Wy
nic nie rozumiecie, zwłaszcza ty, Makimoto!
Może dlatego, że nigdy nie powiedziałaś mi
prawdy!
Zacisnęłam powieki, przeskakując nad
głazem. Za sobą usłyszałam jak dwie pary stóp lądują gładko na ziemi, depcząc
mi po piętach.
Nigdy ci o tym nie mówiłam, bo nie
chciałam cię w to mieszać.
Więc uznałaś, że okłamywanie mnie to
najlepsze rozwiązanie!?
Nie mówiłam ci całej prawdy.
Mówiłaś mi gówno prawdę!
Potknęłam się, ale szybko odzyskałam równowagę. Zacisnęłam mocniej dłoń na
bey'u. Wyrzutnia obijała mi się o udo. Kątem oka widziałam Rey.
Kim
ona dla ciebie tak naprawdę jest? Bo wychodzi na to, że tylko ona mówi prawdę.
Nie
wierz we wszystko, co mówi! To manipulatorka.
Więc mi wytłumacz!
Silna ręka pociągnęła mnie za
kołnierz, prawie wywracając, i przytrzymując. Nieobecnym wzrokiem spojrzałam na
Rena.
—
Chyba dochodzimy; musimy być ciszej.
Nadal otępiała po wszystkim, co
zaszło, skinęłam powoli głową, łapiąc urywany oddech. Przełknęłam z trudem
ślinę i wzięłam solidniejszą porcję powietrza. Kilkadziesiąt metrów przed nami widziałam zarys śmigieł
helikoptera, ale zero śladów Karmy i Ursa. Co jak już doszli? Przekabacą innego
wybranego na swoje stronę; już to zrobili? A może to wcale nie naznaczony?
Skup
się — nakazała Valciria.
Jak
się w ogóle czujesz? — spytałam drętwo. Ciągle czułam, że trzęsie mi się
ręka.
W
porządku — odparła ogólnikowo po chwili.
Valca... Przepraszam, nie powinnam tak nagle
kazać ci ścierać się z mroczną mocą, wiedząc, że od dawna z tym nie
walczyłyśmy...
Daj
spokój — ucięła łagodnie. — Wszystko
gra.
Niepewnie skinęłam głową.
Odpoczywaj,
musisz nabrać sił. Postaram się, aby konfrontacja obyła się bez walki. —
Chociaż w to wątpiłam. To była Karma i Urs, oni urodzili się do wszczynania
walk.
— Idziemy — zarządziłam, nie wiedząc
nawet kiedy objęłam rolę dowódcy.
Ren
mnie wyminął, zaraz po nim Rey. Przystanęłam, wbijając wzrok w plecy Makimoto.
— Rey...
— Nie teraz, potem pogadamy — rzuciła
przez ramię, nie zatrzymując się. Zauważyłam, jak kurczowo ściska wyrzutnię z
naładowanym Seth'em. Poczułam, że się rumienię. Ze wstydu.
Pierwszy raz na poważnie pokłóciłam
się z Makimoto, wystawiając naszą przyjaźń na szwank. A przez co? Przez to, że
nie powiedziałam jej prawdy. Jestem zasraną egoistką. Ale wyjaśnię jej
wszystko, gdy będzie po wszystkim. Na pewno. Opowiem jej całą prawdę o Ośrodku,
o tym, czemu Karma mnie nienawidzi, o tym, co mnie z nią łączy.
Z tym żelaznym postanowieniem
dogoniłam ich i razem wdrapaliśmy się na wzgórze, usłane głazami, które posłużyły,
jako podpórki dla naszych rąk i nóg. Przed nami rozciągał się widok na
piaszczystą dolinę, nie powstałą w skutek naturalny — musiała tu wybuchnąć
bomba. Zerknęłam w prawo. Niedaleko nas stał biały helikopter bez pilota.
Podeszłam bliżej. Obeszłam go dookoła; nie znalazłam ani jednej żywej duszy.
Tylko złoty symbol, bardzo dobrze znany w świecie biznesu, jak i Beyblade.
— Osz w dupę — szepnęłam, a w tym
samym momencie ziemia się zatrzęsła. Czyżby ktoś zamierzał mnie ukarać za
nieładne słownictwo. Podparłam się o maszynę, by nie upaść i spojrzałam przed
siebie. Za kolejnym wzniesieniem ku niebu wystrzeliły dwa promienie — granatowy
i fioletowy.
Urs zaczął zabawę.
Zbiegłam w dół doliny, a potem
zaczęłam wdrapywać się z powrotem na przeciwległe wzniesienie. Tutaj sprawa się
skomplikowała, bo nie było czego się chwycić, a piasek osuwał się spod nóg.
Ześlizgnęłabym się ładnie w dół, gdyby czyjaś ręka mnie nie popchnęła.
Znalazłam zaczepienie dla stóp. Obok mnie stała Rey. Posłała mi krótkie
spojrzenie i ruszyła dalej. Szybko ją dogoniłam, Ren został gdzieś w tyle. I
dobrze, niech trzyma się w cieniu.
W dole rozciągało się już tylko
szczere pole miliona ziarenek piasku. Prócz tego naszym oczom ukazały się dwie
postacie, stojące od siebie w odległości kilkunastu kroków. W wolnej, jako tako
utwardzonej przestrzeni między nimi wirowały dwa bey'e. W jednym bez problemu
rozpoznałam Nazira. Widok drugiego sprawił, że ziemia osunęła mi się spod nóg.
Dosłownie.
Ren, nie chcąc nic przegapić wdrapał
się błyskawicznie na wzgórze, ale nie zdążył wyhamować w skutek, czego cała
nasza trójka w plątaninie własnych ciał stoczyła się na pole walki.
— Efektowne wejście, Megiś!
Zdmuchnęłam włosy z twarzy, mimo że
doskonale wiedziałam, kto się ze mnie nabija. Z trudem zrzuciłam z siebie Rena
i wyplątałam swoje nogi z nóg Rey. W miarę godnie spróbowałam wstać na nogi.
Urs pomachał mi na przywitanie całkiem rozluźniony, jakby w cale właśnie nie
walczył. Z kim?
Przeniosłam wzrok na jego przeciwnika
i nie powstrzymałam głośnego jęku.
— No nie, jeszcze ty?
Jego postać przez nieskazitelnie biały
garnitur zdawała się błyszczeć anielską energią. Szkoda tylko, że ten anioł
okazał się diabłem.
— Nakane Megan, nie sądziłem, że jeszcze
cię tu spotkam.
Karma.
Urs.
A
teraz jeszcze on; normalnie gorzej być nie może!
— I vice versa, Julianie Konzern —
warknęłam i gdybym umiała sztyletować wzrokiem, blondyn leżałby już martwy z
czternastoma ranami kłutymi.
Rey zerwała się nagle z ziemi,
usłyszawszy te dwa przeklęte słowa.
— Czy ty powiedziałaś... — Twarz jej
stężniała, gdy zobaczyła byłego lidera drużyny Exalibur. Mogę się też założyć,
że pobladła. — O holender.
Destroyer i Nazír odskoczyli od siebie
i wrócili do swoich właścicieli, ale nadal przed nimi wirowali. Julianowi też
nie spodobał się widok Rey. Przymrużył oczy, a twarz wykrzywił mu grymas
zniesmaczenia, jakby właśnie zeżarł cytrynę.
— Makimoto Rey — wycedził. — Że też na
ciebie trafiłem; czy to przeznaczenie?
Rey uniosła
wyrzutnię.
— Ja się zajmę Konzernem, ty bierz
Ursa — powiedziała.
— Ej,
nie, chwila! Ustaliłyśmy, że jak obie go spotkamy, to obie skopiemy mu dupsko, razem
— przypomniałam. W skrócie dla was — Julian Konzern to nie doszły
(dzięki Bogu) narzeczony Rey. Jej rodzice próbowali kiedyś swatać Makimoto z
takim laluniem jak Julian, lecz na szczęście Rey miała w głowie nie tylko
pieniądze i w porę zerwała zaręczyny, nim stanęła na ślubnym kobiercu. A ja kiedyś
obiecałam jej, że pomogę jej skopać mu tyłek. Okazja niemal idealna.
— Okryłaś mój ród wtedy wielką plamą na
honorze, Makimoto. Masz szczęście, że nie biję dziewczyn — powiedział prześmiewczo
Konzern, jakby wiedział o czym myślę.
— Ale ja za to nie mam problemu
z biciem facetów! — odkrzyknęła i uruchomiła Seth’a.
— Nie radzę. — Za późno usłyszeliśmy
jego ostrzeżenie.
Seth
natrafił nagle na niewidzialną barierę, od której z impetem się odbił i
odleciał do tyłu, ciągnąc za sobą ogon dymu. Razem z bleyderką.
— Rey! — Dopadłam do Makimoto, która na
wpół leżała pod wzniesieniem. Zaraz dobiegł Ren, cały blady. — Cała jesteś?
— Co
to... było, do jasnej nędzy? — warknęła, wstając o własnych siłach i ignorując
moje pytanie. Była tylko trochę poobijana. Podniosła Seth’a, który został
zatrzymany.
—
Wybacz, Makimoto, ale ta walka jest zarezerwowana tylko dla wybranych —
oznajmił Konzern. Destroyer w ramach potwierdzenia zawirował szybciej.
Spojrzałam na jego prawą dłoń.
Dostałam olśnienia.
—
Kolejny wybrany — jęknęłam.
— Brawo, Megiś! — Do pogadanki
wtrącił się Urs. — Może zechcesz do nas dołączyć?
— Gdzie jest fragment? — zawołałam,
przechodząc do konkretów. Postąpiłam parę kroków w ich stronę.
— Jeszcze się nie pojawił.
— To
po wuj walczycie?!
— A widzisz, pan Konzern nie przystał
na naszą propozycję, by do nas dołączyć. — Zorientowałam się że nigdzie nie widzę
Karmy, przez co zestresowałam się jeszcze bardziej. Nigdy nie wiadomo, czy nie
zechce wbić mi noża w plecy. — Więc postanowiłem, że się go pozbędę, aby nie
psuł nam zabawy.
— Ty postanowiłeś, czy może Karma?
Rozłożył ręce.
— Grunt, że jest zabawa! — Nazír gwałtownie
wyrwał do przodu i natarł na nic niespodziewającego się Destroyera.
—
Meg? — Obejrzałam się na przyjaciółkę. Albo mi się zdawało, albo w jej oczach
dostrzegłam coś na kształt zmartwienia. — Co zamierzasz?
Zacisnęłam dłonie, powracając
wzrokiem na pole walki, gdzie chłopaki powrócili do pojedynku, jakby całkiem o
nas zapomnieli.
— Nie wiem. Nie walczyliby, stojąc w
miejscu, gdyby wiedzieli, że gdzieś tu jest fragment.
—
Możemy go poszukać. — Ren pierwszy raz zaoferował coś sensownego.
Skinęłam głową, na znak zgody.
— Może fragment gdzieś tu jest, ale
te tępaki o tym nie wiedzą. — Ściszyłam głos. — Są zbyt zajęci sobą, jak
rywalizujące jelenie. Mamy szanse dyskretnie się rozejrzeć. Dobra?
Powiodłam po nich wzrokiem; zgodzili
się bez sprzeciwu. Zresztą, innego planu nie mieliśmy. Na paluszkach
zamierzaliśmy udać się z powrotem do miasta, ale coś nam przeszkodziło.
Przynajmniej mi.
— Ne, ne, ty Megiś pobawisz się z
nami. — Nie wiedząc nawet kiedy, przede mną wyrosła postać Lancera. Nie
zdołałam nawet sięgnąć po wyrzutnię; cios tępym końcem włóczni odrzucił mnie
kilkanaście metrów wstecz, wprost pomiędzy Ursa a Juliana.
Łapczywie nabrałam nową porcję tlenu,
bo poprzednio została brutalnie wypchnięta przez uderzenie w brzuch. Kuląc się,
udało mi się wstać.
— Meg! — Ren i Rey już biegli w moją stronę, ale spotkało ich to samo co Seth’a
— wpadli na niewidzialną ścianę, doszło jakby do spięcia, wskutek czego oboje
odlecieli do tyłu.
Krzyk uwiązł mi w gardle.
— Dlaczego... oni... Nie mogą...
— Bo
nie są wybranymi — wyjaśnił Urs, nie przejmując się moją obecnością. Nie
stanowiłam dla niego zagrożenia? Spojrzałam na niego tępo, stawiając parę
kroków w tył, aby się od nich oddalić. — Spójrz w górę.
Z
trudem zadarłam głowę przez ból karku. Wpierw nic nie dostrzegła. Dopiero gdy przekrzywiłam
lekko głowę, a promienie słońca padły inaczej, coś błysnęły na nieboskłonie.
— To Klatka. Tworzy się gdy wybrani
ze sobą walczą. Nikt, oprócz naznaczonych, nie przejdzie. Oto wyjaśnienie
dlaczego twoi przyjaciele nie mogą ci pomóc. Jesteś zdana na siebie, sama.
Przypomina ci to coś, Megiś?
Nie, wcale nie widziałam przed oczami
przerażonej, pulchnej twarzyczki należącej do małej dziewczynki, którą
zamknięto na tydzień w pustym, ciemnym pokoju.
— Idźcie, dam sobie radę — zawołałam w
stronę przyjaciół.
Rey nie wyglądała na przekonaną. Wysiliłam
się na krzywy uśmiech mówiący „wychodziłyśmy z podobnych tarapatów, prawda?”
W końcu uległa, pociągnęła Rena i
pobiegła z powrotem w kierunku ruin.
— Sama na dwóch, nie za ambitnie? —
prychnął Konzern, wciskając dłonie do kieszeni spodni i zadzierając lekko
głowę. — Kiedyś nie dałaś radę nawet mi, pamiętasz?
— Dawno temu i nie prawda! Miałam wtedy
jedenaście lat i dopiero co wyszłam ze szpitala, a ty się do mnie
przypierdzieliłeś!
— Co nie zmienia faktu, że
przegrałaś.
— Ugh, zamknij się! —
Uniosłam załadowaną wyrzutnię, ucinając dyskusję. Do przegranych walk
lepiej nie wracać, chyba żeby przypomnieć sobie błędy i je naprawić. Problem w
tym, że jeszcze nigdy nie miałam „zaszczytu” walczyć z Destroyerem.
Szlag.
Coś czuję, że to będzie ciężka walka.
Rozdział napisany na spontanie, więc no, nie wiem jak tam z błędami i nooo... spadam xD
Zajmuje. Padam na twarz
OdpowiedzUsuń"Julian Konzern to nie doszły (dzięki Bogu) narzeczony Rey. "
UsuńBeta: *tui Rey* matko znam ten ból i to jak bardzo
"— Okryłaś mój ród wtedy wielką plamą na honorze, Makimoto. Masz szczęście, że nie biję dziewczyn — powiedział prześmiewczo Konzern, jakby wiedział o czym myślę.
— Ale ja za to nie mam problemu z biciem facetów! — odkrzyknęła i uruchomiła Seth’a."
Hanako:*wnerwiona na Juliana przystawia mu kosę do szyi* ta hańba będzie twoim najmniejszym problemem jeśli mnie wnerwisz lub wyrządzisz jaką kol wiek szkode Meg i Rey. Zrozumiano!!!
Beta: Rey zniszczymy trgo dupka?
" — Kolejny wybrany — jęknęłam"
Akana: no no tego się nie spodziewałam.
Miju: ooooo jakie to żałosne Konzern postanowił wziąć udział w wojnie jako nagroda pocieszenia bo jakiś rudzielec zniszczył mu karierę i nie został wybrany na legendarnego.
" — Dawno temu i nie prawda! Miałam wtedy jedenaście lat i dopiero co wyszłam ze szpitala, a ty się do mnie przypierdzieliłeś!"
Miju: to nawet ja tak nie robię. Nie atakuje się ludzi po wyjściu ze szpitala zwłaszcza jak nie stanowią zagrożenia dla świata. SSądziłam, że jako dziedzic fortuny masz więcej klasy
Beta: zakładam koalicje aty Konzernową. Trzeba wybić zarazę o tym okropnych genów. Ludzie tylko cierpią od tego lub głupieją
Ja: Beta.....
Beta: no co?
Ja: a już nic.
Rey: Eh, trauma mi do końca życia pozostanie... to co, idziemy się napić, Beta?
UsuńMeg: Nigdy nie piłaś!
Rey: Oj tam, cicha woda brzegi rwie; ty nie wiesz na co mnie stać. Ale to czekaj, wpierw skopiemy dupę Konzernowi *podwija rękawy*
Meg: *trzyma Rey za bluzę* czej, czej ja z tobą! Ale kiedy indziej bo dzisiaj nastroju nie mam
Rey: Dołożę się do tej koalicji! Ile wam tysięcy yenów potrzeba? Ile baniek?
Meg: Ej przystopuj, bo rodzice ci dostęp do kobta zamkną!
Rey: A pchij!
Kel: *siorbiąc sok* ona chyba już wcześniej popiła
Beta: jestem za. Miju idziesz z nami ?
UsuńMiju: nie dzięki
Kai:*śmieje się * słaba głowa xd
Miju:*rzuca w niego sztyletami*
Beta: Spokojnie Rey ja się dokladam i to sporo więc blokada konta nie grozi
Akana: możesz mieć racje Kell
Ja: nigdy więcej sztandaru w todze na wielkim słońcu
Nigdy więcej malowania płotu w pełnym słońcu xd to co, kupujemy ciężarówkę lodów?
UsuńRey: *ma czkwakę* no to juz dziś zakładamy tę koalicję, bo um później tym większe zagrożenie że debilizm się rozszerzy. Ale na razie *bierze Betę pod ramię* na miastooooo!
Tak. Od tej uroczystości strasznie czerwona jestem. Mama się śmiała że jakbym okulary miała to by mi się odbiły
UsuńBeta: Dwa razy nie grzeba powtarzać.
Hanako: Mrgi nadchodzi katastrofa. Co teraz?
To będzie szybkie, bo idę spać.
OdpowiedzUsuńJenn: Urs, denerwujesz mnie, spadaj do kąta, Rey nie nerwuj macicy, nikomu się nie chce przypominać o przeszłości, zwłaszcza, jak wiązała się ona z emo laską *zezuja na Mitsu, a potem Karmę* Dobra, Ren ty no comment, nerdy zazwyczaj ssą jak chodzi o umiejetnosci fizyczne. Pat daje radę, bo Alice go goni xD
Izu: *serduszko z palców*
Alice&Pat: Team jebanych shiperów
Jenn: No i przechodzimy do kurwa mojej gwiazdy tego rozdziału: Juliana! Po pierwszej, kto idzie w śnieżnobialym garniaku na PUSTYNIĘ? Ale dobra ty zawsze byłeś niedojebany. Po drugie, chwalisz się wygraną z dziewczyna, która ledwo opuściła szpital. No takie osiągniecie że ja pierdole, jakim cudem jeszcze za to Nobla nie dostałeś? Aaa, może dlatego że przegrałeś z rudym debilem, potem zgnoil cię 13- nastolatek, dołaczyłes do Ziggurata, znowu przegraleś...twoje życie to pasmo porażek, zauważyłes? po trzecie, jaka plama na honorze, dzbanie. Rey to ratowała honor swojej! I swoj! Serio laska *klepie Rey po ramieniu* dobrze, było go jeszcze kopnąć, mam wrażenie, że by mu się od tego kark skręcił. Dobra, skończylam, teraz poczekam na wypowiedź szanowanego Juliana *rozsiadła się na fotelu*
*Autorka popłakała się ze śmiechu*
Czekamy na next!
* ryczy ze śmiechu i nie może się uspokoić, a cała rodzinka zgromadzona przy stole przestaje jeść i się na nią gapi* *uspokaja się na chwilę* *znów atak padaczki*
UsuńKel: *wyciąga Nesse spod stołu i wyrzuca na balkon* To my idziemy się przewietrzyć
Meg: *sama stara się nie roześmiać* No Julek to od dawna był niedorozwinięty, więc zgadzam się ze wszystkim co Jenny przedstawiła.
Autorka: *wzglednie uspokojona sadowi się na kanapie* No wiesz, Jenn, Ren Tao z SK przeszedł przez pustynię w zimowej kurtce i szaliku, więc Julianowi do niego daleeeeko xD
Meg: *nie wytrzymuje i wypluwa sok, wybuchając śmiechem*
Kel: *wyciera sok z twarzy*
Rey: *wzdycha ciężko* a mogłam go poszczuć naszymi rottweilerami....
Meg: Nie! By jeszcze się zatruły!
Rey: W sumie fakt. Valciria~
Valca&Meg: W życiu!
Rey: Eh, no to zostaje tradycyjny łomot *podciąga rękawy*
Meg: Czekaj, ja chcę usłyszeć wypowiedź Julianka!
Julian:... Nie muszę rozmawiać z plebsem
Kel: Uuuuuuuu
Meg: *brew jej drga*
Julian: Poza tym, trzeba się jakoś prezentować nawet na pustyni
Meg: Taa, uważaj bo jakiś dromader się w tobie zabuja
Julian: Odnosząc się do punktu drugiego to ja się tylko broniłem...
Meg: Przed niespełna 11-latką!? *bliska apopleksjiji
Julian: To ty zaczęłaś mnie tłuc pięściami!
Meg: Bo prawie rozjechałeś mnie tym swoim volvo!
*30 minut później, gdy oboje zostali rozdzieleni, a zniszczeniu uległa tylko mikrofala, pies i samochód*
Julian; Nie no nie całkowite pasmo porażek; mam cztery wille, osiem apartamentów, dwanaście prywatnych samolotów...
Rey: Proszę wybaczyć, ale moja cierpliwość właśnie wypierdzieliła w kosmos. Sethooos
*Juliana przykrywa tona piasku, ale przedtem dostaje pięknego sierpowego w nos*
Meg: *tarza się po ziemi ze śmiechu* Przed tym to nawet diabeł się nie obroni xD *atakiem śmiechu zaraża Nesse*
Kel: Taa, pisanie rozdziału po malowaniu płota było błędem, wielkim błędem.
Nawdychałam się farby, khyyy xd
*wypompowana z energii, zasypia w otoczeniu gromadki psów*
Meg: Brawo Jenny, Angel, odgoniłyści morderczy nastrój Nessy!
Kel: Ciekawe na jak długo
Meg: Dopóki nie minie na korytarzu wujostwa. Jak bd nam sie nudzić na imprezie, a będzie nudzić, zabierzemy się za kom do Jenn, ale moze on się pojawić w czesciach xD
Cya! ♡♡♡
"Julian:... Nie muszę rozmawiać z plebsem "
UsuńJenn: *ryczy ze śmiechu* XDDD Ty tak na poważnie? *ociera niewidzialne łezki z kącików oczu* Ten tekst był modny 3 lata temu, podobno jesteś taki mądry i światowy, a tego nie wiesz?
Izu: W garniaku na 30+ stopni? Ojej, ale musiało od ciebie jechać >.< *zatyka nos*
Patrick: Co ty "szlachta" *robi cudzysłów palcami* Nie śmierdzi.
Jenn: Zaatakowała mnie 11-letnia dziewczynka XDD Słodki Lucyferze, ty byś chyba dostał padaczki na widok pawia xDD
"Nie no nie całkowite pasmo porażek; mam cztery wille, osiem apartamentów, dwanaście prywatnych samolotów..."
Jenn: Twoi rodzice nie ty, dzbanie. Ty nawet nie pracujesz. Poza tym o ile dobrze pamiętam, to zbankrutowaliście w 2 sezonie. Czyżbyś wreszcie się mnie posłuchał i został transem w nocnych klubach. Bo niektórzy dżentelmeni lubią, hm, inne rzeczy~
Blaise: Złamanego gorsza bym za niego nie dał
Jenn: Ale istnieją ślepi i upośledzeni milionerzy
Meg: Julianek pomylił czasy. MIAŁES to wszystko a teraz popylasz w jednym białym garniaku
UsuńRey; Ciekawe czy go pierze...
Meg:... *zrobiło jej się nie dobrze* Izu, inwestujemy w maski gazowe!
*popyla po wsi i szuka dwóch jorków* Leonardo, Leandro, Leoś czy huk jak się tam nazywasz, do nogi!
Kelly: Ciebie nawet twoje psy się nie słuchają a co dopiero cudze
Japa! Hiro umie dwie komendy!
Kelly: Stój i jedz?
Nie... tego drugiego to nawet nie umie T^T
Kelly: Do widzisz
Nie dobijaj mnie dzisiaj!