Po ocaleniu Rey
zamówiliśmy sushi i zamierzaliśmy jeszcze trochę poszperać i poszukać więcej
informacji, które... Właśnie, które co? Wrzucą mi kolejny fragment do ręki,
abym mogła go zgnieść i po problemie? Nie, to by było zbyt proste i piękne.
Zamiast tego przyjaciele starali się coś zaradzić na mój "kłopot",
podczas gdy ja oddałam się różnego typu, bezcelowym rozmyślaniom nad swoim
beznadziejnym stanem.
Jakim trzeba być
ułomem, aby dowiadywać się o swoich rodzicielach od osoby trzeciej; jaką trzeba
mieć sklerozę? Chyba mnie ma dla mnie ratunku. Z drugiej strony dobrze, że
chociaż istniał ktoś taki jak mój przygłupi w kwestii Beyblade przyjaciel.
Dzięki opowieści Rena
dostałam kopniaka weny i zamiast zgłębiać techniki wojny, zaszyłam się w koncie
pokoju, otoczona ołówkami (z których i tak korzystałam tylko z jednego) i
ścinkami po gumce, i szkicownikiem na kolanach. Jednym uchem słuchałam, co mówi
Ren i Rey, ale nie wiele z tego zostawało w środku, drugim piosenki, a mózg skupiał się
na jak najszybszym narysowaniu twarzy rodziców; chociażby szkicy.
Z ogólnym zarysem
twarzy, nosa i ust nie miałam zbytniego problemu; schody zaczęły się przy
oczach. Ołówek zamarł nad kartką, wyobraźnia się wyczerpała i ni jak nie mogłam
ich zmusić do ponownego wysiłku. Opuściłam rękę i przyjrzałam się wstępnym
efektom.
Matka, Kathrina
(napisałam to imię pogrubionym drukiem i podkreśliłam dwa razy; dla pewności,
aby nie zapomnieć) miała pociągłą twarz o ostrych rysach, otoczoną pukielem
ciemnych, lekko kręconych włosów. Nie uśmiechała się. Miejsce na oczy zionęło
białą pustką.
Ojciec, Ihiro (imię
podkreślone trzy razy) miał z kolei kwadratową szczękę z mocno zarysowanymi
kośćmi policzkowymi. Usta wykrzywiał lekki grymas rozbawienia. Jasne włosy
sterczały we wszystkie możliwie strony i nie okiełznałaby ich tona żelu. Oczu
nie było.
Chciałam spalić
kartki samym spojrzeniem, ale w końcu szybkimi, zirytowanymi ruchami zamazałam
miejsce na oczy, jak to czasem robi się w mandze, gdy postać jest wkurzona,
zirytowana, zawstydzona itp.
Zamknęłam zamaszyście
szkicownik i wrzuciłam do plecaka. Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam powieki.
— Chcę z tego
zrezygnować — oznajmiłam zbolałym tonem. Otworzyłam oczy, aby akurat zobaczyć
jak kumple wymieniają szybkie spojrzenia. — No, co, czego znowu nie wiem?
— Widzisz, Meg —
zaczęła Rey. - Podczas gdy ty oddawałaś się objęciom Bzdetusa i Wenusa, my
odkryliśmy coś, co raczej nie pozwoli ci zrezygnować.
— Ta, bo sama
stwierdziłam, że chcę to szybko skończyć, bo tamci mnie znajdą, a wtedy khyk —
przejechałam ołówkiem po szyi.
— Nie tylko — wtrącił
Ren, niepokojąco smętnym tonem.
— Co znowu?
— Nie znam się za
bardzo na tym całym beyblade'owaniu, ale jedna rzecz mnie nurtowała — co dzieje
się z przegranymi?
Napięłam się jak
struna.
— Choroba, nie
myślałam o tym. Może... Po prostu odpadają?
Hisama podkręcił
głową, splatając ręce na torsie.
— Nie do końca. Kiedy
bleyder i jego bestia przegrywają w pojedynku, co jest równoznaczne z
zatrzymaniem się bey'a lub zgonem bleydera, ich dusze trafiają do Velvederu.
— Do czego, kurde
mać? — spytałam cicho i pochyliłam się do przodu, mrugając kilkakrotnie.
— Coś, co generuje
Dysk, albo cuś takiego. No taka kraina, jak ta, do której czasem przenosi cię
Valciria— objaśniła Rey, obracając między palcami Seth’a.
— Taka świadomość?
— Niom.
Zmarszczyłam brwi,
każąc mózgowi myśleć.
— Ale skoro to
świadomość... Musi to być świadomość czegoś. No nie?
Po ich minach
wyczytałam, że jedziemy tym samym wagonem.
— Zgaduję, że to nic
fajnego — wymamrotałam. — Czyli coś siedzi w Dysku i nim kieruje... Przyciąga,
żeby brać w tym udział... — Moje rozmyślenia gwałtownie przerwał dzwonek tlefonu, a jako że miałam ustawiony na dzwonek oppening z Atack of Titans, omal
nie padłam na zawał.
Rey, która siedziała
bliżej mojego telefonu, zerknęła, kto dzwoni.
— Król lew —
zakomunikowała i rzuciła mi urządzenie.
Cudem je złapałam, za
nim rozwaliło się na ścianie.
— No, co tam, Simba?
— Daruję ci tę podłą
ksywę, bo nie uwierzysz, co widzę, stojąc na balkonie.
— Chcesz skoczyć? -
Położyłam się na plecy.
— Na twoje
nieszczęście — nie. Za to albo mam zwidy od tego taniego piwa co tu
sprzedają, albo na pustyni coś błysnęło i huknęło.
Wyprostowałam się
gwałtownie.
— A mówiąc „coś”,
miałem na myśli, że to może ten twój kawałek się tu zjawił…
— Gdzie konkretnie? —
weszłam mu w słowo, z trudem panując nad kołaczącym sercem.
Upłynęła chwila nim
raczył odpowiedzieć; słyszałam jak bierze długi łyk z puszki.
— Tam, gdzie niegdyś
był główny ośrodek handlowy — kilka kilometrów za miastem są takie stare
ruiny...
— Dzięki wielkie,
jesteśmy kwita! — Rozłączyłam się, nim coś odparł. Zerwałam się z łóżka; Rey i
Ren już stali na nogach gotowi przyjąć rozkazy.
Skinęłam głową na ich
pytające spojrzenia. Bez słowa wypadliśmy z pokoju.
♧~♧~♧
Co zastaniemy w tych
ruinach? Czy faktycznie pojawił się tam fragment? Czy powinnam ufać Simbie,
albo raczej – czy powinnam ufać swojemu przeczuciu? A jeśli fragment tam jest,
to czy inni naznaczeni już go namierzyli/złapali/zniszczyli? Jacy będą
pozostali wybrani, jak silni?
Potrząsnęłam głową.
Takich pytań mogłam mnożyć i mnożyć, a i tak do niczego konkretnego bym nie
doszła, prócz tego, że bardziej bym podupadła na duchu.
Skup się na czymś
pożytecznym, Meg, na przykład, żeby nie zlecieć.
Nie zwróciłam uwagi
na to, co mijaliśmy po drodze, mknąc w przestworzach; zresztą i tak byłby to
tylko piasek, piasek, kamienie i jeszcze raz piasek.
Zbliżamy się – oznajmiła
Valciria.
Przeniosłam wzrok na
horyzont, gdzie wyłaniały się pierwszy budynki, albo raczej ich resztki.
Przypomniały mi połamane kości i czaszki wetknięte w ziemię.
— Będziemy skakać —
krzyknęłam, przekrzykując świst wiatru.
— Że teraz?! — pisnął
mi do ucha Ren.
Wywróciłam oczami.
— Tak, teraz, pacanie
— sarknęłam. — Jeśli Valca całym swoim cielskiem spadnie na ziemię—
O przepraszam, aż tak
gruba to nie jestem!
—…To wyrządziłaby
spory harmider. A my próbujemy zachować choć cień dyskrecji.
Po paru minutach, gdy
Valca była dostatecznie blisko ziemi (abyśmy się nie zabili), rzuciłam treściwe
„teraz!”, na które całą trójką zsunęliśmy się z grzbietu smoczycy na pewny
grunt. (Rena musiałam pociągnąć, bo zostałby tam jak kołek w płocie).
Ja i Rey w miarę
gładko wylądowałyśmy, podczas gdy Hisama złapał równowagę, lecz zaraz ją
utracił i przekoziołkował kilka dobrych metrów, nim zatrzymał się na jakimś
głazie.
— Hramolę, to nie dla
mnie — wymamrotał, próbując wytrzepać z włosów, chociaż pół tony piasku.
Zmiana strefy
czasowej na coś się przydała – w Tokio zapadła już ciemna noc, a tutaj słońce
dopiero chyliło się ku kołysce, dzięki czemu mieliśmy parę godzin w zapasie,
aby się rozejrzeć, pomimo nużącego znużenia.
Zacisnęłam dłoń na
Valcirii, która wróciła już do postaci bey’a, i wdrapaliśmy się na małe
wzniesionko.
— Mini Armagedon —
mruknęłam.
Miasteczko na dobrą sprawę kiedyś mogło stanowić spore miasto. Powiodłam wzrokiem po tym, co
zostało z małych lub większych budynków — wszystko przykryła gruba warstwa
kurzu i piasku. Ruiny ciągnęły się aż za kolejną górkę i pewnie rozciągały się
jeszcze za nią.
— Podobno mieszkańcy
wymordowali się nawzajem, a zniszczenia spowodowały walki terrorystów —
objaśnił Ren, obracając telefon.
— Świetnie, jeszcze
brakuje, abyśmy wpadli na jakąś minę - cmoknęłam. Westchnęłam. — Dobra, nie
ma, co tracić czasu; najprościej będzie się rozdzielić. Ja pójdę z Renem, bo ta
pierdoła se nie poradzi. — Zerknęłam pytająco na Rey.
Makimoto wzruszyła
ramionami.
— Mi to lotto.
— W takim razie jak
coś zobaczysz, zadzwoń. W drogę!
♧~♧~♧
Jak uzgodniliśmy, tak
też zrobiliśmy. Rey poszła na wschód, za towarzysza mając Seth’a, który bez
problemu radził sobie z wszechobecnym piaskiem (w końcu to jego żywioł), a ja zadowoliłam się Renem. Musiałam dbać o jego tyłek i o swój.
Chociaż w tej drugiej kwestii mam już zaufanego ochroniarza — Valciria nie radziła
sobie najlepiej na piasku ani na niczym, co nie było twarde, więc przeskakiwała
od jednej skały do drugiej. Ona tak jak Seth pozostała w krążku; w końcu
zależało nam na dyskrecji.
Wioska jak już
zostało wspomniane, do małych się nie zaliczała, więc przeczuwałam, że spędzimy
tu dłuuugie godziny. O ile fragment w ogóle tu jest. Może tylko mi się zdawało?
Może Simba też miał zwidy?
Rąbnęłam palcem w
wystający z ziemi kamień, dzięki czemu przestałam robić za ascetę. Przełknęłam
głośne przekleństwo i jedynie złapałam się za nogę, podskakując w miejscu.
— Wychodzi na to, że
to ja będę robił za niańkę — zaśmiał się cicho Ren.
— Zobaczymy jak
będziesz gadał, gdy rozpędzony i rządny krwi bey będzie leciał wprost na ciebie
— odparowałam, ruszając dalej, przez chwilę lekko kulejąc, ale szybko
zapomniałam o bólu.
Hisama zamyślił się,
doganiając mnie. Przeszliśmy stertę głazów, która niegdyś była jakimś małym
domkiem. Dosłownie przez sekundę dalsza część mojej podświadomości zastanowiła
się, kto w nim mieszkał, jaka rodzina, czy były tam dzieci, czy wszyscy
zginęli, a może ktoś ocalał?
Potrząsnęłam głową,
gdy Ren zadał durne pytanie nr 34:
— To bey'e mają
uczucia, odczuwają emocje?
Valciria zatrzymała
się gwałtownie przed skokiem na niższy poziom, a ja razem z nią. Siłą woli
powstrzymałam ją, i siebie, aby nie przywalić Renowi.
— Bożee, widzisz, a
nie grzmisz, a jak grzmisz to nie trafiasz — westchnęłam w bezchmurne niebo i
gdy żaden grzmot nie nastąpił, odparłam cierpliwie: — Tak, Bestie czują i to
jak najbardziej, a co więcej słyszą i rozumieją, jakie bzdury na ich temat
wypowiadają tacy tępacy jak ty. — Nie czekając na niego, przeszłam przez gruzy
i zeskoczyłam na piasek, cały czas rozglądając się za błyszczącym kawałkiem
pizzy.
— Po prostu jestem
ciekaw. — Ren szybko mnie dogonił. Jego jeden krok to moje dwa. — Czyli
Valciria nas teraz słyszy?
— Yep, a ja w swoim
umyśle słyszę też jak opowiada sposoby twojej śmierci.
Wzdrygnął się
— No co, wyjątkowo
działasz jej na nerwy swoim debilizmem — wzruszyłam niedbale ramiona,
przyspieszając.
— Ona chyba nigdy za
mną nie przepadała — mruknął w zamyśleniu. — Jak twój ojciec — wyszczerzył się
i sam potruchtał do przodu.
— Hę? — zdziwiłam się
jednocześnie z Valcirią. Musiałam podbiec i przeskoczyć głaz, aby go dogonić. —
Co masz na myśli, Hisama?
Wzruszył ramionami i
odwrócił głowę w moją stronę, wciąż się uśmiechając, ale jakby nerwowo.
— Już nie pamiętasz,
jak chciała mi łeb odgryzać?
— Szczerze to mało
pamiętam z dzieciństwa — burknęłam.
— Trauma po
wydarzeniach z Kagutsu?
Powróciłam głową.
Kilka kosmyków już wcześniej uciekło z kucyka i teraz łaskotało w nos.
Zgarnęłam je za uszy.
— Przez Ośrodek — wymamrotałam,
czując, że jestem w stanie się przed nim otworzyć. W końcu to mój najlepszy
kumpel, prawie jak starszy, opiekuńczy brat. — Przez tą całą "terapię”,
dzięki której dzieciaki miały zapomnieć o poprzednim, traumatycznym życiu.
Nadawali nam nowe imiona, nazwiska i historie. Tylko dzięki Valcirii, która co
noc powtarzała moje imię jak kołysankę, nie zatraciłam się jak inni. Lecz i tak
na nic się to zdało, bo wspomnienia z dzieciństwa rozlały się jak farba na
płótnie, gdy poleje się je wodą. Mam tylko jakiś mglisty obraz dawnych czasów...
— A jak na ciebie
wołali? — spytał nagle.
Stanęłam i oparłam
dłonie na biodrach.
— Ja ci tu się
wyżalam, a ty mnie o durne imię pytasz!?
Unosił ręce w
obronnym geście.
— Jestem tylko ciekaw!
Fuknęłam na niego i
przeszłam między dwoma ścianami. Robiły za kuchnie, salon, czy pokój dla
dziecka?
— Arisaka.
— Hm? — Ren spojrzał
na mnie z ukosa znad telefonu, na którym widniała mapka.
— Arisaka, tak na
mnie wołali. Głupie imię, no nie? Nie podobało mi się, ale ktoś zdrobnił je na
"Ari" i już mi bardziej pasowa... — Zamilkłam, gdy coś z boku
błysnęło mi po oczach. Zatrzymałam się i odwróciłam w tamtą stronę,
przysłaniając oczy dłonią i wytężając wzrok. Odbłysk się nie powtórzył.
— Ari? — spytał niepewnie
Ren, gdy już chciałam iść dalej.
— Nie mów tak do
mnie! — uniosłam się bardziej, niż zamierzałam. — Nie lubię ani tego imienia,
ani zdrobnienia, bo przypomina mi o koszmarze z ośrodka i osobie, którą...! —
Znowu błysk, z tej samej strony. Fragment?
Nie czekając na Rena,
pognałam w stronę, z której widziałam światło. Valciria szybko zawróciła na
odpowiedni kurs i mnie dogoniła. Bieganie w piasku jest o wiele bardziej
męczące, szybko się o tym przekonałam, lawirując między stertami kamieni i śmieciami.
Dwa razy zawadziłam o coś nogą, a raz nie odzyskałam równowagi i zaryłam w
piasek, jednak wizja, że tam jest fragment, fragment, który mogę zniszczyć,
kończąc to wszystko nim się na dobre zacznie, dodawała motywacji. Nie
wiedziałam ile przebiegłam, ale w którymś momencie błysk zniknął mi z pola
widzenia.
Zatrzymałam się
gwałtownie, wzniecając obłoczki kurzu i piasku. Rozejrzałam się dookoła, z
łomoczącym sercem. Musiałam dobiec do czegoś, co kiedyś stanowiło rynek, a
teraz było pustym na kilka metrów polem, otoczonym z dwóch stron gruzami, z
trzeciej ścianą, która oparła się trzęsieniom. Nigdzie nie widział
kawałka pizzy, będącego końcem moich problemów.
Ani tym bardziej Rena. Szlag, jeśli ten palant się zgubił...
Ani tym bardziej Rena. Szlag, jeśli ten palant się zgubił...
Przycisnęłam dłoń do
czoła.
— Najpierw myśl,
potem działaj, Meg — nakazałam sobie n-ty już raz w życiu.
Odetchnęłam i
otworzyłam oczy. Fragmentu jak nie było, tak nie było; Valca czujnie wirowała
na płaskim fragmencie dachówki prawie tuż przy mnie. Dlaczego Dysk wybrał
akurat takie miejsce na ujawnienie się? Najpierw Koma, teraz inna wioska w
pcimiu górnym. To się kupy nie trzymało.
— Chodź Valca,
szukamy fajtłapy Rena.
Odwróciłam się na
pięcie z zamiarem powrotu tą samą drogą, gdy uderzyło we mnie złe, bardzo złe,
przeczucie. Uczyniłam ledwie krok, gdy poczułam czyjś palący wzrok na plecach.
Inny wybrany. Takie było pierwsze skojarzenie.
Valca.
Jasne.
Rozluźniłam mięśnie,
by następnie gwałtownym ruchem sięgnąć po wyrzutnie, złapać w locie Valcirię i
od razu załadować, odwracając się o 180 stopni.
— Widzę, że nadal
jesteś w formie, Ari.
Wyrzutnia
prawie wypadła mi z ręki, oczy rozszerzyły, serce zamarło.
Zobaczyłam duchy.
I to tak; może bez podsumowania, bo w zasadzie nie ma czym się chwalić a marudzić wam nie chcę ^^"
Zajmuję
OdpowiedzUsuń"— No co, wyjątkowo działasz jej na nerwy swoim debilizmem — "
UsuńEszter: O na podobny syndrom cierpi Hanako. Tylko, że ten tyczy się zabójców z poza rodziny. Nie wiadomo dlaczego ale większość planuje mordować.
Hanako: Nie wnerwiaj mnie
"— Widzę, że nadal jesteś w formie, Ari."
Ja: Aż mi się Ahri przypomniała. Głupia lisica.
"— Zobaczymy jak będziesz gadał, gdy rozpędzony i rządny krwi bey będzie leciał wprost na ciebie — "
Hanako: Albo ostrze broni. Zależy od osoby, która zaatakuje.
Miju: Chwila! Meg twój ojciec nazywa się Ihiro?!
Hiroki: O co ci cho..*kapuje* a imię pradzadka
Ja: Czekam na kolejny rozdział a teraz idę ogarniać fragment Hany do seri
Meg: podobnież tak
UsuńIhiro... te, faktycznie, wasz pradziadek! xD kurde, sorry, nie zorientowałam się xD
Meg: Nessa się uparła że koniecznie musi być na "i", nie wiedzieć czemu
*iście szatańska mina* ...a no bo jakoś tak xd
Ren: Ona mi grozi, ona mi grozi! *wskakuje za Meg*
Meg: Szczerze? Nie dziwię jej się!!!
EH, wypadałoby wstawić kontynuację, bo ktoś mnie zabije... *idzie spać*
Hanako: Jaaaa groże? Hahaha! To ty nie widziałeś groźby w moim wykonaniu . Spokojnie na razie nie jesteś na mojej czarnej liście.
UsuńJa: spoko nessa. Jest zabawnie przynajmniej
Miju: Asha zapomniałaś o czymś
Ren: *przełyka glosni sline* czyli nie skonzy sie na wrzuceniu do lodowatego jeziora?
UsuńMeg: kreci przeczaco glowo* ne, to bedzie gorsze od wkurzonej Valcirii
Ren: To moze ja wracam do Francji...
Jak-ja-nie-chę-do-szkołyyyyyy!
Meg: Zachowujesz się jak 8-latka! A tu dorosła baba!
*niebi ciemnieje i grzmoty w tle* nie przypominaj miiii. Jeszcze jestem dzieckiem! Ja się tak boję że wraz z 18 przejdzie mi ochota na pisanie mych niedojrzalych ff....
Kel: *dławi sie powietrzem*
Ja też nie chce do szkoły. Nie martw się o to Nessa. Nie przejdzie. Wena zAwsze zaatakuje
UsuńHanako: wiesz groźby w moim wykonaniu to zabicie kogoś z rodiny np wrzucenie do jeziora to nuuuuuda. Gadasz zabójcą
Miju: Meg daj jej się cieszyć życiem. Niech ponarzeka. Przejdzie jej
Ren: *zaszywa się gdzieś w hotelu i Bóg wie gdzie jest*
UsuńMeg: *ziewa* poszukam go rano. Moze odeślą go do punktu rzeczy znalezionych
*dostała termin pierwszego spotkania i lekko rzecz ujmując - panikuje*
Kel: *wzdycha* *zdziela Nesse poduszkę gdy ta przebiega obok niej*
Meg: *znad kubka z kawą* mam taką cichą nadzieję że się opamięta
Kel: I w piątek coś wstawi
*rozwala się na podłodze* eh, do ciebie to na pewno nic; do Meg to opcjonalnie
Meg: *pokazuje język Meg*
Meg: Tak, tak, pokazuje jezyk samej sobie
UsuńKel: *wybucha śmiechem*
Idziemy spać, bo nic nie myślimy!
Hanako: aż tak się mnie wystraszył? Przecież ja jestem taka słodka.
UsuńAkana: ty należysz do osób u których pozory mylą
Miju: to u nas jest walka o wstawienie czegokolwiek. Asha wszystkie smutki dnia topi w grze.
Ja: ej!