Tak,
to zdecydowanie będzie ciężka walka.
Z piskiem rzuciłam się na ziemię, podczas
gdy Valciria wybiła się w niebo, ratując się przed wgnieceniem w ziemię przez
Destroyera, a ja przed rozpędzonym kamieniem, któremu bardzo zależało na
sprawdzeniu, co mam w głowie. Jednak Nazír nie zamierzał szybko odpuszczać;
wyhaczył swoją szansę i zaatakował w powietrzu, strącając Valcę z powrotem na
utwardzoną nawierzchnię, jaką stanowiły kamienne płyty.
Nie polecam nikomu walki jeden na dwóch,
zwłaszcza, gdy to ty jesteś tym, który walczy sam, a twoimi przeciwnikami jest
dwóch pacanów.
— Zasłona dymna!
Dzięki wyprowadzonej defensywie skryłam
się za najbliższą stertą gruzu. Miałam parę chwil na pozbieranie godności i
podsumowanie jak mi idzie. Jednym słowem — fatalnie. Nie sądziłam, że
przytrzymanie tych palantów będzie aż tak trudne. Nie sądziłam, że jestem aż
tak beznadziejna.
— Nie ukrywaj się, Megiś!
Westchnęłam z politowaniem,
zgadzając się ze stwierdzeniem Valci, że po kwadransie oboje mamy już ich dość.
A nie zanosiło się, żeby miałyśmy wygrać.
Ostrożnie wychyliłam się z ukrycia,
oceniając sytuację.
Nazír przeciął obłok, ale tym
razem Valca się go spodziewała, więc dzielnie stawiła opór, by w końcu
odepchnąć rywala. Znowu każdy bey wirował przy właścicielu; gdyby połączyć nas
liniami tworzylibyśmy trójka równoboczny, tyle że ja byłabym wierzchołkiem.
Trójkąta Bermudzkiego. Powiodłam wzrokiem po chłopakach. Urs jak zwykle
wyglądał jakby miał wywalone na cały świat i życie, natomiast Konzern zdawał
się zaraz pęknąć. Oho, czyżby garnitur za bardzo go dusił? Szkoda, że nie
przyszedł w zimowej kurtce i szaliku!
Otarłam pot z czoła. Prażące słońce nie
pomagało w utrzymaniu formy. Jak nie walka to pogadanka.
— Konzern, po co ci to? — zagaiłam
najbardziej wyluzowanym tonem, na jak było mnie stać.
Zmarszczył brwi.
— Po co ci walczyć? Myślałam, że
porzuciłeś Beyblade.
Uśmiechnął się pół gębkiem.
— Powiedzmy, że ostatnimi czasy nic
się nie działo, a ja potrzebowałem oderwania się od nudnego życia.
— No tak, życie bogacza jest baaardzo
nudne — wtrącił Urs, szukając skazy na swoich
paznokciach. — Tak samo jak nudne pogadanki! — Spodziewałam
się, że przepuści nagły atak, dlatego byłam na to gotowa — Valciria odtrąciła
Lancera ogonem.
Ale Konzern żył w błogiej nieświadomości,
aż do czasu, gdy Rycerz omal nie stracił ramienia.
Destroyer ledwo ledwo uniknął
ostrza Nazira.
— Ty idioto! — ryknął Julian, osłaniając oczy
przed chmurą piasku, jaka wznieciła się po uderzeniu bestii o ziemię. Nie
powiem, jego reakcja troszkę mnie rozśmieszyła.
— Nie przejmuj się Julek, w końcu i tak
nie jesteś już bogaczem — prychnęłam i w miarę zwinie odskoczyłam przed falą
energii od Destroyera. Drugą porcję przyjęła na siebie Valciria.
— No coś ty, blondasku, chyba nie
myślałeś, że zapomniałem jak obraziłeś moją szefową — zaśmiał się Urs
i przekrzywił lekko głowę. Nawet z dziesięciu metrów zarejestrowałam
charakterystyczny błysk w jego oczach. Odruchowo cofnęłam się o krok. Konzern,
bój się. — Wybacz na chwilkę, Megiś, muszę nadrobić ten kwadrans,
który straciłem na ciebie.
Splotłam ręce na piersiach, prychając. No
tak, jak zwykle potrafił mnie obrazić przy każdej okazji.
Nazír zakręcił włócznią nad
głową; słońce rzuciło na ziemię brodowe refleksy. Z niemym okrzykiem nastawił
broń i rzucił się do przodu; nie miał już żadnych oporów i zahamowani, stał się
kopią swojego właściciela. Destroyer sparował atak lśniącym, purpurowym
mieczem. Julian jest mistrzem Rycerza, trzeba to zapamiętać, jak i to, że znam
już trzech z moich wrogów. Dopiero chwilkę później, po tym jak Destroyer nagle przybrał na sile, zdałam też sobie inną sprawę
— Destroyer był typem dwurotacyjnym.
Nim się wtrąciłam, silny podmuch
zmieszany z drobinkami piasku smagnął mi boleśnie twarz. Nazír i Destroyer, co
rusz krzyżowali bronie, a ich właściciele ciskali w siebie nie miłymi
epitetami. Konzerm jednak zdawał się być za spokojny, jak na jego nieokiełznany
charakter i fakt, że pot pewnie spływał mu po miejscu, gdzie plecy kończą swą
szlachetną nazwę. No, Meg, przypomnij sobie walki Exalibura w zawodach. Jaki
był Konzern? Nudny, nadęty... To też, ale jeszcze przebiegły, znowu nadęty,
nieuczciwy... Tak, to ostatnie przede wszystkim!
Destroyer nie był „naturalnym” bey'em;
ludzie Konzerna stworzyli go na wzór LDrago, co oznaczało, że prócz prawej
rotacji posiadał też lewą, zakazaną. Lecz tylko jednej bey powinien mieć
zakazaną rotację, tylko jeden, a Destroyer na pewno nim nie był.
A Julian Konzern doskonale
wiedział, jak wykorzystać dwie rotacje. Jak podczas walki z młodym
Hagane.
— Urs, lepiej żebyś...!
Moje
słowa pochłonął zgiełk; przebił się tylko krzyk Konzerna, nakazujący zmianę
rotacji. Szlag, po raz drugi.
Zaparłam się mocniej nogami, dzięki czemu
nie odleciałam do tyłu. W dłoni Destroyera pojawił się drugi miecz, który
złączył z pierwszym, w skutek czego powstała wielka wykałaczka. Tego jeszcze
nie widziałam.
— Potęga Avalonu!
Krzyk uwiązł mi w gardle, gdy
widziałam, jak Nazír zostaje pchnięty w nok i odrzucony dobre kilkadziesiąt
metrów za Ursa. Rozdziawiłam szczękę. Urs tak prosto przegrał? Nie widziałam
nigdzie Nazira, ani Ursa; atak Konzerna wzniecił gęsty dym.
— Podoba ci się dwurotacyjna potęga,
Megan? — Konzern zwrócił się w moją stronę, a Destroyer, ostrze
miecza na Valcirię, która chwilkę temu powróciła do krążka, by oszczędzać
energię.
Szybko się otrząsnęłam.
— Nie—masz —prawa używać lewej
rotacji! — Mój wrzask pokrył się z rykiem powstającej smoczycy.
Valciria w pełnej odsłonie nachyliła pysk w stronę rycerza i rozłożył skrzydła.
— Twoja technika jest niczym w
porównaniu do mocy Ryugi! Jesteś zerem, Konzern!
Wiedziałam, że temat Kishatu ugodzi w
czułą strunę Juliana. Konzern ściągnął brwi w groźnym grymasie, jego twarz
stężniała. Bardzo dobrze.
— Destroyer — wysyczał.
— Valca. Zmieć go.
Mogłam użyć tylko jednego ataku
do sparowania miecza.
Jadeitowe ostrza przecięły powietrze,
gdy Valciria wzbiła się w górę. Z sykiem opadły na Destroyera. Zdołał
zablokować połowę, pozostałe oplotły się wokół jego kostek. Na dany znak,
smoczyca gwałtownie zamachnęła się do tyłu, a rycerz gruchnął z łoskotem o
ziemię. Jednak przed wbiciem jednego w krtań rycerza, powstrzymał mnie
najbardziej irytujący odgłos świata:
— O tak, oto
chodziło! — Destroyer, leżące w dalszym ciągu plecami na ziemi, ledwo
odepchnął atak włóczni.
— U-urs!? — wydukałam. — Czy
ciebie nie da się normalnie zabić?!
Szarowłosy oblizał krew ze
swojej wargi i zgrabnie wstał. Otrzepał koszulę i poprawił kołnierzyk. Nazir
nawet nie miał draśnięcia na biodrze. Inna sprawa — pod stopami falowała mu
czarna mgła.
— Nie — odparł na moje
pytanie, uśmiechając się głupio, nie pasująco do sytuacji. — A tak w
ogóle, tak się mną przejęłaś, że nasz król Arthur zaraz się uwolni.
— C-c...
Faktycznie, Destroyer jednym ruchem
miecza przeciął łańcuchy i od razu ruszył z kontrofensywą. Valciria czmychnęła
w niebo, unikając odcięcia ogona.
— Zdecyduj się, po której stronie
jesteś! — warknęłam do Ursa, pilnując, aby Valciria nie została
dźgnięta.
Urs uniósł jeden palec w górę.
— Czekaj, muszę się odegrać, tak wypada z
grzeczności.
— Od kiedy stosujesz zasady kurtuazji!?
Zignorował moje pytanie, zbyt zajęty
wyżywaniem się na Konzernie. I — muszę przyznać — byłam pod wrażeniem.
— No, blondasku, pozwolę ci ujrzeć chociaż
zalążek mojej mocy. — Pierwszy raz od początku walki z jego głosu zniknęła odwieczna kpina a
pojawiła się… powaga? Nie, nie! Raczej — przerażające opanowanie. Zmarszczyłam
brwi. Tylko raz go takiego widziałam, w Ośrodku, gdy sam zniszczył cały sprzęt
ćwiczebny i wyburzył stu metrową ścianę w hali treningowej, gdy gonił jakiegoś
chłopaka, który nadepnął mu na odcisk.
— Daymou Nazir, Virtus Lance!
Nie miałam pojęcia co oznacza kolejny
starożytny atak, ale prędko się domyśliłam. Włócznia w dłoni Lancera zalśniła
złowrogo, a ostrze wydłużyło się, tworząc teraz coś na kształt halabardy. Gdy
Urs zacisnął pięść, Nazir przypuścił atak.
Wszystko podziało się tak błyskawicznie,
że zarejestrowałam jedynie jak ostrze włóczni ryje w piersi rycerza długą
linię, a siła odrzuca go wstecz. Destroyer skrył się w chmurze pyłu.
— Po której jestem stronie, hm? — spytał
cicho Urs, mocno się nad tym zastanawiając. Odwrócił się w moją stronę. — Po swojej. A ty, Megan, dlaczego
walczysz w tej Wojnie?
Jego pytanie sprawiło, że zamarłam i
przeniosłam na niego wzrok, zaprzestając szukać Konzerna (przybrałam nadzieję,
że się udusił (albo jakiś demon go zjadł)). Nie ocknęłam się nawet, gdy
Valciria została stratowana i gruchnęła o ziemie, wracając do bey'a; na
szczęście w dalszym ciągu wirowała. Gdy bey i bleyder przegrają, ich dusze
trafiają do Velvederu, gdzie coś się nimi syci — przypomniała sobie słowa Rena. Nie chcę
przegrać, bo walczę... Walczę o... Walczę dla...
— Ja... Ja...
— Tak jak
myślałem — westchnął Urs, przykładając palce do czoła. — W
dalszym ciągu nie wiesz, co jest twoim życzeniem. Nazír, zakończ tę
farsę.
Meg: Jenny *z miską pop cornu* słucham cię
Żyję, żyję! Rozdział spóźniony tylko o 4 minuty xD jak go trochę pozmieniałam to mi się przestał podobać... eh, dobra, trzeba się przyszykowac na jutro *układa poduszkę* w ogóle dodałam jedną postać do postaci 2planowych, bo stwierdziłam, że jakoś muszę rozwiązac pewną kwestię i tak jakoś wyszło, że narodziło się nowe dziecko xD
*w końcu przylecieli, bo Autorka ogarnęła nieco deprę*
OdpowiedzUsuńJenn: Woo, Roszpunko aleś się nawalczył. Całe dziesięć minut, najdłuższy pojedynek w twoim życiu, co? A i weź nie obrażaj lewoskrętnej rotacji, Ryuga chociaż umiał jej używać, a ty to...no no comment, weź idź graj na pianinko. Urs, mordeczko, bo ty pierdolnięty jesteś i pewnie masz tam jakieś noże. Mogę ci nawet zapłacić, nie swoimi pieniędzmi rzecz jasna, ale weź też go przebij. deal? Bo serio tak go oglądam i mam ochotę go wysłać na eutanazję. Oj czemu aborcja nie jest legalna do 18 roku życia? A i Megi, demony nie jedzą ludzi, nie są oni tego warci. A tonie Urs co? Wahania nastrojów jak u szefowej?
Krótko, ale jest Xd
Czekamy na next!
*od rana jest dziewnie spokojna*
UsuńMeg: *zastanawia się czy zacząć się martwić czy dać jej jeszcze trochę czasu*
Kel: *wygina na kolanie łyżeczkę * jak pozwolimy jej tak siedzieć i wgapiac się w ścianę to zapadbie nam na jakąś depresję
Meg: A ona już jej nie ma? O.o *obrywa łyżeczką * Eh no dobra to idź po lody i czekoladę a ja zajmę się opowiedzią, która przez niedyspozycje Nessy będzie chaotyczna i bez ładu
Kel: a kiedy one mają ład i skład? *wychodzi do sklepu*
Meg: *zamyślona mordka* hm, a tam w Piekle nie ma jakiś ładnych, ludożwrnych stwozknek które Konzern mógłby zaadaptować?
Julian: I gdzie j mam ci takie gówno trzymać?!
Meg: Nie ty będziesz je trzymał ale one ciebie c: w brzuszku
Urs: No popatrz, Megiś, w przeciwieństwie do cidbie ktoś mnie kocha
Meg: Bo jesteś potrzebny >>
*przenosi wzrok z ściany na pustą kartkę *
Meg: Ruszyła się, jest postęp!
Muszę napisać coś depresyjnego. Tak. To będzie najlepsze lekartswo
Kel: *rzuca jej pudełko lodów przed nos* skończ Upadłych, onj mieli mieć dolujace zakończenie
*zerka na zaczęty nagłówek* może to nie taki zły pomysł...
Kel: przecie żartowałam! Matulu, ja nie wiem jak ty przeżyjesz jutrzejszy polski
Zginę heroiczną śmiercią ~^~
Meg: Dobra, spadamy! *zastanawia się gdzie ukryć Nesse* spoko Angel, zaraz palnę ją czymś twardym w łeb i się ogarnie
Nie :* *puszcza rocka i ma cały świat w odwloku* - a pierwsza piosenka w playliscie: z K, Totsuki- kuź.... nia
Zajmuję
OdpowiedzUsuń