To, co działo
się potem trudno opisać, nie zażywszy dożylnie melisy.
Karma
zniknęła wraz z Renem, a w tym samym momencie stwór rzucił się w naszym
kierunku, obnażając ostre kły. Obie pisnęłyśmy z przerażenia, nie
zdążyłyśmy nawet wyciągnąć wyrzutni, gdy stało się, co się stało.
W duchu już
żegnałam się z życiem, bo z doświadczenia wiedziałam, że moja zdolność
odpychania mrocznej mocy nie działa na te stwory. Lecz nie miałyśmy tak umrzeć.
Poczwara
naprężyła mięśnie i wybiła się w górę, rozwierając szczękę, aby na raz odciąć
nam głowy.
I w tym
momencie coś błysnęło, coś zazgrzytało, coś zawyło z bólu.
Nasz wzrok
dopiero po chwili przyzwyczaił się do aury, jaką roztaczała stojąca przed nami
postać. Zmierzyłam ją od stóp do głów, walcząc z nurzącym zmęczeniem, jakie
dawało mi się we znaki. Poczułam na talii palce Rey; dzięki niej się nie
przewróciłam i mogłam ujrzeć zjawisko.
Długie,
zgrabne nogi odziane w wysokie buty wojskowe na niewielkim obcasie. Szczupły
tułów opinała lśniąca srebrna zbroja; przez plecy przebiegała pochwa z
niespotykanym, purpurowym ostrzem. Nad wyraz długie włosy miały odcień jasnego
blondu; były związane w ciasny warkocz, sięgający prawie ziemi. Nie widziałyśmy
twarzy; stała do nas tyłem.
Przechyliłam
się lekko w bok, a Rey razem ze mną.
Po jej
mieczu, który ściskała oburącz spływała ciemna, czarna krew, wydostająca
się z pyska stwora, w które wbito ostrze.
Zwymiotowałabym,
gdybym coś miała w żołądku.
Postać
zdawała się nie być materialna; promienie słońca przechodziły przez nią na
wskroś. Jak u naszych Bestii.
Poczwara
upadła na ziemię, brodząc we własnej krwi. Po chwili zaczęła zanikać, ale nie
tak jak w moim przypadku — tutaj chyba
zniknęła na amen.
Poczułam lekkie
drgawki; myślałam, że to Rey dygocze ze strachu, ale gdy spojrzałam na swoje
ręce, okazało się, że to one trzęsą się jak galareta. Zacisnęłam pięści i
wbiłam lekko zamglony wzrok w postać kobiety.
Ta, jakby
wiedząc, że o niej mowa odwróciła się w naszą stronę. Nadal nie mogłam
odszyfrować twarzy; bordowa płachta opadała na oblicze, co mnie zirytowało.
— Kim ty do chole...
— Nie dokończyła,
ponieważ nagle fala zmęczenia zalała cały umysł. Nie tyle, co zemdlałam, a
zasnęłam. Ostatnim, co zapadło mi w pamięć był dym, który pozostał po
zjawie.
Może w ogóle
jej tam nie było?
Tak, to tylko
wymysł mojej wyobraźni. Tak…
♧~♧~♧
Narrator
Rey po kilku
minutach wpatrywania się w spokojne oblicze przyjaciółki, dostała olśnienia, że
wypadałoby wrócić do hotelu. Jej komórkę zniszczyła Karma jednym strzałem
mrocznej energii, więc odszukała smarfona Meg i odblokowała ekran, dziękując
Bogu, że znała hasło. Wybrała pierwszy kontakt z listy numerów.
I tak po
kilkudziesięciu minutach Rey trzymała Meg pod jedno ramię, a Kyoya Tategami pod
drugie, i tak zamierzali jak najszybciej przebyć hotelowe lobby. Niestety
recepcjonistka okazała się mieć oczy dookoła głowy. Uniosła wysoko brwi i
rozwarła szeroko oczy.
— Dzwonić po karetkę? — spytała, sięgając po słuchawkę od
telefonu.
Makimoto
szybko pokręciła głową, gdy zatrzymali się przy windzie. Kyoya uparcie naciskał czerwony przycisk.
— Koleżanka się trochę schlała, to
wszystko. — I aby uniknąć dalszych
pytań, wskoczyli do windy.
Potem tak
samo musieli się tłumaczyć przed spotkanymi na korytarzu gośćmi, którzy rzucali
im to nie przychylne, a to pytające i zaniepokojone spojrzenia. Po doczłapaniu
się do pokoju, ostrożnie ułożyli na wpół przypomną Meg na jej łóżku, i dopiero
wtedy pozwolili sobie na głęboki oddech.
— Dobra, a teraz wyjaśnisz mi, do jasnej nędzy, co tu się odwaliło? — spytał Kyoya, wbijając wzrok w plecy
Reyano, gdy ta usiadła na krześle obok łóżka przyjaciółki. Nie uśmiechało mu
się, że wyciągnięto go z domu akurat, gdy miał się zdrzemnąć przed robotą, ani
to, że musiał zużyć cenne litry paliwa w swoim starym minivanie.
— Za długo by gadać — wymamrotała Rey, nie racząc go
spojrzeniem. — Potem ci wyjaśnimy, a teraz możesz iść, ok?
Zamierzał z tego skorzystać,
jednak z drugiej strony niesamowicie ciekawiło go, co takiego stało się na
pustyni, że Megan wróciła stamtąd lewo żywa, z krwawiącym nadgarstkiem, którym
teraz zajęła się Rey, zauważając plamę na pościeli.
— Straciła fragment, mam rację? — Cisza, jaka mu odpowiedziała, utwierdziła
go w tym przekonaniu. Westchnął ciężko, opierając się o framugę drzwi. — Wiedziałem, że spartoli — mruknął, wbijając wzrok w okno. — Nigdy nie potrafi dociągnąć misji do
końca; nie wiem, kto wybrał ją do tej "Wojny"...
— Nie mów tak o niej! — syknęła Makimoto, zrywając się z miejsca.
Wycelowała w Kyoyę oskarżycielsko palec, który nadal lekko drżał od nadmiaru przeżyć.
— Nawet nie wiesz jak walczyła o ten
zasrany fragment; była gotowa stracić rękę, aby go zdobyć. Miała go, miała, ale
ja i Ren zostaliśmy złapani i ona chciała go wymienić za nas i... — Rey złapała się za głowę, zaciskając usta
i powstrzymując bezładny potok słów. — Boże, co my tu robimy...
— Witamy w piekle. A w ogóle — Kyoya rozejrzał się po pomieszczeniu — gdzie wasz ciapowaty koleżka?
Rey znowu zasiadła na krześle, po
czym ponownie wstała i zaczęła chodzić po pokoju, nerwowa drapiąc się w
ramię.
— Nie ma go, jak widzisz — odparła, nie mogąc powstrzymać
zgryźliwego tonu. — No, ta wiedźma zabrała go ze
sobą!
— To nie wróżę mu różowej przyszłości.
— Możesz przestać! — nie powstrzymała się od krzyku. — Ugh, jaki z ciebie egoista! Nie wiesz, że
jak przegramy to cały świat pójdzie się je... walić?
Tategami wzruszył ramionami.
— Chyba nie pierwszy raz, no nie?
Rey miała wielką ochotę w niego
czymś rzucić, ale powstrzymała ją Meg, która niespokojnie zaczęła się wiercić.
— Idź już - syknęła do Kyoyi. - Nic tu po tobie.
— Nie to nie, ale jak Nakane się ocknie to przekaż jej, że przestałem w nią
wierzyć.
— Vete al diablo! — wrzasnęła za nim, gdy zniknął za drzwiami, po czym odetchnęła głęboko,
próbując opanować emocje. Będzie dobrze, będzie dobrze...
Gówno będzie dobrze!
Meg
Nim otworzyłam oczy minęła
dłuższa chwila, bo dwa głosy — kobiecy i męski — przestały się kłócić, a w pokoju
zapanowała głucha cisza, nie licząc miarowego tupania nogą o podłogę. Było dość
irytujące, więc otworzyłam jedno oko, by spostrzec zmizerniałą twarz Rey, która
obgryzała paznokcie. Chwyciłam leżąca obok mnie poduszkę i cisnęłam nią w Makimoto.
Rey ocknęła się jak wyrwana z
transu.
— Co, gdzie... O, wróciłaś! — ucieszyła się, pochylając do przodu.
Jednym ruchem przysłoniła zmartwienie szerokim uśmiechem.
— Na długo odleciałam?
— Raptem parę minut, nie dużo cię ominęło.
Pokiwałam głową i wsparłam się na
łokciach z zamiarem wstania, ale silne ręce Reyano z powrotem położyły mnie na
łopatki.
— Ugh, serio, mam leżeć jak po ciężkiej chorobie? — fuknęłam, zrzucając z siebie kołdrę, bo
zdecydowanie było mi za gorąco.
— Tak na wszelki wypadek. Przynieść ci coś do picia, jedzenia?
— Jak mnie tu sama zaciągnęłaś? — spytałam, zamiast odpowiedzieć na jej pytanie.
Zamarła
w progu.
— Wkurzysz się jak ci powiem?
— Mów.
— Ale nie denerwuj się, dobra? Zadzwoniłam po Kyoyę...
— Po Simbę?! Ale po wuj?! — Zerwałam się do siadu.
— Wiedziałam, że się zdenerwujesz!
Wzdrygnęłam się.
— Ble, zielone coś mnie dotykało...fuj! — Chciałam zerwać się na nogi by pobiec pod prysznic, ale ruch był
zbyt gwałtowny, więc z powrotem wylądowałam na materacu. — Szlag by to wszystko...
Dopiero gdy spojrzałam na
zabandażowany nadgarstek przypomniałam sobie, czemu jestem w pokoju hotelowym a
nie na pustyni. Zacisnęłam dłoń na spodenkach. Brawo, Meg, znowu przegrałaś. Straciłaś fragment, a
dodatkowo...
— Gdzie Ren?! — wypaliłam, stając na nogi,
ignorując ból głowy.
Rey skubała skórki od paznokci,
nie mogąc się ruszyć z miejsca. Unikała mojego wzroku, więc mogłam się
domyślić, że nic sobie nie ubzdurałam i Rena faktycznie zabrała Karma.
— Szlag. Szlag, szlag, szlag, szlaaaag! — Wydarłam się tak mocno, że sąsiad zastukał czymś ciężkim w ścianę. — Czego?! — wrzasnęłam do tapety.
— Meg. Meg, siadaj. — Rey siłą usadziła mnie na materacu.
— Słuchaj, to wszystko to
nie...
— Powiedz tylko, że to nie moja wina, a obiecuję, że ci coś zrobię — wtrąciłam, grożąc jej palcem. Niezbyt mi
to wyszło, bo cała ręką mi drżała. Schowałam dłonie pomiędzy kolana.
— Jakoś to odkręcimy — odezwała się po chwili Makimoto,
próbując się uśmiechnąć na zachętę.
Przeniosłam
wzrok na okno. Niebo było irytująco błękitne.
— Chcesz posłuchać pewniej historii? — zapytałam nagle. — Historii o dziewczynce,
która nie powinna się urodzić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz