęła się do drzwi, przez tego gówniarza.
— Ale ja
jeszcze…! — Trzepnęłam ręką w ladę. Chłopak wielkimi oczami spojrzał na Valcę,
którą rzuciłam na blat.
— A teraz,
kochanieńki, grzecznie wyjdziesz i wrócisz jutro jak Madoka wróci, dobrze? —
spytałam słodziutkim głosikiem, pochylając się do przodu. — Chyba nie chcesz,
abym musiała uruchamiać swojego bey’a, prawda? — Nie skończyłam dobrze zdania,
a chłopczyka już nie było. Wyprostowałam się dumna, chowając bey’a do pudełka. —
Następny!
Do późnego
popołudnia na całe szczęście (dla sklepu Madoki) nie miałam więcej małych
choleryków. Prawie zasypiałam za ladą, odliczając minuty do końca roboty.
Ciekawe, czy Amano mi za to zapłaci…
Dzwonek
zawieszony nad drzwiami wyrwał mnie z chwilowej drzemki na stojąco.
Wyprostowałam się jak struna, spodziewając się kolejnego klienta. Gdy
zobaczyłam kto przybył wolałabym już żeby był to ten mały upierdliwiec.
— Witaj Megan —
Ryo przywitał się jak gdyby nigdy nic, jakbym wcale trzy dni temu nie napluła
mu przysłowiowo w twarz.
— Dzień dobry…
— odparłam niepewnie, szukając dyskretnie wzrokiem drzwi ewakuacyjnych, gdyż
główne Madoka zamknęła na zasuwkę, wywieszając zawieszkę „zamknięte”. Mają mnie
zamiar zamordować.
— Jak tam
poszło? — zapytała żwawo Madoka, podchodząc do mnie.
— Znośnie,
tylko prawie zabiłam jednego dzieciaka, ale tak to nikt inny nie ucierpiał —
odpowiedziałam, wychodząc przed ladę. — A wy co, przyszliście mi złożyć
gratulację — wskazałam ruchem głowy na obecnego i byłego dyrektora WBBA — czy
raczej namówić, abym dalej z wami współpracowała w kwestii wojny?
Tsubasa
uśmiechnął się gorzko.
— Eh, nic się
przed tobą nie ukryje, co Meg— westchnął.
— Jak widać.
Od razu mówię — nie przeproszę Hagane, ani nie zrezygnuję ze swojej samowolki,
możecie sobie darować.
— Megan, daj
sobie chociaż przetłumaczyć… — zaczął Ryo, ale zignorowałam go i przeniosłam
morderczy wzrok na Madoke.
— Specjalnie zaciągnęłaś
mnie do sklepu i ściągnęłaś tych dwoje, co? Sprytne, ale nie, pozostaję przy
swoim. — Splotłam ręce na piersiach, przybierając wojowniczą pozę.
— Ale Meg, sama
zobacz jak to absurdalnie brzmi — chcesz sama iść na wojnę, bez żadnego
wsparcia z zewnątrz…
— Dzięki nam
będziesz mogła chociaż się dowiadywać gdzie opcjonalnie mogą się pojawiać
kolejne fragmenty — Tsubasa włączył się do dyskusji.
— Uważam, że
mój pech dostatecznie tu wystarczy. — Niedbale wzruszyłam ramionami, ale moje
olewcze podejście ewidentnie irytowało Ryo. Hehe.
— Megan,
posłuchajżesz wreszcie, że to nie są przelewki; od twego uczestnictwa zależy
czy…
— Bla, bla,
bla, ta sama śpiewka, znam to.
— Chcesz mieć
na sumieniu miliony żyć, jeśli nie dasz rady?
— Aha, czyli
myśli pan że nie dam rady?
— Nie łap mnie
za słuchawka. Chodziło mi oto, że gdybyś nie rezygnowała z naszej pomocy,
mogłabyś wcześniej dowiadywać się gdzie będą fragmenty, co skutkowałoby twoim
szybszym pojawianiem się w danych miejscach przed innymi mistrzami.
W sklepie
zapadła cisza; nawet żaden świerszcz się nie odezwał. Biłam się na spojrzenia z
chłopakami, mocno przy tym zadzierając głowę, przez co zaczął mnie boleć kark.
— Skąd w ogóle
możecie przypuszczać gdzie pojawiają się dalsze części Dysku? — zapytałam
nagle.
— Ufne przez
poufne — odparł Tsubasa, rozkładając ręce.
— No jasne,
jak zwykle główna osoba wie wszystko — sarknęłam. — Możecie sobie darować, ale
i tak mam już swojego osobistego informatora.
— Kogo? —
zapytali równocześnie Otori i Hagane.
Uśmiechnęłam
się wrednie.
— Ufne przez
poufne.
— Nie może
wiedzieć, gdzie na pewno pojawi się fragment.
— A wy niby
wiecie? — wyzwałam Ryo na kolejną wojnę spojrzenia.
—
Prawdopodobnie. Nie rezygnuj z naszej pomocy a się dowiesz.
— Hmm, mały
szatnażyk?
— Prośba, Megan,
prośba. Nie rób czegoś co będziesz później żałować.
— Nie możecie
po prostu powiedzieć gdzie jest ten fragment, ja tam polecę, zniszczę część i
będzie po problemie?
Oho, chyba
najwyraźniej o tym nie pomyśleli.
— Jak ci
powiemy polecisz tam bez opamiętania i wpakujesz się w jakieś kłopoty! —
wtrąciła Madoka.
— Żadna nowość
— prychnęłam. — Dobra, śpieszy mi się do domu, więc uważam że to już koniec
tajnego spotkania; sayonara!
Wypadłam ze
sklepu zanim któreś z nich mnie złapało. Że też wszyscy, nawet Tsu, musieli się
na mnie uwziąść! Myślałam, że chociaż Otori stanie po mojej stronie. A to gnój;
nikomu w tym świecie już nie można ufać.
Szybkim
krokiem ruszyłam ku mieszkaniu, nabuzowana niczym kobieta z okresem. Kiedy
przechodziłam przez pasy, starając się nie wpaść pod taksówkę, zabrzęczał
telefon. Wiadomośc brzmiała następująco: „Rock City”. Uśmiechnęłam się szeroko.
No Tsu, a już przestałam w ciebie wierzyć.
♧ ~ ♧ ~ ♧
Gdy wróciłam do mieszkania Rey jeszcze nie było. Korzystając z chwili względnego spokoju wpadłam do swojego pokoju i wyciągnęłam duży plecak. Zanurkowałam w szafie.
Masz zamiar jechać sama? — zapytała Valciria sennym głosem.
— Yep — odparłam, składając byle jak najpotrzebniejsze ciuchy. Afryka, to raczej będzie ciepło.
Sama?
Potaknęłam i pognałam do łazienki. Zgarnęłam szczotkę do zębów i włosów, pastę oraz ręcznik. Wrzuciłam wszystko do jednej przegródki.
Głupia jesteś — uznała Valciria.
— Dzięki.
Argument że nie chcesz narażać przyjaciół to żaden argument. Ich pomoc może się przydać.
— Na pewno nie w tym przypadku. Szybko wrócę, nawet się nie zorientują.
Wpakowałam jeszcze szkicownik, piórnik pełen ołówków itp. Z książki z wyciętym wnętrzem wyciągnęłam portfel z oszczędnościami i wrzuciłam do wewnętrznej kieszeni. Zatrzymałam wzrok na czarnej teczce z logo WBBA. Po chwili i ją spakowałam. Przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i zatrzymałam przed pokojem Rey. Odetchnęłam i poszłam do kuchni. Przyczepiłam do lodówki karteczkę na której wyjaśniłam czemu wyjeżdżam.
Po czym opuściłam mieszkanie.
♧ ~ ♧ ~ ♧
Wyciągnęłam szyję, starając się dojrzeć mój pociąg, ponad głowami innych oczekujących, ale ten doszedł do wniosku, że akurat dziś spóźni się ponad kwadrans. Westchnęłam poirytowana i zaczęłam wyginać czerwony bilet we wszystkie strony, jednocześnie się rozglądając. Wtopienie się w tłum nie stanowiło problemu — byłam jedynie małym, ubranym na szaro stworkiem, zmęczonym życiem. I popełniającym zapewne najgorszy błąd w życiu, po raz kolejny. Ugh, zamknij się, głupi rozsądku!
Poprawiłam plecak, który powoli zaczął mi ciążyć. Ewidentnie odzwyczaiłam się od szkoły.
Na horyzoncie pojawiły się kłęby ciemnoszarego dymu, a powietrze rozdarł charakterystyczny gwizd. Pociąg sapiąc i dysząc wtoczył się na peron i tam zaparkował. Z nową energią ruszyłam do przodu, bezceremonialnie przepychając się do przodu, aby przypadkiem nie zamknięto mi drzwi przed nosem. W którymś momencie na kogoś wpadłam. Za nim się obejrzałam, za chwilę inny ktoś pociągnął mnie za plecak, zatrzymując. Już chciałam walnąć ktosia w najczulszy punkt, lecz wtedy dostrzegłam kogo prawie stratowałam, i omal nie wyszłam z siebie.
— Nie! — zawyłam, widząc śmiertelnie poważną twarz Rey Makimoto, i wyrywając się Renowi, który usilnie mnie trzymał za plecak. — Nie, nie, nie, nie zrezygnuję z tego pomysłu! — oznajmiłam, szamocząc się dalej. Tak to jest warzyć 51 kilo. — Postanowiłam, i nie zamierzam w was to mieszać; to moja sprawa i moje problemy! Nie zrezygnuję, jasne!?
— Nie musisz rezygnować; jedziemy z tobą — wyjaśniła Rey, wyjątkowo spokojnym tonem.
— Nie poz... Czekaj... co? — Uspokoiłam się i spojrzałam osłupiała na przyjaciółkę, a potem na kumpla, gdy ten łaskawie mnie puścił. — Powtórz.
— Jedziemy z tobą — objaśnił Hisama. Dopiero teraz zobaczyłam, że oboje mają turystyczne plecaki.
Otwarłam szeroko oczy, a potem usta, ale Rey szybko zasłoniła mi je dłonią, powstrzymując mnie od wrzasku. Ludzie wypływali z pociągu, chodzili do niej, omijając nas jak prąd rzeczki głaz.
— Nie masz nic do gadania. Co ty, myślałaś, że puszczę cię samą?
Valciria roześmiała się cicho, w moim umyśle.
Zamknij się!
Na to jeszcze głośniej prychnęła.
— Nie możecie — wydukałam, odzyskawszy głos (i strąciwszy dłoń Makimoto ze swoich ust).
— Owszem, możemy. Ktoś musi cię pilnować.
— A Valca...
— Nie możesz polegac non stop na bey'u — upomniał Ren.
Możesz go ode mnie walnąć.
Tak też zrobiłam.
Spojrzałam wpierw na Rey.
— Stara, a szkoła? Twoi rodzice cię zabiją, a mnie przy okazji, że wyjechałaś sobie pod koniec miesiąca do Afryki! Wiesz, jaką masz z nimi umowę — masz średnią co najmniej 5,0, mieszkasz w Japonii; zawal — wracasz do Hiszpanii.
Makimoto machnęła lekceważąco ręką.
— Oj tam, podobno chcesz to szybko załatwić, więc powinniśmy się wyrobić przed wrześniem.
— Ale...
— Żadnych ale — wtrącił Ren. — Szybko to załatwimy.
— Jacy my!? Chyba nie masz zamiaru pchać się w wojnę beyi!
Poklepał torbę z laptopem, przewieszoną przez ramię.
— Zdobyłem jeszcze trochę informacji, które, jak sądzę, mogą ci się przydać w poszukiwaniu fragmentu tego całego Dysku.
Odebrało mi mowę; pociąg zagwizdał ostrzegawczo, że zaraz odjeżdża chen daleko.
— To jak, idziemy, bo pociąg nam ucieknie.
Potrząsnęłam głową, przytomniejąc. W miarę.
— A bilety dla was!? — zawołałam.
Na raz pokazali czerwone prostokąciki.
— Kasa na lot!?
Rey wyszczerzyła się.
— Pożyczyłam trochę z tego co było na czynsz.
— Na czyn...!? A mieszkanie!?
— Uprzedziłam właścicielkę, że na ostatni tydzień wakacji jedziemy do rodzinki.
Gorączkowo szukałam jakiś argumentów, które pomogłyby mi zostawić tę dwójkę w Japonii.
Przerwał mi konduktor, oznajmiając, że pociąg zaraz rusza.
— Idziemy! — Przyjaciele zdecydowali za mnie, chwycili pod ramiona, i dosłownie wnieśli do przedziału. Dwie sekundy później drzwi zatrzasnęły się za naszymi plecami.
— Zgłupieliści! — zawołałam.
— Może, ale przynajmniej dopilnujemy, żebyś nie zginęła z ręki jakiegoś pajaca. — Rey poklepała mnie po głowie, specjalnie za mocno.
Następnie Ren objął mnie ramieniem, lekko przyduszając.
— Afryko, nadciągamyyyyyyy!
Wywróciłam oczami na jego głupotę. Dopiero gdy szliśmy na wolne miejsca, zdałam sobie sprawę że szczerze się jak głupia sama do siebie.
Może jednak dobrze się stało?
Zawsze jak wpadniemy w kłopoty zaboli to mniej.
Znowu na szybkiego, więc błędów pewnie od groma, ale chciałam po prostu COKOLWIEK wstawić
Miju:*wkurzona do granic możliwości na spisek Ryo*
OdpowiedzUsuńHanako: Chwila. Egipt! *biegnie do szafy i wyjmuje z niej wszystkie bronie* Powiem jedno. Mistrzowie strzeżcie się bo jesteście na moim terytorium i nie pozwole zabić Meg
Beta: Odbija jej. Chwila....Egipt!
Miju: Od razu wam mówię. Jak nie lubicie ostrego jedzenia to na południu kraju macie pod górkę
Hanako:*ciągle szykuje broń i umieszcza ją w odpowiednich miejscach kostiumu* Dobrze powiedziane mówiłam ci Meg nie możesz polegać tylko na bey'u
Rozdział super i czekam na kolejny
Meg: *jeszcze w dobrym nastroju* Miju, podaj adres, to może cię odwiedzimy!
UsuńRey: I jakies dobre knajpy z jedzeniem, może być i ostre
Meg: *bierze Miju pod rękę* mam osobistego ochroniarza, hyhyyyyy
Ren: Ty to sie podszkol w jakiejś sztuce samoobrony, bo bey nie zawsze ci pomoże
Meg: no jeszcze ty!? Szczerze to wątpie zeby jeden kopniak w klejnoty chyba nie powali innych wybrańców, zwłaszcza że chyba jestem jednym z najsłabszych ogniw
Ren: To się podszkól!
Nero: I tak przegra
Meg: *i dobry humor diabli wzięli*
Miju: W Aleksandrii na ulicy..
UsuńHanako: Nie mów. Ja je sprowadzę. Oj Rey to na północy dużo ostrego nie ma i szkoda. Więcej a la owoce morza.
Miju: W stolicy było więcej
Hanako: Widzisz Meg nawet Ren mówi, że masz się podszkolić.
" Nero: I tak przegra
Meg: *i dobry humor diabli wzięli*"
Hanako: Nie słuchaj tego kompletnego amatora. Nie dorasta ci do pięt.
Miju: Yyyyy....Hanako to na bank ty?
Hanako: Nie! Tutaj Viria. *sarkazm* Asha błagam nie pisz tego rozdziału
Ja: Hehehehe już go pisze
Hejoooo! Z góry mówię, że nie wiem co mam napisać. Ostatnio chyba słabo u mnie z weną na komy...w ogóle słabo z weną na cokolwiek. Meg ma świetnych przyjaciół, a ta praca u Madoki w sklepi była tylko po to by zwabić Meg do jakiegoś zamkniętego pomieszczenia i ją tam szantażować. Ryo jak to wiem!
OdpowiedzUsuńJack: Nawet twoje teorie są słabe i właściwie to nie teorie tylko stwierdzenia.
Ja:Jak ty mnie kochasz dobijać.
Lilka:Lecicie do Rock Sity! Yey! Może się spotkamy XD
Jack: Jasne, a słonie zaczną latać.
Lilka: E-tam. Powiedź Madoka, że idziesz z Tsu na randkę, a nie wymigujesz się jakimś tam spotkaniem.
Jack: XD
Lilka: Tsu punktujesz za tego sms'a ;)
Jack: Przynajmniej znajdzie się pracownica Mafoki. Meg pamiętaj o swojej wypłacie, a jeśli jej nie dostaniesz to wytoczymy jej sprawę.
Tak w ramach wstępu: Czy oni jadą pociągiem do Egiptu? xD O.o
OdpowiedzUsuńJenn: Albo do portu lub lotniska, cioto.
Ach, no tak xD
Jenn: *wywraca oczami* Zresztą nie mać tylko kończ prezentację, prolog i bierz się za tą nieszczęsną matmę.
Nie przypominaj mi nawet ;;
"— Chcesz mieć na sumieniu miliony żyć, jeśli nie dasz rady?"
Jenn: Haganuś najpierw patrz się na siebie, potem wyskakuj do innych. Sami byście ruszyli tłuste dupy, broni palnej nie macie?
Kyoya: Niekoniecznie trzeba mordować każdego przeciwnika
Jenn: *unosi brew* Właśnie dlatego wiecznie macie przesrane
Kyoya: *macha ręką na jej spierdolenie umysłowe*
"Głupia jesteś"
Jess: Całe życie to słyszę xD
Ace: Bo ty jesteś wybitna w robieniu piramidalnych głupot
Jess: Przynajmniej mam do czegoś talent
Ace: Wolę być beztalenciem, niż co 5 minut ładować się w jakieś shity. Zobaczysz w końcu Spectra ci jakiegoś chipa wczepi
Aki: Po moim trupie
:— Prośba, Megan, prośba. Nie rób czegoś co będziesz później żałować."
Jenn: Megi to już pewnie żałuje, że wgl zadaje się z WBBA, także ten argument to inwalida, Ryo
Ryo:...
Jenn: Jakże ja kocham ludzkie argumenty i logikę *ironia na kilometr*
Taa. napisałaś "słuchawka" zamiast "słówka" i "ludzik" zamiast "luzik", więcej błędów nie zauważyłam xD Ogólnie czekam na next i weny życzę.
Ps. A Rock City nie było w Sawanie, a nie Egipcie? xD
Meg&Kel: *po chwili wstrzymania wybuchają śmiechem* rozszerzona geografia, Nessa, co? Maturka z geo? xD
UsuńKuźfa, co ja ćpałam, że takie błędy walnęłąm? xD
Meg: nie wiem, ale bierz połowę
Dobraa, to się jakoś zmieni, a ja postaram się walnąć teeściwszą odpowiedź, a na razie spadam mordować Gimpa