~ Angel, masz te moje rozdziały, kończ swój xD Kruk, masz te moje rozdziały i zabierz się za swój, bo nie będzie fanartów!
Ogólnie to Nie wiem czy się cieszycie czy nie, ale zrobiłam ten mini maraton, aby jakoś zadośćuczynić za te dwa miesiące nieobecności ^^" Enjoy!~
Zamknęłam usta. Zrezygnowałam z dalszego kontynuowania swojego życiorysu, bo stwierdziłam, że po godzinie starczy. Mi zaschło w gardle, a Rey wsparła głowę na dłoniach i siedziała tak od godziny, odkąd zaczęłam opowiadać. Nie potrzebne były żadne słowa; obie wolałyśmy posiedzieć w milczeniu i pomyśleć.
Ja myślałam, że po wyrzuceniu z siebie wszystkiego, co leżało mi na wątrobie, moja dusza wreszcie odbije się od dna, a ja poczuję się jakoś, nie wiem, lepiej, lżej, lecz niestety żadnej zmiany nie odczułam. Jedyne, co mi bardziej doskwierało to coraz większy wstyd za to, że byłam tak uparta i nie powiedziałam wcześniej Rey całej prawdy o sobie.
Ja myślałam, że po wyrzuceniu z siebie wszystkiego, co leżało mi na wątrobie, moja dusza wreszcie odbije się od dna, a ja poczuję się jakoś, nie wiem, lepiej, lżej, lecz niestety żadnej zmiany nie odczułam. Jedyne, co mi bardziej doskwierało to coraz większy wstyd za to, że byłam tak uparta i nie powiedziałam wcześniej Rey całej prawdy o sobie.
— Mogę już wstać? — odezwałam się, a w zasadzie jęknęłam, czując, że ciało zdrętwiało mi od długiego
siedzenia.
— Jeszcze nie — odpowiedziała Rey i zabrała się za czyszczenie face boltu Setha, by zająć czymś ręce. — Poleżysz jeszcze dwie godziny, dla pewności, że po wstaniu nie zemdlejesz.
— Mogę chociaż zająć się bey'em? — poprosiłam, ściągając dłoń z oczu.
Zrobiłam maślane oczka. — Proszę? Valcirię pewnie szlag trafia, że jest
cała umorusana i wszędzie ma piasek.
Rey
raczyła na mnie spojrzeć. Zastanowiła się dłuższą chwilę, po czym podniosła się
z krzesła, odkładając Setha na biurko. Wzięła jedną z większych poduszek
i oparła o ścianę.
— Nie jestem ranna, dam sobie radę — zapewniłam najbardziej miłym tonem na jaki
było mnie w tamtej chwili stać, widząc, że Rey chce mnie jeszcze posadzić.
Zamarła
i spojrzała na mnie.
— Poradzę sobie — powtórzyłam. — Ty dzisiaj i tak dostatecznie dużo dla mnie
zrobiłaś.
Speszyła
się — świadczyły o tym zaróżowione poliki — i wycofała się.
— Ale Valcę i jakąś szmatkę możesz podać — dodałam, aby czuła się potrzebna.
— Ale Valcę i jakąś szmatkę możesz podać — dodałam, aby czuła się potrzebna.
Uśmiechnęła
się lekko i zniknęła w łazience.
Zgarbiłam
się. Odnosiłam nie miłe (i bardzo bolesne) wrażenie, że to co się wydarzyło
dwie godziny temu postawiło między nami pokaźny mur. Który z każdą następną
walką mógł rosnąć i rosnąć. Ta maskarada nie skończy się dla nas dobrze.
Rey
podała mi wilgotną ścierkę i Valcirię. Podziękowałam, usadziłam się wygodniej,
opierając plecami o ścianę i poduszkę, i przetarłam face bolt. Po czym ręką
odmówiła mi posłuszeństwa.
Wszystko
wróciło ze zdwojoną mocą. Spotkanie Karmy, Konzern, fragment, utrata fragmentu,
porwanie Rena... Przebolałabym wszystko, tylko nie to ostatnie. Czym Ren im
zawinił, że też jego porwali? Przecież on nawet nie był groźny! Już prędzej
stawiałabym że uprowadzą Rey, ale Hisama... I to jeszcze przeze mnie.
Wiedziałam, że to jest niebezpieczne, a jednak pozwoliłam mu pójść. Powinnam
kazać mu kategorycznie zostać w hotelu i zakazać wyszczubiać z tamtąd nosa,
dopóki nie wrócimy. Ale nie zrobiłam tego. Musiałam teraz za to cierpieć.
"Smutek,
gorycz i rozczarowanie będą ceną, jaką przyjdzie ci zapłacić za to, kim jesteś
i co czynisz."
Zamrugałam
kilka razy, wypędzając z głowy słowa Ichina, którymi tak często mnie raczył po
każdym treningu, gdy wciskałam się w kąt i wylewałam wodospad słonych łez.
Nigdy nie był dobry w pocieszaniu; jedynie w dobijaniu.
Zaczęłam
energicznie czyścić energy ring z kurzu. Za każdym razem gdy patrzyłam na
Valcirię i pozwalałam za bardzo dryfować swoim myślom, powracały momenty spotkania
z Karmą ("Kwiaty, które żyły w ciemnościach mogą być spokojne tylko w
ciemnościach"). Irytujący wyraz twarzy i ton Ursa ("A ty, dlaczego
bierzesz udział w tej Wojnie?"). I na koniec nagły ubytek w energii, zwidy
jakiejś kobiety, która już kiedyś przewijała się w moich myślach.
Wyprostowałam
się.
— Rey? — spytałam, a skupiwszy jej uwagę dodałam: — Ta kobieta to był sen czy
jawa?
Zacisnęła
usta w bladą linię, spuszczając wzrok.
— Nie wiem na pewno, lecz... Lecz ona wydawała się nie być materialna i... Megi?
Meg!
Upuściłam
szmatkę na pościel, a drugą dłoń zacisnęłam kurczowo na Valcirii. Wolną rękę
zacisnęłam na materiale koszulki, która powoli robiła się mokra od potu. Nie
mogłam złapać oddechu, a kujący ból w sercu nie pomagał w tej sytuacji.
— Meg, nie idź w stronę światła!
Pokręciłam
głową, dając Rey do zrozumienia, że nie jest tam źle jak wygląda i nigdzie się
nie wybieram. Już raz zdażyło mi się coś podobnego, lecz przez tępy ból w
czaszce nie mogłam sobie szybko przypomnieć kiedy dokładnie to miało miejsce.
Nie w Ośrodku; takie ból to za niski próg. W, w, w... Podczas, podczas...
Miałam tak samo gdy...
Gdy
Kagutsu stanęło w ogniu.
♧
♧
Dziewczynka
stanęła przed swoim domem. Zamglonym wzrokiem patrzyła jak ogień trawi
zgliszcza, trzeszcząc i sycząc. Z oczu wypłynęło jej wpierw kilka łezek, sine
usta poruszały się bezdźwięcznie. Po chwili kilka kropel przerodziło się w
wodospad, spływający po krągłych policzkach, a z gardła wydarł się głośny
wrzask. Upadła na kolana, łapiąc się za krótkie włosy i wyrywając je. Nie
przestawała krzyczeć i płakać jednocześnie. Stała tuż pod zadaszeniem i nie
była w stanie spostrzec, że belka główna, pęka, pokonana przez ogień, by
przełamać się ostatecznie. Duży fragment dachu runął w dół.
Dziewczynka
zdążyła jedynie spojrzeć w górę, nim wzrok zaćmił ostry ból, wypływający z
serca i rozchodzący się po całym ciele. Nie dawał jej złapać oddechu,
wewnętrzny ogień zaczął i ją trawić.
Chwila
katorgi gwałtownie się urwała, nim dach pogrzebał dziecko. Niewidzialna siła
odrzuciła je w bok, ratując przez rychłą śmiercią.
Dziewczynka
rozchyliła powieki. Leżąc na plecach zobaczyła bordowe i szare od dymu niebo.
Wyciągnęła chudą rączkę do góry. Lecz nie być odpędzi chmury, lecz by dotknąć
twarzy, która się nad nią nachylała. Czerwony materiał zdawał się być
ufarbowany krwią, falował na wietrze, tak jak jasne włosy.
— Jesteś... Aniołem? — spytała, nim straciła na chwilę przytomność.
*
Wszystko
się zamazało, pokój rozpadł jak kryształ, nim wróciłam do siebie. Zamrugałam kilka
razy by skupić wzrok na bladej twarzy Rey.
— Jest w porzo! — zapewniłam przekonująco, unosząc kciuka w górę.
— W
porzo?! — powtórzyła. — Prawie znowu zemdlałaś!
Machnęłam
lekceważąco ręką i spojrzałam na dłoń, tą samą, co dziesięć lat temu chciała dotknąć
gładkiej twarzy kobiety o niespotykanie długich włosach. Zacisnęłam ją w
pięść.
— Wiesz, co sobie przypomniałam?
Makimoto
pokręciła głową, nie spuszczając ze mnie bacznego spojrzenia.
— Że już kiedyś widziałam tę kobietę. Tę samą, co dzisiaj na pustyni — sprecyzowałam. — To było podczas pożaru Kagutsu. Ona mnie wtedy...
Uratowała; inaczej skończyłabym pod gruzami.
— I
co, myślisz, że teraz wyrosła nagle spod ziemi i też przyszła ci z odsieczą?
Niby jak!
— Przecież obie widziałyśmy, że nie była materialna. Może... Była czyjąś
Bestia?
— Tylko kogo?
— Nie mam pojęcia — szepnęłam i wyjrzałam przez okno. — Nie mam
pojęcia...
Ale
dowiem się za wszelką cenę. Muszę się dowiedzieć komu dla odmiany nie zależy na
mojej śmierci.
♧~♧~♧
Narrator
Fakt, że była
przeraźliwie chuda, a do tego drobniutka, nie pomagał w magazynowaniu ciepła,
które tak szybko z niej ulatywało, gdy siedziała wciśnięta w kąt małego pokoiku
w rozpadającej się, niezamieszkałej już kamienicy. Chłodny wiatr nic sobie nie
robił z jej cichych błagań i wesoło tańczył po pomieszczeniu, wpadając przez
wybite okna. Wzdrygnęła się gdy znowu zimne dreszcze przebiegły jej po
kręgosłupie.
Sama siebie
zaskoczyła. Myślała, że po tym, kim się stała nie będzie już nic czuła, nic nie
będzie ją obchodziło. A tu takie niefajne zaskoczenie.
Kolejne igiełki
wbiły jej się w ciało, ale tym razem nie były takie nieprzyjemne. Podrapała się
w prawą dłoń, czując lekkie mrowienie. Przyzwyczaiła się już do czerwonych blizn od poparzeń, jakie towarzyszyły jej od dnia, w którym została "naczyniem", takim tymczasowym właścicielem bestii.
Oderwała wzrok od swoich brudnych, małych stóp nie odzianych w żadne buty, i wbiła go w przestrzeń przed sobą, gdzie parę sekund później zmaterializowała się postać żołnierza-kobiety. Poznała ją od razu po długich włosach, pomimo że w ciele pozostawały duże ubytki - brak ręki do połowy, i dziura po lewej stronie brzucha. Dziewczynka po prostu nie miała w sobie tak dużo sił by dać pełne ciało swojej bestii.
Mała uśmiechnęła się leciutko. Nie wiedziała czemu na widok She odczuwała taką radość. Może dlatego że ten duch, jak często ją nazywała, wprowadził w jej życie jeden malutki promyk światła. Dała jej nadzieję, że nie umrze na ulicy, a jej ciała nie wrzucą do śmietnika.
- She... I jak, udało się? - spytała słabiutkim głosem. Zapalenie płuc nadal nie zostało w pełni wyleczone.
Kobieta podeszła do niej i kucnęła. Twarz jak zwykle skrywała pod bordową płachtą, zaczepioną na opasce. Mała jeszcze ani razu nie widziała jej oczu. Kiedyś o to poprosiła, a She obiecała, że "na koniec" spełni jej prośbę.
- Tak, znalazłam - odpowiedziała She spokojnym i harmonijnym głosem, który tyle razy słyszała przed snem.
- Uratowałaś tego kogoś?
Kobieta potaknęła, a płachta na chwilę odsłoniła wąskie usta. Nie układały się w uśmiech.
- Coś poszło nie tak? - Mała usiadła na piętach, zaniepokojona większą niż zwykle markotnością towarzyszki. Uniosła chude rączki by objąć szyję She, ale powstrzymała się, wiedząc, że i tak przejdą przez She jak przez mgłę.
- Nie, tylko... Musisz trochę poczekać. Nasz plan będzie miał małe opóźnienie. To my musimy wyjść z inicjatywą i spotkać się z moim nowym mistrzem, dobrze? On... Ona, jeszcze nie wie, że jestem jej przeznaczona. Poza tym ma już swoją bestię.
- Ale ty będziesz lepsza. Będziesz chronić swojego mistrza za wszelką cenę, to twoje zadanie.
Tym razem Mała nie zauważyła jak pod materiałem usta She wykrzywiają się w leciuki uśmiech. Tak, ponownie została powołana do Wojny, lecz tym razem nie zamierzała pozwolić, by jej mistrz zginął tak szybko. Tym razem go ocali, musi, bo obiecała. Obiecała Ihirowi, że ochroni jego córkę.
Zajmuje bo padam
OdpowiedzUsuńHanako: *ostrzyła kosę by odbić Rena, lecz gdy usłyszała historie to przerwała* Okropne miejsce.Widać że to twór tamtrgo gościa. *dopisuje Karme do ludzki których musi zabić* Spokojnie odbijemy Rena. Pomóc? *tyli Meg*
UsuńMiju: Zmiana bey'a nie no ja bym mu kark urwała
Beta: nie tylko ty idziemy odbić Rena Miju Hanako idziemy *ciągnie Miju i Hanako za sobą i idzie szukać bazy*
Ja: To się wkurzyły. Czekam na kolejny
Meg: *wtula się w Hanako i nie chce puścić od godziny*
UsuńKel: No i się przykleiła
Meg: *głosik niewinnego dziecka * Jestem biednym dzieckiem z depresją, bo czarna Roszpunka się na mnie uwzięła i porwała przyjaciela, hlip, hlip.
Kelb Jak dostaniesz jej głowę na talerzu to pewnie ci przejdzie?
Megb Yhym ^^
Kel: Taaa
Autorka: *leży gdzieś w kącie*
Hanako: *udało się jej odczepic od Meg* Przyniosę jej głowę. Miju Beta Akana idziemy. Miju Pachet umie namierzyć Mroczną Moc?
UsuńMiju: tak
Hanako: Idziemy!! Co tam że ma sojuszników. Do twierdzy Karmy!!! *teleportuje się do Japonii aby szukać siedziby Karmy*
Miju: Lepiej iść z nią
Beta: Jeszcze guzy naboje
Akana: racja
Jenn: Zajebisty anioł z krwawą chustą, nieźle ich Archanioł ubiera XD
OdpowiedzUsuńVictor:...
Jenn: Dobra, ale czemu Doji to Ichin? Wtf? Ja coś pominęłam?
Kyoya: Wiele rzeczy. Zdrowy rozsądek również
Jenn: Ty za to mózg, narwańcu. Wgl wypierdalando, to moja sekcja
Kyoya: Niby od kiedy?
Jenn: Od zawsze *macha na niego ręką, po której suną fioletowe smugi jakby dymu* Pomijając tego idiotę, to ktoś mi wytłumaczy, czemu Ren tak obrywa? XD Porywa go jakaś niespełniona laska, co wygląda jak śmierć na urlopie oraz...eee... *strzela palcami* jak tyś miał...A, Irs!...A nie...
Artemis:* z ręką przy twarzy* Urs...
Jenn: Byłam blisko! No to Urś, co jest pizgnięty na łeb. Brakuje tylko Agumy i Dunamisa do kwadratu spierdolenia totalnego, bo Konzern jest zbyt ciotowaty na to
Julian: -_-
Jenn: Krzyw się, krzyw i tak mi gówno zrobisz *wystawia język* Oby ci tak zostało
Kyoya: Brakowało ci tego jadu, co, żmijo?
Jenn: Nie martw się, w tych dwóch rozdziałach nadrobię i zrobię sobie zapas
Kyoya: O radości
Jenn: UWAGA, POETA POLSKI I JAPOŃSKI...*BĘBNY* DOOOOJIII *PREZENTUJE TRUMNĘ, JAKO ŻE SKURWIEL NAWET CIAŁA NIE ZOSTAWIŁ*
Dobra, ale serio jak można uważać Arisaka za poetyckie? Arisraka od razu, jełopie. Megan to bardzo ładne imię, nie znasz się. No i fajne eksperymenty, zajebiście się na tobie odbiły, nie? *popukała trumnę, robiąc w niej dziurę, co znaczy że jest zła (no wiecie, przeszłość itp XD)*
Izu: Megi-chan, czemu miałaś się nie narodzić? Przecież skoro możesz bronić się przed tą ludzką mroczną mocą, to nie jesteś czymś na kształt cudu? O.o
" — Marzą tylko głupcy. Marzenia są dla słabych."
Jenn: Co? XD
Izu; Nu, nu, marzenia nie czynią słabszym, Megi. MArzenia są bardzo fajne, bo motywują
Jenn: Nawet ja marzę *tak, chwila szoku* co prawda o dużej willi ze służbą, zawsze pełnym barkiem, basenem, kupą pieniędzy w sejfie, ale marzę XD
Kyoya, coś ty zrobił z kasą za mistrzostwo?
Jenn: W vana zainwestował, czytaj ze zrozumieniem XDD *klepie go po głowie* Co tobą kierowało? Alkohol?
Kyoya: Tamtego się pytaj
Jenn: Po chuj, jesteście tak samo tępi
Kyoya:...
Czekamy na next *zastanawia się, co to za komentarz*
Meg: *macha szybko rękami * Doji to nie Ichin! To dwaj różni goście, ale tak samo spierdzieleni na umyśle! Nessa, chyba coś porabalas.
Usuń*zero reakcji, wgapianie się w sufit*
Meg: Nessa? *macha manga przed twarzą * szlag, ścieła się
Kel: Znowu za mało żelaza *robi wypad do apteki *
Jak-ja-nie-cierpie-swojego... Życia. Czemu ono mus być taki popaprane, co? Czemu jestem taka zrąbana? He? He?!
Meg: Zamknij się zesz! *zdziela Autorkę książką * już sie nie dziwię czemu to ja jestem taka walnieta i owy cud, jakim niby jestem, uważam za przekleństwo, bo wszyscy chcą z tego względu na mnie eksperymenty robić! Izu, nie lubię marzeń bo moje nigdy się nie spełniają i zawsze zostaje tylko rozczarowanie; np. Myślałam że Karma zdechła ale laska chyba dała dupy diabłu i się dogadali; myślałam że Urs lata sobie po piekle z ogonkiem i rogami, a tu nic, lata ale za mną i chce mnie nadziac na włócznię *mogła by wymieniać dalej ale Nessa zatyka jej usta*
*rozgląda się po pokoju podkrążonymi oczami a ze swoją bladą twarzą wygląda jak rodowoty psychol* chyba się na tobie wyzyje, co ty na to?
Meg: *załamuje ręce * no jasne, dobij mnie bardziej, co jeszcze?!
Sprowadzamy Agumę?
Meg: *krztusi się własną ślina * spierdzielaj!
Hm, zastanowię się, muszę to opko jeszcze bardziej sprowadzić na dno. Tak, taka terapia na pewno mi pomoże. *zaciera rączki, ostrzy ołówek i zasiada do biurka *
Meg: walnij ją ktoś ode mnie.
Kel: *akurat wróciła i zdziela Nesse pudelkiem proszków * żryj i żyj
Ten dzień jest po prostu dziwny, Angel, i nic nie wychodzi tak jak powinno xD *już jej lepiej po prochach* I znowu się z tym gównem użerać, ble, nie lubię proszków. Nie lubię cię orgnizmie, słyszysz!? *dźga się w brzuch*
Meg: to jak najbardziej normalne spokojnie